Jak wytresować smoka – recenzja filmu. Piękny nonsens

popkulturowcy.pl 16 godzin temu

Kiedy słyszymy o tym, iż w kinie pojawia się aktorski remake jakiejś animacji, mamy w głowie tylko: Disney, Disney, Disney. Ale teraz to DreamWorks postanowił, iż weźmie się za siebie i pokaże Disney’owi jak to się powinno robić. I wiecie co? Pokazał.

Słowo „nonsens” w tytule wzięło się z jednej prostej przyczyny – nie widzę sensu w remake’ach. Zwłaszcza, gdy różnica między oryginałem a nową produkcją wynosi „zaledwie” 15 lat. Jest dla mnie rzeczą niepotrzebną, aby opowiadać tę samą historię któryś raz, bądź zmieniać ją bez szacunku dla pierwowzoru. Ale cóż: mamy, co mamy – i trzeba się tym dzisiaj zająć. Podoba mi się to, iż DreamWorks nie wstydzi się oryginalnej historii z 2010 roku. Fabuła Jak wytresować smoka pozostała bez jakichkolwiek zmian. Nadal jest to opowieść o Czkawce, który w tajemnicy przed wszystkimi próbuje udobruchać Szczerbatka. Wikingowie wciąż walczą ze smokami, Astrid przez cały czas aspiruje do bycia najlepszą, a Czkawka przez cały czas stara się zdobyć jej serce. Dla fanów oryginału nie będzie to cios w plecy, ale niemal identyczne doświadczenie – tyle iż w nieco bardziej realistycznej oprawie.

Z tego też powodu nie widzę potrzeby, aby zbyt długo rozpisywać się na temat nowego Jak wytresować smoka. Jednak jest parę rzeczy, o których myślę, iż wypadałoby wspomnieć. Po pierwsze – nie trzeba się obawiać, iż film będzie wyglądał nienaturalnie czy nieestetycznie. Wręcz przeciwnie – jest po prostu piękny. Smoki, lokacje, stroje i inne efekty wizualne robią ogromne wrażenie. Szczerbatek wygląda choćby jeszcze lepiej niż przedstawiał go oryginał. Pozostałe smoki również wyglądają bardzo realistycznie, a ten, który pojawia się pod koniec, przewyższa wszelkie dotychczasowe standardy. Stroje i rekwizyty świetnie oddają realia świata Wikingów, a lokacje naprawdę przywodzą na myśl tamte czasy. Tarcze, topory, a zwłaszcza odzienie wyglądają jak żywcem zabrane od prawdziwych synów Odyna. To imponujące osiągnięcie – tym bardziej, iż budżet filmu był o 15 milionów dolarów mniejszy niż w przypadku oryginalnej animacji.

kadr z filmu Jak wytresować smoka

Jak wytresować smoka nie wpada również w często powtarzane w tych czasach błędy. Nie mamy tam na siłę wrzuconej poprawności politycznej ani przeszywających negatywnym dreszczem dialogów lub sytuacji. Scenariusz stawia na przyjemne dialogi oraz praktycznie tak samo poprowadzone sceny, jak w oryginale. Swoje „pięć groszy” dokłada do tego oczywiście obsada. Choć Mason Thames może początkowo wydawać się nieco zbyt dojrzałym wyborem do roli Czkawki z pierwszej części, po seansie trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Główny aktor spisuje się bardzo dobrze, a wtórują mu równie solidna Nico Parker (Astrid) oraz wybitny Gerard Butler (Stoick). Reszta postaci nie wybija się w tak znaczący sposób, aby można było dopisać zasługi aktorów na listę tych najlepszych. Nie oznacza to jednak, iż zagrali słabo – zarówno Sączysmarka, Śledzika, jak i resztę drużyny ogląda się z przyjemnością.

Jest jednak jedna rzecz, która przygniata tegoroczny film Jak wytresować smoka – jego oryginał. Nowa produkcja może i nie ma żadnych wyraźnych wad, jest po prostu dobrze odwzorowaną wersją. Ale właśnie –wersją. Animacji z 2010 roku, którą pokochały miliony widzów. I w momencie, gdy porównamy oba filmy, pojawia się pewien dysonans. Remake mógłby wydłużyć swoje zakończenie, które po punkcie kulminacyjnym nadchodzi zaskakująco szybko. Zamiast tego postanowiono niemal 1:1 odwzorować oryginał, co sprawia, iż odbieramy go jako mniej wartościową kopię. Taka też jest moja opinia – nie wiem, co twórcy musieliby pokazać, by przebić film z 2010 roku. prawdopodobnie głosy ludzi będą podzielone: jedni zarzucą remake’owi brak nowości, a drudzy właśnie za tę wierność oryginałowi go pokochają.

kadr z filmu Jak wytresować smoka

Moim zdaniem tego zabiegu nie należy traktować jako minus. Na tym przecież ta zabawa polega – robimy to samo, tylko iż na innych warunkach. Nie mam jednak serca, aby dać tegorocznej produkcji ocenę wyższą niż dałem oryginałowi. Sama idea remake’ów może być interesująca i czasem kończy się sukcesem oraz dużym zainteresowaniem, ale – jak już wspomniałem – dla mnie ta zabawa po prostu nie ma sensu. Ale cóż, skoro DreamWorks już zaczął się z nami w to bawić, dołączmy. Tegoroczne Jak wytresować smoka może i nie ma racji bytu, ale z pełnym przekonaniem mogę ten film polecić. Jest piękny, poruszający, niesie ze sobą te same emocje i lekcje, co oryginał – i co najważniejsze – odnosi się do niego z szacunkiem. Zarówno fani, jak i nowi widzowie nie powinni być zawiedzeni.


fot gł.: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału