Był początek lat 90., kiedy telewizja NBC zdecydowała się wyemitować Potyczki Jerry’ego Springera, wcześniej prezentera, lokalnego polityka, burmistrza, radnego, który doskonale pokazał, co kryje się w społeczeństwie amerykańskim. Ale czy tylko tym? Prawdopodobnie nie, tyle iż naszej polskiej telewizji wciąż brakuje odwagi, żeby coś takiego zrobić. Dokument Jerry Springer: Kłótnie, kamera, akcja dostępny teraz na Netflixie pokazuje, jak się program Springera przez lata kształtował, oraz jakie sam prowadzący wraz z producentami mieli te najgłębsze motywacje, żeby doprowadzać do tak drastycznych konfrontacji na ekranie. Czy to jeszcze telewizja, czy może cyrk? A może realizacja, jak twierdził sam Springer, konstytucyjnego prawa każdego Amerykanina, żeby móc zaprezentować własne poglądy, choćby te kryminogenne…
Gdzie są więc granice? Czy prawo do prezentacji własnych poglądów może stać w sprzeczności z prawem stanowionym? Czy człowiek cierpiący na zoofilię, zwolennik uprawiania seksu z siostrą, nazista, czy inny dewiant ma konstytucyjne prawo do wolności swoich poglądów? Zostawiam teraz z boku te tzw. „normalne” tematy Springera, gdy kochanki kłócą się o męża, czy publicznie pokazuje się facet, który uwielbia nosić pieluchy. Ktoś może powiedzieć, iż tak, tacy ludzie praw tych nie tracą, dopóki sąd im ich nie odbierze – na tym polega praworządność. Czymś innym jest jednak dawanie im darmowej platformy, żeby te poglądy szerzyć – to jak współudział w ich potencjalnych zbrodniach. I może doprowadzić nie tylko do rozpropagowania owych szkodliwych idei i modeli zachowywania się, ale i prawdziwych zbrodni, co się choćby wydarzyło. Wolność więc musi mieć granice, zwłaszcza u gatunków istot, które charakteryzują się samoświadomością. Cóż za paradoks. Tę drogę od wolności do całkowitego zniewolenia poszukiwaniem kolejnych kontrowersyjnych tematów, obnażając przy okazji, kim jest przeciętny człowiek, gdy mu się odpowiednio wykreuje system wartości i rzeczywistość, przedstawia dokument Netflixa. Produkcja wcale nie wybiela Springera. Pokazuje go w różnych barwach, najczęściej jednak negatywnych. Widzimy człowieka, który zmarnował swoją rodzinną historię i to, iż w sumie zrządzeniem losu pojawił się na świcie, bo wcale nie musiał. Mogła go zabrać wojenna pożoga, antysemicka ideologia, którą tak wykorzysta potem w swoich programach, żeby na niej zarobić.
Opisuje jego postać dzięki komentarzy jego współpracowników, smakowitych fragmentów talk show, wniosków wyciąganych przed niego samego, w których zarzeka się, iż nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Tak mu się przynajmniej wydawało, gdyż Jerry Springer prawdopodobnie nie miał wykształconego systemu wartości. Już go o to nie zapytamy, a widzem dokumentu Netflixa również nie będzie, gdyż zmarł w 2023 roku. Osiągnął jednak pewnego rodzaju sławę, wyrażaną rekordowymi słupkami oglądalności, czego mu nikt nie odbierze. Springer stał się faktem historycznym w historii telewizji, a jego program, fenomenem nie tylko formalnym i tematycznym, ale i manipulacyjnie psychologicznym. I to jest ta właśnie najmroczniejsza strona Springera i jego ekipy – nie tylko znajdowali osoby o nieraz najgorszych dewiacjach, żeby opowiadały o nich publicznie, ale manipulowali nimi, podjudzali ich, katalizowali ich fantazje, choćby szantażowali, doprowadzali do granic ich wytrzymałości psychicznej, w imię oglądalności. To było podwójnie złe. I właśnie to powinno już dawno wyeliminować Jerry’ego Springera z telewizji. Ktoś jednak zdecydował, iż pieniądze warte są każdej podłości. Ktoś dużo ważniejszy niż sam Springer. On nie mógłby choćby kiwnąć palcem bez pozwolenia decydentów NBC.
Dokument o Springerze jest krytyczny, ale i historyczny. To dobrze, iż takie produkcje są dzisiaj realizowane, gdyż przestrzegają przed tym, czym może stać się telewizja, i czym nigdy nie powinna być, niezależnie od tego, czego chcą widzowie. Konstrukcja techniczna produkcji jest standardowa. Byli współpracownicy, krewni uczestników, krytycy, dziennikarze, wypowiadają się na temat show, Springera, jak również niektórych wydarzeń, będących tłem oraz konsekwencją programu. Jest dużo zdjęć archiwalnych, niewyczyszczonych, co przydaje całości dokumentu charakterystycznego, kronikarskiego stylu. Nie ma w tym nic odkrywczego, gdyż większość dokumentów się dzisiaj w ten sposób kręci, ale równocześnie nadaje styl. Produkcję ogląda się niekiedy jak serial kryminalny, który od pierwszych scen prowadzi widzów do finalnego odkrycia, co kryło się za kulisami programu Springera. A nie są to odosobnione tragedie ludzi, wykorzystanych przez ekipę talk show, ale cała skomplikowana machina, jak to robić niemal maszynowo, fabrycznie, w sposób zaplanowany, żeby zarobić jak najwięcej. Nie mogę wyzbyć się wrażenia, iż Springer w telewizji stworzył coś na kształt moralnej fabryki śmierci, jakby podświadomie sugerował się tym, co przeżyli jego rodzice, tyle iż zupełnie odwrotnie. To wyjątkowo ohydne podsumowanie tego, kim był Springer, ale patrząc na świat i ludzką moralność racjonalnie, nie da się inaczej go ocenić.