Podczas festiwalu Millennium Docs Against Gravity mieliśmy okazję spotkać się z Joanną Ratajczak, reżyserką debiutującą filmem dokumentalnym Zaufaj mi. Opowiada w nim o małżeństwie Alicji i Sebastiana oraz ekstremalnych emocjach, które pojawiają się w relacji, gdy mężczyzna podejmuje decyzję o otwarciu związku. Film był nominowany do nagrody dla najlepszego filmu polskiego w ramach MDAG.
Jakub Nowociński: Czy miłość ma granice?
Joanna Ratajczak: dla wszystkich z nas miłość ma swoje granice gdzie indziej. Kiedy zaczęłam robić ten film, granice Alicji i Sebastiana znajdowały się w zupełnie różnych miejscach. Myślę, iż tak jest z każdym z nas. To bardzo indywidualna sprawa. Granice w intymności, miłości, bliskości — każdy z nas ustala je inaczej. Dlatego tak ważne jest, by o nich rozmawiać. Zwłaszcza z tą najbliższą nam osobą, czy osobami, z którymi jesteśmy w związku. Bo często wychodzimy z założenia, iż granica, którą ja mam, obowiązuje również drugą osobę. A to przecież iluzja.
Jak długo wcześniej znałaś się z Alicją i z Sebastianem, którzy wystąpili w filmie Zaufaj mi? I jak zaczęła się ta znajomość?
To było chyba w 2010 roku. Ta znajomość zaczęła się bardzo klasycznie — poznaliśmy się na placu zabaw, bo nasze dzieci są w podobnym wieku. Alicja, tak jak ja, jest Polką. Zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiadała, iż pracuje jako przedszkolanka, ma męża Niemca, który jest architektem. I tak po prostu się spotykaliśmy, jak to pary z dziećmi. Niedługo potem poznałam Sebastiana. Dla mnie byli przykładem ludzi, którzy naprawdę się odnaleźli. Idealny związek — zawsze było wokół nich coś magicznego, coś wyjątkowego.
Czyli mamy fajną parę z dwójką dzieci.
Właściwie czwórką, bo Sebastian miał dwójkę z pierwszego małżeństwa, które wychowywał z ich mamą pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Ale Alicja też była mamą dla całej czwórki. I byli taką fajną rodziną. Oni siebie tak znaleźli. Pasowali do siebie jak puzzle.
Byłam jedną z pierwszych osób, którym powiedzieli, iż otwierają związek. Absolutnie nie wierzyłam, iż do tego dojdzie. Wydawało się to zupełnie nierealne, ale jednocześnie ciekawe. Oni ze sobą super na ten temat rozmawiali. Była tam otwartość i szczerość, dzielili się ze sobą bardzo intymnymi potrzebami. Takimi, o których nie mówimy sobie w związkach. Ujęło mnie to.

Kiedy postanowiłaś, iż warto włączyć kamerę?
Alicja i Sebastian na początku z nikim nie dzielili się tematem otwierania związku. Naprawdę odrabiali wtedy „zadania domowe” z poliamorii — chodzili na spotkania, czytali fora, pochłaniali literaturę. Dużo ze sobą rozmawiali. Kiedy ja dołączyłam do tych rozmów, pomyślałam: „Wow, jak świetnie, iż oni o tym rozmawiają”. Niesamowite, iż para potrafi otwarcie poruszać takie tematy: „Co by było, gdybym był z kimś innym? Jak byś się wtedy czuła? Czy byłoby ci z tym ciężko? Jak możemy razem przepracować te emocje?”
Większość ludzi nie rozmawia ze sobą w ten sposób w związkach. Pomyślałam wtedy, iż to będzie krótka, interesująca historia o tym, jak idealny związek potrafi ze sobą rozmawiać. Myślałam, iż na tym się skończy. Ale oni zrobili znacznie więcej niż tylko rozważanie nad tym „co by było, gdyby”.
Myślisz, iż to, co się wydarzyło później, to też w jakimś stopniu efekt obecności kamery?
To wszystko też by się na pewno wydarzyło, ale za sprawą kamery dostało naturalnie innej ciężkości. Nagle byłam świadkiem i wszystko było rejestrowane. Stało się poważniej. Nie można było już nic cofnąć. Moja operatorka, ja i kamera byłyśmy trzecią jakością.
Oczywiście zadawałam dużo pytań, podważałam to, co się dzieje. Pytałam o to, o co Alicja na początku nie pytała. To wytworzyło energię, która na pewno była ważna w ich procesie. Miałam poczucie, iż im to pomaga, bo daje im platformę do poważniejszych rozmów. Czułam się trochę jak taki psycholog i analityk, który słucha, pyta i nie odpowiada.
