Jedna bitwa po drugiej – recenzja filmy. Viva la revolution!

popkulturowcy.pl 3 tygodni temu

Film Jedna bitwa po drugiej już teraz stał się pretendentem do Oscara. Paul Thomas Anderson zaskakuje nieszablonową historią i trafnym komentarzem rzeczywistości.

Na film Jedna bitwa po drugiej wybrałem się bez jakiejkolwiek o nim wiedzy. Rzadko mi się to zdarza, ale tym razem żałuję, iż nie przywiązałem uwagi choćby do gatunku produkcji. Od pierwszych scen poziom absurdu w dziele Paula Thomasa Andersona okazał się dla mnie raczej negatywny niż pozytywny. Wychodząc z kina, byłem bardzo zdezorientowany i nie do końca pewien, co adekwatnie obejrzałem. Jednak po dłuższym czasie przemyśleń doszedłem do wniosku, iż w tym kompletnym chaosie, grotesce i przerysowanych charakterach jest coś wyjątkowego. Ewidentnie nie byłem targetem twórcy i nie ma co tego ukrywać. Niemniej muszę docenić spójność całej historii i jej niesamowite, świeże wykonanie, które w wielkim stopniu mnie zaintrygowały.

W Jednej bitwie po drugiej śledzimy losy Boba Fergusona. W przeszłości przewodził akcjom grupy rewolucjonistów, którzy przeprowadzili udany atak na więzienie imigrantów przy granicy z Meksykiem. Lider wdaje się w romans z jedną z rewolucjonistek Perfidią, stając się w ten sposób wrogiem numer jeden pułkownika Stevena Lockjawa. Z kobietą ma dziecko, ale wspólne życie nie idzie parze najlepiej. Gdy kochanka zdradza swoją grupę, Bob ucieka z córką Willą na pustynię. Tam przez 16 lat ukrywa się przed złowrogim nemezis, który jednak odnajduje i porywa jego dziecko. Z pomocą swojego dawnego mentora Sensei Sergio i rewolucjonistów stara się ocalić Willę. Za reżyserię odpowiada wspomniany Paul Thomas Anderson, który także napisał scenariusz do filmu, delikatnie inspirując się nowelą Vineland Thomasa Pynchona.

Jak już wspominałem, świat stworzony przez Andersona jest niewiarygodnie przerysowany od pierwszych sekund. Wyczytać można to w każdym elemencie filmu, poczynając od muzyki, przez postacie i wydarzenia, aż po zdjęcia. To naprawdę świeże spojrzenie na poważne tematy. Niestety do mnie osobiście nie zawsze trafia humor tej historii. Bez problemu kupuję niesamowicie skonstruowane postacie czy wiele sytuacji, które wiszą na granicy fikcji a realizmu. Niemniej wiele fragmentów historii mnie drażniło lub po prostu nudziło. Pierwszy akt wydał mi się choćby bliski polskim filmom gangsterskim. Przekleństwa, seks i wyolbrzymione charaktery zapowiadały mi durną komedię z akcją dla samego widowiska. Pewien nadmiar tych elementów stał się dla mnie po prostu niesmaczny. Na całe szczęście gwałtownie z tego wrażenia wyszedłem i ta otoczka to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdę mówiąc, właśnie ta brawura wzmacnia efekt lustra społeczno-politycznego.

fot. kadr z filmu

Klimatem film przypominał mi czasem Wilka z Wall Street i niewykluczone, iż przyczyniła się do tego gra aktorska Leonardo DiCaprio. Aktor jako zagubiony rewolucjonista z wypranym od narkotyków i alkoholu mózgiem jest w najwyższym stopniu wiarygodny, co przy poziomie absurdów w tym filmie jest nie lada wyzwaniem. Jednocześnie jest to pełen motywacji ojciec, który próbuje ocalić swoje dziecko. Postać DiCaprio stoi trochę pomiędzy dwoma światami — groteskowym a realistycznym. Przeżywa on prawdziwe dramaty, będąc jednak źródłem lub świadkiem nieprawdopodobnych sytuacji.

