Tekst może zawierać spoilery dot. filmu "Exit 8".
Klątwa adaptacji gier została w ostatnich latach zdjęta. "Exit 8" Genkiego Kawamury ("Monster") jest tego świetnym przykładem. Nie dość, iż wkracza na teren oryginalnej produkcji wydanej przez Kotake Create, to jeszcze stanowi porządny komentarz społeczny, który sprawdza się najlepiej tylko wtedy, gdy uważnie obserwujemy nasze otoczenie. W tym przypadku jest nim tokijska stacja metra Kiyosumi-Shirakawa.
Recenzja japońskiego horroru "Exit 8". O czym jest?
Mężczyzna stoi w drzwiach wypełnionego po brzegi wagonu, w którym ciszę przerywa donośny płacz dziecka. Ktoś zaczyna drzeć się na bezbronną matkę, by uciszyła swoje niemowlę. Mężczyzna nie reaguje, tym samym stając się biernym obserwatorem zdarzeń.
Metro zatrzymuje się na stacji, na której nasz bohater – uosobienie motywu everymana w najczystszej postaci – wysiada. Korytarz do wyjścia numer 8 robi się pusty. Mężczyznę w kółko mija ten sam mężczyzna o beznamiętnej twarzy. Nigdzie nie ma schodów prowadzących na górę.
Bezimienny bohater jest w potrzasku. By przerwać limbo, musi przestrzegać kilku pozornie prostych zasad. "Jeśli znajdziesz anomalię, natychmiast zawróć. jeżeli jej nie znajdziesz, możesz kontynuować swoją drogę" – czyta na jednym z plakatów. Kłopot w tym, iż wystarczy jedno niedopatrzenie, by trafić na sam początek 8-etapowej gry.
Znajdź anomalię, by stać się anomalią
"Exit 8" to horror psychologiczny, który z głową wykorzystuje najważniejsze aspekty swojego gatunku. Niepokoi scenerią czerpiącą z estetyki przestrzeni liminalnych (opustoszałych, odrealnionych miejsc), czasem sprawia, iż widz podskakuje w fotelu kinowym, ale – co najistotniejsze – odwołuje się do wewnętrznego strachu każdego człowieka (ekhem, wspomnianego everymana).
Kino grozy ma to do siebie, iż z reguły kreuje wizję odzwierciedlającą pewne obawy społeczeństwa. W swoim filmie Genki Kawamura nie stroni od subtelnej i delikatnej krytyki japońskich obyczajów – zwłaszcza savoir-vivre'u, jaki wymagany jest tam od pasażerów metra.
Japończycy wychodzą z założenia, iż w przestrzeni publicznej (w tym przypadku komunikacji miejskiej) każdemu należy się szacunek, co nie jest oczywiście niczym inherentnie złym.
Nie blokuj przejścia, idź zgodnie ze strzałkami na podłodze, nie rozmawiaj głośno, nie zajmuj więcej niż jednego miejsca, szanuj czyjąś prywatność, nie patrz się na innych i nie uśmiechaj się bez powodu, bo może to zostać opacznie zrozumiane. Dwa ostatnie zjawiska są elementami horrorowej układanki Kawamury.
Japończycy mają inną kulturę pracy, średnio śpią mniej niż przeciętny mieszkaniec Zachodu, zatem podczas przejażdżki metrem ich zmęczenie można odczuć na własnej skórze. Reżyser "Exit 8" nie gani nikogo za to, iż chce w spokoju wrócić do domu, aczkolwiek otwiera film sytuacją, która aż prosi się o reakcję i dotyczy nie tylko Kraju Kwitnącej Wiśni.
Już w pierwszej scenie z mężczyzną drącym się na płaczące niemowlę i jego matkę poznajemy motyw główny horroru – społeczno-psychologiczną teorię o nazwie "efekt widza" (oryg. bystander effect). Fenomen ten ma ścisły związek z konformizmem i polega na tym, iż jednostki są mniej skłonne do udzielenia pomocy ofierze w obecności innych osób. Ot, zjawisko rozproszenie odpowiedzialności.
Pętlę, w jakiej znalazł się bezimienny bohater, można zatem zinterpretować jako karę za obojętność. Szukanie anomalii i reagowanie na nie to swoista nauczka.
"Exit 8" nie jest drugim "Squid Game", ale...
Po światowej premierze "Exit 8" podczas 78. Festiwalu Filmowego w Cannes zagraniczni krytycy zaczęli porównywać japońskiego reżysera do Hwang Dong-hyuka, twórcy południowokoreańskiego serialu "Squid Game", co na pierwszy rzut oka mogło wydawać się bardzo naciągane, a wcale takie nie jest.
Obie produkcje bazują na grach (jedna na komputerowej, druga na dziecięcych zabawach prosto z podwórka), używając ich jako pretekstu do społecznej krytyki. Z tą różnicą, iż twórczość Kawamury jest mniej przystępna dla przeciętnego widza i może spotkać się z brakiem dostatecznego zrozumienia.
Horror, który ma męczyć
Zgubionego w metrze mężczyznę gra Kazunari Ninomiya ("Listy z Iwo Jimy"). Ekranowy astmatyk nie dość, iż wpada w sam środek czegoś, co wygląda jak czyściec, to ma na głowie problemy związkowe. Scenariusz rzuca nam kilka informacji o protagoniście, ale na tyle dużo, by bez szerszego kontekstu zrozumieć jego położenie i rozterki. To, co niedopowiedziane, nadrabiane jest świetnym aktorstwem.
Kamera z początku przyjmuje typową dla gry perspektywę pierwszej osoby (w skrócie: FPP), aby dopiero po chwili uczynić z nas biernego obserwatora.
Jako osoba, która spędziła dzieciństwo na patrzeniu, jak mój brat gra na komputerze, czułam się podirytowana, gdy bohater "Exit 8" popełniał głupie błędy, omijając oczywiste anomalie. I myślę, iż taka była intencja Kawamury. Mojemu bratu mogłam coś podpowiadać, a postaci Ninomiyi już nie. Za to podczas seansu nieustannie ćwiczyłam swoją empatię.
Film "Exit 8" z jednej strony jest prosty, z drugi zagmatwany; z jednej męczący, z drugiej – cholera jasna – odsuń się gościu, chcę rozwiązać tę łamigłówkę za ciebie. Kawamura wymagał reakcji od swojego bohatera, a uzyskał reakcję od widza.