A ta bliskość, prywatna znajomość, otwierała dla Ciebie jako filmowczyni więcej możliwości, czy może była ograniczeniem?
Nie, dla mnie to zupełnie nie było ograniczenie. Niektórzy mówią mi, iż to ogranicza. Bo przecież na przyjaciół musisz uważać, nie możesz ich skrzywdzić, chcesz ich chronić. Obchodziłabym się tak z każdym bohaterem. o ile ktoś Ci ufa ze swoim życiem, ze swoją intymnością, to musisz się z nim obchodzić jak z najlepszym przyjacielem. Inaczej nie podchodzę do robienia filmów.
Dzięki temu, iż byłam z nimi blisko, bardzo dobrze wiedziałam, jakie mają zwyczaje. Wiedziałam, iż jak wstają rano, to idą z espresso na pomost i piją tam kawę, skaczą do wody. Nie musiałam za nimi biegać. Czekałam na nich z kamerą i to mi bardzo pomogło. Oczywiście bardzo ważne było też zaufanie, na bazie którego to wszystko zostało zbudowane.

Czy na czas tworzenia filmu pomieszkiwałaś u nich?
Nie, my po prostu jesteśmy wszędzie sąsiadami. Zarówno w Berlinie mieszkamy bardzo blisko siebie, jak i na wsi. Na ich posiadłości od wielu lat stoi mój wagon cyrkowy. Żyliśmy w takiej komunie, od kiedy dzieci były małe. Nagle po prostu pojawiłam się jeszcze z operatorką i z kamerą. Joanna Piechota, która towarzyszyła mi przez sześć lat, dobrze się tam wpasowała. W pewnym momencie o nas zapomnieli.
Nie chcę mówić, iż oni nas nie brali na poważnie, ale naprawdę przestali na nas zwracać uwagę. Nikt nigdy nie wiedział do końca, co ja robię, co z tego filmu będzie. Szczególnie, iż wcześniej nie robiłam takich ffilmów. Zresztą nikt nie widział żadnych materiałów przed ukończeniem filmu. Nie wiedzieli, co ich czeka.
Byli zaskoczeni, gdy zobaczyli gotowy materiał?
Tak, bardzo. Robiłam z nimi dużo wywiadów, bo chciałam im dać przestrzeń, żeby wszystkie rzeczy powiedzieć. Platformę do wyrzucenia tych emocji – takich silnych, które nimi targały. Natomiast ja nigdy nie miałam planu, żeby tych materiałów użyć. To był dla mnie bardziej research na miejscu. W finalnej wersji ukazał się może jeden procent tych materiałów, albo choćby mniej.
Oni pewnie myśleli, iż to będzie film oparty na wywiadach. Natomiast dla mnie interesujące było to, co się dzieje po tych rozmowach, gdy już wszystko powiedzieli i po prostu byli sobą. Więc bohaterowie zupełnie nie wiedzieli, jak ten film będzie wyglądał i jaki mam na niego pomysł.
Podczas tego seansu wielokrotnie doświadczałem złości wobec Sebastiana. Pomyślałem sobie, iż nie powinno się deklarować miłości i jednocześnie sprawiać drugiej osobie bólu swoimi decyzjami. A jak ty sobie radziłaś z tymi emocjami, będąc jednocześnie dokumentalistką, jak i przyjaciółką?
Wbrew pozorom to było bardzo wygodne miejsce. Jesteś ze swoimi przyjaciółmi blisko, masz dostęp do wszystkiego, towarzyszysz im w najtrudniejszym momencie radykalnej zmiany stylu życia. Ale nie wyrażasz swojej opinii, nie jesteś po żadnej ze stron. Jesteś za to powiernikiem ich najgłębszych, najintymniejszych tajemnic.
Na początku wydawało mi się to trudne, bo nie mogłam opowiedzieć się po czyjejś stronie. Z biegiem czasu to się stało luksusowym miejscem, za pomocą którego nasza przyjaźń się umocniła. Oczywiście czasem byłam zła na Sebastiana. Bardzo długo też byłam zła na Alicję, iż czegoś mu nie powie, iż zgadza się na to wszystko. Targały mną różne emocje. Używałam potem tych emocji w montażu i w każdej sytuacji wychodziłam od tego, co ta sytuacja ze mną zrobiła, jak ją czułam, jakie emocje przeżywałam.
I co to z Tobą zrobiło?
