Jak teściowa próbuje odzyskać syna dla byłej żony

polregion.pl 6 dni temu

Dziś znów myślałam o tym, jak trudno jest przebić się przez uprzedzenia. Pięć lat temu mój mąż Krzysiek rozwiódł się z byłą żoną Ewą. Ich małżeństwo trwało krótko – rozpadło się, gdy Ewa go zdradziła i gwałtownie wyszła za mąż po raz drugi. Dwa lata później poznałam Kryszka. Zakochaliśmy się i od trzech lat jesteśmy małżeństwem.

Wydawałoby się – prosta sprawa: ludzie się rozstali, każdy ma nowe życie. Ale nie dla wszystkich. Jego rodzice, zwłaszcza teściowa, utknęli w przeszłości, gdzie wciąż istnieje „idealna rodzina” ich syna z Ewą. Moje próby bycia uprzejmą, neutralną, pełną szacunku rozbijały się o mur – po prostu nie chcieli mnie zaakceptować. A powód? Krzysiek i Ewa mają wspólną córkę, więc w oczach teściowej to oni są prawdziwą rodziną, a ja – jedynie przypadkowym dodatkiem.

Gdy zaczynaliśmy się spotykać, Krzysiek był wolny, a Ewa dawno ułożyła sobie życie. Od razu powiedział mi o córce, którą kocha nad życie i z którą spędza każdą wolną chwilę. Ewa wtedy nie utrudniała im kontaktów – wręcz przeciwnie, była wdzięczna, iż nie zniknął z życia dziewczynki, jak to bywa. Porozumiewali się rzeczowo, bez emocji.

Ale to właśnie doprowadzało teściową do białej gorączki. Chciała za wszelką cenę przywrócić „tamten” związek. A ja? Według niej byłam „młodą, ładną”, która jeszcze znajdzie „swojego”. choćby na naszym ślubie rzuciła:
— Po co ci to? On już ma rodzinę! Tam jest dziecko!

Starałam się tłumaczyć, iż szanuję fakt, iż mój mąż ma córkę, iż jest świetnym ojcem, ale przecież rodzina to nie tylko pieczątka w dowodzie i wspólna przeszłość. Teściowa mnie nie słyszała. Jej serce należało tylko do Ewy.

Gdy Ewa rozeszła się z drugim mężem, teściowa potraktowała to jak życiową szansę. „Teraz to się na pewno ułoży!”. Od razu zaczęła zapraszać Ewę na wszystkie rodzinne uroczystości, jakby wciąż była „żoną syna”. Przy każdym stole słyszałam te same słowa:
— Ewunia była dobrą żoną… Ty też jesteś niczego sobie, ale…

Ewę to chyba mało obchodziło. Zapraszali – przychodziła, uśmiechała się grzecznie, kiwała głową. Żadnego ciepła, żadnej chęci powrotu – nic. Tylko ten obojętny chłód, którym, jak się okazało, zawsze zdobywała serce teściowej. Ta nazywała ją „ugodową”, „niekłótliwą”, „kobiecą”. A ja byłam chyba za bardzo „żywa”.

Krzysiek widział to wszystko, próbował przemówić matce do rozsądku:
— Mamo, przestań. Z Ewą nic nas nie łączy poza dzieckiem. Jesteśmy rodzicami, nie parą. Dlaczego nie chcesz zaakceptować mojej żony?
Teściowa udawała, iż słucha, a po kilku dniach znów dzwoniła:
— Jesteś przy żonie? A może u Ewy?
— Idź, synku, odbierz od Ewy słoiki, a przy okazji sprawdź, jak ona tam radzi sobie sama z dzieckiem…

Jakby szyła haczyki zazdrości i rzucała je we mnie. Ale ja nie biorę. Wiem, iż Krzysiek jest mi wierny. Robi wszystko dla córki – płaci, kupuje, wozi na zajęcia, czasem zostaje u nas na tydzień. Nie mam konfliktów z Ewą. Wszystko jest jasne i konkretne. Tak powinni zachowywać się dorośli po rozwodzie.

Ale teściowa żyje w jakimś wymyślonym świecie, gdzie tylko ona wie, jak powinno być. Gdzie tylko „tamta rodzina” była prawdziwa, a ja jestem obca i tymczasowa. Nie jestem zazdrosna ani upokorzona – jestem wściekła. Jak długo trzeba walczyć o uznanie, którego nikt nie zamierza ci dać?

Ostatnio Krzysiek powiedział, iż wszystko się zmieni, gdy urodzę dziecko. Że wtedy matka odpuści, zrozumie, iż ma nową rodzinę. Ale wątpię. choćby nasze wspólne dziecko jej nie zatrzyma. Pewnie tylko rzuci:
— No i co? Ma jeszcze jedno dziecko. A Ewunia była lepszą matką…

Krzysiek nie jest ślepy. Widzi to wszystko i stara się mnie chronić, być po mojej stronie. Ale matka to matka. Nie da się jej wyłączyć. Rozumiem go. Ale jestem zmęczona byciem między młotem a kowadłem. Nie proszę o miłość. Nie żądam oklasków. Chcę tylko szacunku. I spokoju.

Czy dziecko zmieni jej podejście? Czy jej serce na zawsze zostanie w tamtej rodzinie, gdzie ja jestem niechcianym gościem?

Idź do oryginalnego materiału