Nazywam się Kasia i od lat noszę w sercu historię, która mnie przytłacza. Może gdy ją wreszcie wypowiem, poczuję ulgę.
Moja rodzina nigdy nie była wzorem harmonii. Dorastałam w Lublinie, otoczona kłótniami, plotkami, pijaństwem i upokorzeniami. Mama miała siostrę — Elżbietę. Jej syn, mój kuzyn Marek, ożenił się z kobietą, która, delikatnie mówiąc, nie słynęła z wierności. Zdrady, awantury, krótki rozwód, by potem wrócić do siebie jakby z nałogu. Mieli dwoje dzieci, ale miłości w tym nie przybyło. A ciocia Elżbieta? Alkoholizm w zaawansowanym stadium, żadnej pracy nie utrzymała dłużej niż miesiąc. Rodzina dawno od niej odeszła.
Pewnego dnia żona Marka zachorowała — poważne problemy z nerkami. Kiedy z mamą odwiedziłyśmy babcię, Wandę Stanisławowę, opowiedziała nam o tej chorobie. Mama nie wytrzymała: „Trzeba było myśleć głową, a nie czymś niżej”. Wzruszyłyśmy ramionami i pewnie byśmy zapomniały. Ale babcia, zawsze szczera jak drzwi stodoły, powtórzyła jej te słowa dokładnie. I zaczęło się.
Skandal, aż szyby w oknach brzęczały. Ciocia, pijana na umór, rzuciła się na mamę, broniąc synowej jak rodzonej córki. Nie było sensu się tłumaczyć — wyszłyśmy. Ale najboleśniejsze przyszło później. Babcia stanęła po stronie Elżbiety i jej rodziny. Dla nas przestała istnieć. Mama jeszcze próbowała utrzymać kontakt, ale ja? Nie. Wtedy postanowiłam: koniec z tą pijaną rodziną i z kimkolwiek, kto potrafi wykreślić cię z życia jednym ruchem.
Minęło osiem lat. Babcia ma już prawie osiemdziesiąt. Niedawno zadzwoniła do mamy, płacząc, i prosiła o wybaczenie. Mama wybaczyła — to przecież jej matka. Zawsze miała miękkie serce. Ale ja… ja nie potrafię.
Mam teraz córeczkę — moje słońce, moją radość. Mama powiedziała babci o niej, a ta, drżącym głosem, błagała choć o zdjęcie. Mówiła, iż marzy, by zobaczyć prawnuczkę, iż modli się każdej nocy o tę szansę. Ale ja odmówiłam. Stanowczo.
Nie z zemsty. Po prostu wciąż noszę w sercu tę ranę. Wciąż boli mnie wspomnienie, jak nas zdradzili, jak mama płakała, nie rozumiejąc, co zrobiła źle. Bo babcia pokazała mi wtedy jedno: rodzina to nie zawsze miłość. To wybór. A ona wybrała nie nas.
Nie wiem, czy postępuję słusznie. Mama mówi: „Nie żyj z goryczą, Kasiu, ona jest stara, zmęczona, chce odejść w spokoju”. Ale coś we mnie się buntuje. Może jutro będzie za późno? Ale ja nie jestem gotowa.
Powiedzcie… wy byście wybaczyli?