Jerzy Bińczycki to legenda polskiego kina. W ciągu dziesięcioleci swojej kariery zdążył wcielić się w kilkadziesiąt ról filmowych i teatralnych. Jego najbardziej pamiętne kreacje aktorskie to profesor Rafał Wilczur w ekranizacji "Znachora" oraz Bogumił Niechcic w filmowej adaptacji "Nocy i dni". We wtorek 2 października przypada 26 rocznica śmierci artysty. Gwiazdor odszedł w wieku 61 lat.
REKLAMA
Zobacz wideo jeżeli kochacie wersję z Bińczyckim, nie lękajcie się! jeżeli nie, też zobaczcie nowego "Znachora"
Jerzy Bińczycki walczył z nałogami. Doprowadziły do rozstania z pierwszą żoną
Jerzy Bińczycki zadebiutował na początku lat 60. Karierę rozpoczynał w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Tam też poznał swoją pierwszą żonę, Elżbietę Willównę. Para nie zwlekała ze ślubem. niedługo na świat przyszła także ich córka Magdalena. Niestety, małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Aktorzy rozstali się jednak w dobrych relacjach. Bińczycki utrzymywał, iż powodem rozwodu miała być praca. "Małżeństwo to hazard. Mówi się: na całe życie, ale nie zawsze się to spełnia. Ludzie się rozstają. Ja też przeżyłem rozwód. Dom i rodzina to dla mnie najważniejsze wartości, ale... nie wierzę w aktorskie małżeństwa, bo mają małe szanse na przetrwanie" - mówił w jednym z wywiadów cytowanych przez serwis Viva.pl. Po latach córka aktorskiej pary, Magdalena, rzuciła na rozstanie rodziców nieco inne światło.
Trzeba otwarcie powiedzieć, iż tato miał problem z hazardem i alkoholem.
"W domu starano się nie poruszać tego tematu - ani mama, ani babcia, ani rodzina taty o tym nie mówili, ale Kraków jest specyficznym miejscem, trudno takie rzeczy ukryć, wiele słyszałam z tzw. miasta. Choćby o zamiłowaniu taty do gry w karty na pieniądze" - wyznała w wywiadzie dla "Zwierciadła".
Jerzy Bińczycki odnalazł miłość po latach. Jego serce skradła młodsza o 17 lat studentka
Po rozstaniu Bińczycki rzucił się w wir pracy i nie poszukiwał miłości. Jak to jednak w życiu bywa, uczucie samo go znalazło. Na początku lat 80. aktor poznał Elżbietę Godorowską, studentkę teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przyszła żona przeprowadzała z nim wówczas wywiad. Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia.
Tak nawiązaliśmy poważny kontakt. Z czasem przerodził się w znajomość, potem w sympatię, w konsekwencji w małżeństwo. Takiej kobiety szukałem. Zarówno mnie, jak i jej zależało na tym, żeby mieć prawdziwy dom, rodzinę. Tego nam brakowało
- opowiadał Bińczycki cytowany "Życie na gorąco". "Mimo różnych temperamentów i rytmów wewnętrznych nasze marzenia i wyobrażenia o domu gdzieś się spotkały. To układanie wspólnego życia było dla mnie czasem wielkiego renesansu. Zaczęło się coś na nowo w mojej biografii, co zmieniło sens mojego życia" - dodał. Jakiś czas później zakochani się pobrali, a w 1982 roku urodził się ich syn Jan. Dojrzałe ojcostwo było dla aktora poruszającym doświadczeniem. "Zobaczyłam męża pierwszy raz po porodzie. Ten duży mężczyzna w długim czarnym płaszczu stał i po prostu płakał" - wspominała Elżbieta Bińczycka, cytowana przez "Vivę!".
Jerzy Bińczycki pracował aż do śmierci. "Była dla niego zbyt wielkim stresem i obciążeniem"
Para wiodła spokojne życie w Krakowie, artysta jednak ani na chwilę nie zwalniał tempa. "Aktorstwo jest jednym z tych zawodów, w których zawsze chce się pracować, niezależnie od zmęczenia, stanu ducha i kondycji" - stwierdził w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". W 1998 roku artysta objął stanowisko dyrektora Starego Teatru. Posada ta okazała się jednak dla niego dużym wyzwaniem. "Nowa funkcja była dla niego zbyt wielkim stresem i obciążeniem" - stwierdził później Jerzy Hoffman, cytowany przez "Rzeczpospolitą". Aktor do końca dawał jednak z siebie sto procent. Chciał zrealizować mnóstwo nowych pomysłów i projektów. Bińczycki zmarł na zawał serca po zaledwie czterech miesiącach od objęcia szefostwa w Teatrze Starym. "Nie podejrzewałam go o taki zapas energii, myślenia, pasji. Ten teatr znał świetnie, od piwnic po strych, wszystkich ludzi, mechanizmy, relacje międzyludzkie" - wspominała Elżbieta Bińczycka w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", opublikowanym kilka lat po śmierci aktora.