Pomimo tego genialnego występu myślę, iż w Jednej bitwie po drugiej gwiazdą jest tak naprawdę Sean Penn. Jego pułkownik Steve Lockjaw to połączenie terminatora i wręcz wyciągniętego z kreskówek „złego żołnierza”. To właśnie ta postać jest dla mnie wyznacznikiem reżyserskiego i scenopisarskiego geniuszu Andersona. Bohater jest prosty, jego motywacje nie są skomplikowane, ale ilość charyzmy, jaką pokazuje Penn, jest obłędna. Obok tej dwójki mamy również Benicio Del Toro, który w roli Sensei Sergio wypada znakomicie i bawi w każdej chwili swojej obecności na ekranie. Natomiast Teyana Taylor jest obłędna w swojej roli uwodzącej kobiety. Szczególnie jestem pod wrażeniem chemii między nią a DiCaprio. Stworzyli oni znakomity duet. Ich wspólne sceny (szczególnie bliskości) są szczere i prawdziwe.

fot. kadr z filmu

Fabuła filmu Jedna bitwa po drugiej także nie zawsze mnie zachwycała. Anderson zdecydowanie postawił na elementy absurdu, które miały prowadzić całą historię. W większej części udaje się to znakomicie. Tak naprawdę poza trafną satyrą społeczeństwa i światowej polityki ciężko skoncentrować mi się na głębszym znaczeniu tej historii. Przemoc, kwestie rasowe i marginalizacja grają tutaj pierwsze skrzypce, Domyślam się, iż ogromny ładunek emocjonalny powinna nieść ze sobą sytuacja głównego bohatera. Dla wielu groteska może tutaj wzmagać ten komentarz do naszej rzeczywistości. Mnie się jednak nie udało poczuć relacji radykała z córką w centrum tej opowieści. Cały świat przedstawiony nie pozwolił mi dobrze zauważyć wewnętrznych przeżyć Boba Fergusona. Są one dla mnie przykryte pod warstwą humoru i absurdu, co moim zdaniem znacznie odbiera zrozumienia sytuacji przeszłego rewolucjonisty.

Niezależnie, jak bardzo w moje gusta nie trafiła forma filmu, to jest to zdecydowanie dobrze zrobiona produkcja. Pomijając już spójność historii, charakterów i genialną groteskę, zdjęcia i udźwiękowienie Jednej bitwy po drugiej są wręcz hipnotyzujące. W mojej głowie chyba na zawsze pozostanie jedna ze scen aktu trzeciego. Pościg, jaki nam tam zaprezentowano, to najbardziej kreatywna sekwencja ujęć, jakie widziałem od lat. Trzyma w napięciu i pozwala dosłownie poczuć się jego częścią. Ponadto towarzysząca historii muzyka pasuje idealnie do tego świata niepewności, ale także karykatury.

Zobacz również: Exit 8 – przedpremierowa recenzja filmu. New fear unlocked

fot. kadr z filmu

Paul Thomas Anderson w filmie Jedna bitwa po drugiej przedstawia wyjątkowe spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Oryginalne i świeże podejście do formy prezentowanej historii to najlepszy aspekt tej produkcji. Niemniej odbiera on moim zdaniem części emocjonalnej głębi i nie trudno o niezrozumiały odbiór filmu. Fabułę prowadzą absurdalne sceny i postacie o karykaturalnych charakterach. Aktorstwo jest tu na najwyższym poziomie. To bez wątpienia film nie dla wszystkich, czego jestem dość dobrym przykładem. Jedna bitwa po drugiej celuje w naturalistyczną wizję świata w połączeniu z jego absurdem, przez co działa na granicy humoru, obrzydzenia i głębszego przekazu. Z drugiej strony jest to bardzo nieszablonowe podejście i samemu z wielką chęcią głębiej poznam twórczość Andersona.

Idź do oryginalnego materiału