JAN KOMASA: – Pięć lat temu hollywoodzkie studio wyłożyło na realizację „Rocznicy” 11 mln dol. Wykorzystałem okienko możliwości, jakim była nominacja do Oscara „Bożego Ciała”. Wtedy wszyscy chcą z tobą rozmawiać, a po uroczystości wręczenia statuetek zainteresowanie gaśnie.
Scenariusz „Rocznicy” napisała Amerykanka Lori Rosene-Gambino, pomysł był twój?
Tak, ja generalnie pracuję na pomysłach. Mam ich sporo, spisanych w formie treatmentów na 2–10 stronach. Łatwo mi przychodzi wymyślanie takich rzeczy. W zasadzie nie kończę tygodnia bez jednego pomysłu lub dwóch. One po prostu do mnie przychodzą. Nie lubię za to rozpisywać scen, dialogów, łączyć szczegółów akcji, bo na to brakuje mi cierpliwości i skupienia. Tak powstał na przykład „Hejter”. Pięć stron notatek Mateusz Pacewicz przekształcił w pełny metraż.
Fabuła „Rocznicy” od samego początku była osadzona w Ameryce?
Nie, dotyczyła polskiej polaryzacji. Obserwowałem, jak koledzy, przyjaciele, choćby bardzo bliscy mi ludzie zmieniają barwy polityczne, radykalizują się choćby w sprawie lustracji. Społeczeństwo pękało od środka, pojawiała się wrogość, wykluczano całe środowiska. Potem zaciekawiło mnie, czy doświadczenia centralnej Europy dadzą się przełożyć na warunki amerykańskie. Nakładanie perspektywy jednego kraju na drugi wcale nie musi być zabiegiem sztucznym. Mnie to stymuluje intelektualnie.
Przed „Rocznicą” John Goldwyn z MGM namawiał was do serialu na podstawie „Bożego Ciała”.
















