Jego zachowanie jest okropne, wyładowuje swoje kompleksy, ale nie potrafię go zostawić!

polregion.pl 8 miesięcy temu

Przechodzi się drańsko, odreagowuje swoje wiejskie kompleksy, ale nie potrafię go zostawić!

Kiedy mój małżeństwo się rozpadło, czułam, jakby ziemia osuwała się spod moich stóp. Rozwód z mężem był dla mnie prawdziwą katastrofą – myślałam, iż już nigdy nie wyjdę z tej ciemności.

Jedyną rzeczą, która uratowała mnie przed przepaścią depresji, była praca. Trzymałam się jej jak tonący koła ratunkowego. Rodzice, przyjaciele, koledzy – wszyscy podali mi pomocną dłoń, choć mama i tata, zdaje się, cierpieli bardziej ode mnie, widząc mój ból. Po roku, dwóch zaczęłam powracać do siebie, krok po kroku wracając do dawnego życia, tej kobiety, którą byłam przed całą tą tragedią.

I wtedy w moje życie wkroczył Sławek. Przez niego straciłam wszystkich, którzy byli mi drodzy, i teraz stoję na rozdrożu, nie wiedząc, jak wyrwać się z tego koszmaru. Nie powiem, iż zakochałam się w nim bez pamięci – to nie było takie. Ale lubiłam jego towarzystwo: spacerowaliśmy nad Wisłą w naszym małym miasteczku, wydawał się taki prostolinijny i otwarty. Miło było zapraszać go do domu – naprawiał kran, grzebał przy mojego starego samochodu, o który w ogóle się nie rozumiem, a ja gotowałam obiad i rozmawialiśmy o wszystkim na świecie.

Może to tylko wymówki, ale stopniowo pozwoliłam Sławkowi wkroczyć do mojego życia. Wprowadził się do mojego mieszkania w Lublinie i od tej pory wszystko zaczęło się sypać. Drażniło mnie, iż wiecznie siedzi bez pracy – albo go zwalniają, albo sam odchodzi, narzekając na szefów. Jego kumple, przepici i bezczelni, wciągali go do knajp, a on płacił za ich alkohol, choć sam ledwo wiązał koniec z końcem.

Nie do zniesienia życie z nim
Sławek przyprowadzał do domu jakichś podejrzanych typów – bez zapowiedzi, nie pytając, czy chcę ich widzieć. Nie obchodziło go, czy jestem zmęczona po zmianie, czy mam siłę ugotować dla tłumu albo chociaż zrobić herbatę. Z powodu tych jego „gości” moi prawdziwi przyjaciele – ci, którzy byli przy mnie w najciemniejszych dniach – jeden po drugim przestali przychodzić. A jeżeli już ktoś wpadł, Sławek zachowywał się jak ostatni cham. choćby gdy był sam, potrafił wszystko zepsuć: był nieuprzejmy, rzucał złośliwości, odreagowywał swoje urazy.

Ciągle powtarzał, iż mu się w życiu nie poszczęściło: urodził się w zapadłej wsi pod Radomiem, uczył się w jakiejś zawodówce, ale rzucił, nie kończąc jej. I wszystko to odreagował na mnie – patrzył tak, jakbym mu coś była winna, wyłudzał pieniądze na papierosy, choć sam nie zarobił ani grosza. Bliscy mówili jednym głosem: „Agnieszka, on cię wykorzystuje, wyrzuć go!” A ja uparcie odpowiadałam, iż się mylą. Choć w głębi duszy wiedziałam, iż to oni mają rację, a nie ja. Ale przyznać się do tego było zbyt bolesne.

I co dziwne: czasem wydaje mi się, iż to ja go wykorzystuję. Tak, jest nie do zniesienia, ale bez niego boję się zostać sama. W wieku 43 lat wybór jest mały – kto zwróci uwagę na rozwiedzioną kobietę ze zranionym sercem? Nie chcę żyć jak samotny ptak, ogłuchnąć w ciszy pustego mieszkania. Dlatego znoszę. Znoszę jego wybryki, jego wieczne marudzenie, jego zapach przetrawionego alkoholu. Dobrze przynajmniej, iż gdy się napije, nie awanturuje się – zasypia na kanapie, a ja mogę choć trochę odpocząć od jego obecności.

Dlaczego nie odchodzę?
Każdego dnia pytam siebie: co mnie trzyma przy nim? Miłość? Nie, już jej dawno nie ma, jeżeli w ogóle była. Strach? Tak, chyba. Strach przed samotnością, strach, iż już nikt nie zapuka do moich drzwi. Sławek – jest jak ciężki kamień na szyi, ale ten kamień jakoś wydaje mi się ratunkiem. Widzę, jak odreagowuje swoje kompleksy: raz krzyczy, iż wszyscy dookoła są zarozumiali, innym razem mamrocze, iż jestem dla niego zbyt miastowa. A ja milczę. Milczę i gotuję mu zupę, choć w środku wszystko się we mnie gotuje z gniewu i rozpaczy.

Rodzice już nie dzwonią tak często – zmęczeni powtarzaniem tego samego. Przyjaciele zniknęli, jakby ich nigdy nie było. Zostałam tylko ja – i on. Czasem patrzę na niego, śpiącego w fotelu, i myślę: „Agnieszka, czy to wszystko, na co zasłużyłaś?” Ale potem odganiam te myśli. W końcu nie bije mnie, nie krzyczy po nocach – mogło być gorzej, prawda?

Powiedzcie, a na moim miejscu zostałibyście sami? Dalibyście radę w moim wieku zacząć wszystko od nowa? Nie znam odpowiedzi. Na razie po prostu żyję, jak potrafię – z nim, z jego wiejską złością i moim cichym rozpaczą. Może kiedyś znajdę w sobie siłę, by odejść. A może zostanę – więźniarką własnych lęków i jego wstrętnego charakteru. Czas pokaże.

Idź do oryginalnego materiału