Jestem mężatką od trzech lat. Niedawno odziedziczyłam po dziadku kawalerkę w centrum miasta. Ponieważ nie mamy własnego mieszkania, mój mąż zaproponował, żeby sprzedać to lokum i włożyć pieniądze w zakup wspólnego mieszkania. Moi rodzice uważają jednak, iż nie powinnam się spieszyć i iż jeżeli mój mąż chce kupić coś razem, to powinien dołożyć się na równi ze mną. On natomiast twierdzi, iż jestem egoistką, a ostatnio choćby zaczął mówić o rozwodzie

przytulnosc.pl 4 godzin temu

Sama czasem nie rozumiem, dlaczego w ogóle wyszłam za Łukasza. Może dlatego, iż miałam wtedy 27 lat i zaczynałam panikować, iż jeżeli nie teraz, to już nigdy nie założę rodziny. Spotykaliśmy się zaledwie pół roku, gdy oświadczył mi się – zgodziłam się bez większego zastanowienia.

Potem przyszło wiele wątpliwości. Prawie się rozstaliśmy – pół roku to zdecydowanie za mało, żeby dobrze poznać człowieka, z którym planuje się przeżyć życie.

Teraz jesteśmy razem już trzy lata. W zeszłym roku mąż mnie zdradził. Dowiedziałam się i kilka brakowało, żebyśmy trafili do sądu rozwodowego. Oboje jesteśmy winni – za dużo pracy, za mało czasu dla siebie, codzienna rutyna i zmęczenie. Ale to on pierwszy mówił o rozstaniu, nie ja. Później rodzice nas pogodzili i do rozwodu nie doszło. Łukasz przyznał, iż zrobił źle, obiecał, iż nigdy więcej. Niby się między nami poprawiło, ale we mnie osad został.

Trzy miesiące temu dostałam w spadku kawalerkę. Mieszkanie stare, remontu prawie brak, więc do życia się nie nadaje, ale sprzedać można. Łukasz od razu zaproponował, żeby sprzedać i dołożyć pieniądze do wspólnego mieszkania. Ja się waham. Boję się, iż jeżeli znów dojdzie do kryzysu i rozwodu, to stracę połowę wartości mojego spadku.

Wiem, iż w małżeństwie nie powinno być podejrzeń, ale wspomnienie zdrady wciąż nie daje mi spokoju. Moi rodzice mówią, iż nie powinnam podejmować pochopnych decyzji i iż jeżeli mąż chce większego mieszkania, to powinien dorzucić się po równo. On jednak tego nie rozumie. Twierdzi, iż moja ostrożność jest czystym egoizmem i iż przez to odbieram nam szansę na „normalne życie”. Teściowa zdążyła mi już wytknąć, iż jestem materialistką, bo bardziej cenię spadek niż rodzinę i przyszłe dzieci.

A właśnie – dzieci. Łukasz ciągle powtarza, iż dopóki nie mamy swojego mieszkania, nie ma mowy o potomstwie. I to mnie dodatkowo niepokoi. Bo niby skąd mam wiedzieć, jakie naprawdę są jego plany?

Mam poczucie, iż mieszkanie zostało zapisane mnie i to ja powinnam decydować, co z nim zrobić. Proponowałam mężowi, iż możemy je wynająć, a z czynszu wynajmować sobie większe mieszkanie i odkładać z naszych pensji na zakup wspólnego. Ale on się nie zgadza. Mówi, iż skoro mamy wspólny budżet, to również spadek powinien być wspólny.

Ostatnio powiedział mi wprost: jeżeli mu nie ufam, to powinniśmy się rozstać. A ja stoję w miejscu. Jeszcze niedawno nie wahałabym się – sprzedałabym mieszkanie i razem zainwestowalibyśmy w coś większego. Ale po tym, co przeżyliśmy, mam poważne obawy, iż mogłabym kiedyś tego bardzo żałować.

Nie wiem, co wybrać: mieszkanie czy męża.

Idź do oryginalnego materiału