Na pewno nauczyło mnie większej pokory do tego, żeby nie oceniać, w jaki sposób ludzie chcą żyć i jak chcą kochać. Zderzyłam się z przekonaniami i oceną na temat tego, co myślałam o ludziach w poliamorycznych kręgach. Jak łatwo było mi ich zaszufladkować. Powoli zaczęłam zmieniać te definicje. Dodało mi też odwagi w rozmowach ze swoim partnerem. choćby trudne rozmowy są potrzebne.

Dla Sebastiana ten układ zdaje się działać znacznie bardziej niż dla Alicji.
Teraz działa dla Alicji bardziej niż dla Sebastiana. Alicja jest tą, która szaleje i sobie hasa, a Sebastian często ma mniej spotkań. Ona miała naturalnie trudniejszą drogę do przebycia, bo to była jego decyzja. Musiała wykonać większą pracę, ale to jej się opłaciło. Wyemancypowała się ze związku, stała się o wiele silniejszą, pewniejszą siebie kobietą.
Czy ten film może zdjąć stygmę z poliamorycznych związków?
Nie mam pojęcia. To chyba zależy od widowni, od kraju, od przekonań ludzi. Ja nie chciałam robić nigdy filmu o poliamorii, mnie ten temat tak do końca nie interesuje. Dla mnie interesujące było pokazanie ludzi, którzy konfrontują się z bardzo ekstremalnymi emocjami. Muszą walczyć z zazdrością czy poczuciem własności, wyłączności. Być może przy okazji opowiedzieliśmy o świecie poliamorycznym, ale w ogóle nie było to celem.
Czy przewidujesz, iż polska widownia odbierze ten film inaczej niż niemiecka?
Na pewno, bo główną bohaterką jest kobieta, Polka. Polskie kobiety bardzo walczą o swoje prawa. Dużo rzeczy ma wpływ: nasze wychowanie, socjalizacja, religia. Czasy, w których żyjemy. Ostatnio, będąc w Warszawie, byłam w nowo otwartym Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jest tam tak dużo sztuki kobiecej, która mówi o tym, jak polskie kobiety walczą. Mówimy o wolności dla kobiet, o wolności dla ich ciał. To, o co walczy Alicja, to tak naprawdę to jest to samo, a te wszystkie ograniczenia i zakazy były w niej, w jej ciele i zrozumieniu tego, co jej wolno. To wyniosła ze swojej socjalizacji w Polsce. Jestem bardzo ciekawa, jak film zostanie odebrany przez polską widownię. Jestem też kompletnie wniebowzięta, iż Zaufaj mi ma polską premierę na Millennium Docs Against Gravity. Z moim pierwszym filmem jestem na tym wspaniałym festiwalu.

No właśnie, znalazłaś się tutaj, na tym festiwalu, ze swoim debiutem, ale to chyba nie była aż tak oczywista droga. Byłaś DJ-ką, dziennikarką radiową, studiowałaś politologię, amerykanistykę. Jak to się stało, iż jesteś tutaj?
Moja droga do filmu była dość długa. Najpierw studiowałam politologię i dziennikarstwo, potem wyjechałam do Niemiec. Tam zaczęłam amerykanistykę, a równolegle rozwijałam swoją karierę w radiu i jako DJ-ka. Zakochałam się w Berlinie i spędziłam tam wiele lat. Marzenie o filmie zawsze we mnie było, ale coś ciągle stawało mi na drodze. Kiedy już prawie byłam u celu, życie wciągało mnie w inne sprawy. W wieku 29 lat chciałam składać papiery na studia filmowe w Babelsbergu pod Berlinem. I wtedy nagle okazało się, iż jestem w ciąży. Marzenie musiało poczekać.
Przez wiele lat byłam sama z moim synem, a priorytetem stało się zarabianie pieniędzy i spędzanie z nim czasu. Luksus, jakim jest robienie filmów dokumentalnych, zupełnie nie mieścił się wtedy w mojej codzienności. Ale to marzenie nigdy mnie nie opuściło. Pamiętam, jak jedna koleżanka powiedziała: „Aśka, jakbyś teraz nie zrobiła tego filmu, to chyba by ci głowa wybuchła”.
Na koniec mam serię krótkich pytań. Na co dzień najbardziej inspiruje mnie…
Mój syn.
Mój kolejny film będzie o…
Moich przyjaciółkach.
Chciałbym, żeby ludzie wynieśli z seansu Zaufaj mi…
Odwagę, aby ze sobą rozmawiać.
Dziękuję bardzo.
korekta: Anna Czerwińska