Jego hity zna każdy Polak, jest legendą PRL-u. Mało kto wie, iż pisał też dla swojej żony

viva.pl 5 godzin temu

Elżbieta Starostecka to ikona PRL-u, pamiętna Stefcia z „Trędowatej”. Zjawiskowa Pani Elunia uwielbiana przez wielu widzów do dzisiaj. Mało kto jednak wie, iż była nie tylko aktorką. Świetnie też śpiewała. Wystąpiła na festiwalu w Opolu w 1978 roku. Jej piosenka „Za rok, może dwa” stała się prawdziwym hitem.Za rok może dwa / Przyjdzie miłość jak Bóg da / Może już za rok za dwa / Zmądrzejemy ty i ja / Za rok może dwa / Już się żyć ze sobą da / Gdy zmęczymy się do cna. Opamiętasz się ty opamiętam ja / Za rok za dwa” – śpiewała, a wraz z nią cały amfiteatr. Dla Elżbiety Starosteckiej ten przebój napisał oczywiście Włodzimierz Korcz. Ich historia to opowieść o miłości i partnerstwie w domu i na scenie.

Elżbieta Starostecka mówiono o niej: Bóg dał jej wszystko

Elżbieta Starostecka urodziła się w 1943 w Rogach, dorastała w Gliwicach. W 1965 roku ukończyła z wyróżnieniem aktorstwo w łódzkiej Filmówce. Debiutowała w teatrze im Bogusławskiego w Kaliszu („Henryk VI na łowach” ), a od 1972 występowała w Teatrze Rozmaitości w Warszawie – m.in. w „Ślubach panieńskich”, „Lecie w Nohant”. Ogromną popularność przyniósł jej serial „Czarne chmury” z 1973 roku, a także film „Noce i dni” z 1975 i oczywiście „Trędowata” z 1976 roku. Nie chciała grać tej roli, ale na udział w filmie namówiła ją sama Kalina Jędrusik. Jerzy Antczak, reżyser „Nocy i Dni” nie ukrywał, iż był pod wrażeniem aktorki. Mówił, iż „Bóg dał jej wszystko. Przede wszystkim urodę, talent i ciepły charakter”.

Ludzie, którzy ją spotkali mówili, iż jest piękna, jak… Matka Boska. Niewielu pamięta ją z wielkiego filmowego hitu „Rzeczpospolita babska”, w którym grała jako młoda bardzo aktorka. Była wręcz legendarną pięknością - jedną z najpiękniejszych aktorek PRL-u obdarzoną delikatną, eteryczną urodą i wdziękiem. Do tej pory wielu ludzi wspomina ją jako anioła. Chociaż wydawała się sama delikatnością i elegancją, czasem pokazywała się w bardziej roznegliżowanym wydaniu. Tak było w „Rzeczpospolitej babskiej” (1969) czy komedii „Jak rozpętałem II wojnę światową” (1969). Miała też spory temperament, co było dobrze widać, gdy pojawiła się na estradzie.

Czytaj także: Bycie gwiazdą nie jest dla niej, Stefcią Rudecką została przez przypadek. Dla rodziny Elżbieta Starostecka poświęciła karierę

Elżbieta Starostecka śpiewała piosenki ukochanego męża Włodzimierza Korcza, miała rewiowy talent

Choć kariera Starosteckiej to przede wszystkim aktorstwo, jej fascynacja muzyką męża – Włodzimierza Korcza – sprawiła, iż coraz częściej pojawiała się jako piosenkarka interpretująca jego utwory. W repertuarze znalazły się m.in. „Za rok może dwa”, „Pan zagra ze mną w serso”, „Tysiąc lat” („Tysiąc lat dla miłości to nic”). Śpiewała też z Andrzejem Rosiewiczem. Wielu z tych piosenek można dzisiaj posłuchać i zobaczyć wykonania Starosteckiej na Youtubie. Nie tylko śpiewała, ale miała też zdolności rewiowe, dobrze tańczyła. Jest taka piosenka „Tarantella na niedzielę”, śpiewały ją m.in. Irena Santor i Halina Kunicka. Muzykę napisał oczywiście Włodzimierz Korcz, a układ taneczny Elżbiecie Starosteckiej naprawdę dobrze wychodził. „Elunia, taka cudna i śpiewać potrafi, młodzi mogliby się uczyć”, piszą w komentarzach wielbiciele.

Włodzimierz Korcz występuje od lat głównie z Alicją Majewską. Brano ich choćby za parę, co okazało się bzdurą. Sama Elżbieta Starostecka mówiła, iż gdyby ona czy jej mąż byli z kimś innym, musieliby się rozstać, bo nie potrafiliby już sobie zaufać. A są razem jedną z najbardziej kochających się i udanych par w polskim show-biznesie – razem niemal 60 lat!

Czytaj także: Ciągle biorą ich za małżeństwo, Majewska już nie gryzie się w język. Wprost mówi o relacji z Korczem

Elżbieta Starostecka i Włodzimierz Korcz mogli być idealną estradową parą

Poznali się jeszcze w latach 60. na studiach. Wzięli ślub w 1965 roku, pokonując drobną trudność: jechali do ślubu zatłoczonym tramwajem, trzymając bukiet i siebie nawzajem. Byli dwudziestolatkami, gdy zdecydowali, iż będą razem przez całe życie. I iż nigdy nie będzie między nimi cichych dni, nie pójdą spać pokłóceni. Najpierw były długie spacery, niekończące się rozmowy i przyjaźń, która przerodziła się w miłość. Tak zapominali się w rozmowach, iż potem dziwili się, iż rozmawiali tak krótko, a tu już... 5 nad ranem. Zaczynali jako biedni studenci w ciasnej kawalerce. Zanim przenieśli się do Warszawy, mieszkali razem w Kaliszu, a potem w Łodzi. W stolicy zamieszkali najpierw w bloku na Bródnie, ale sąsiedztwo kompozytora było uciążliwe dla lokatorów. Od wielu lat Elżbieta Starostecka i Włodzimierz Korcz mieszkają w swoim domu na warszawskim Żoliborzu.

Mogli by być idealną estradową parą. Ale ona była jednak przede wszystkim aktorką. Poza tym po urodzeniu dzieci – syn Kamil przyszedł na świat w 1971 roku , a córka Anna Maria w 1982 – zdecydowała, iż najważniejsza jest dla niej rodzina. I adekwatnie zrezygnowała z kariery, z występów. Włodzimierz Korcz docenia bardzo Elżbietę Starostecka w roli żony u swojego boku. „Bez Eli by mnie nie było” - wyznał w jednym z wywiadów.

Oboje cenią sobie prywatność, stworzyli dom pełen miłości, daleki od medialnego zgiełku. Korcz podkreślał, iż żona nigdy nie zazdrościła mu sławy i on nigdy nie był zazdrosny o jej popularność. Choć był taki czas, gdy nazywano go Panem Starosteckim. To przede wszystkim lata 70., kiedy aktorka była nieprawdopodobnie popularna. Potem pojawiała się w filmach i serialach np. w „Lekarzach”, ale epizodycznie. Nigdy nie została jednak zapomniana...

Czytaj także: Związek Elżbiety Starosteckiej i Włodzimierza Korcza przetrwał już pół wieku. Oto historia ich miłości

Idź do oryginalnego materiału