Zespół Slipknot na swojej drugiej płycie pokazał, iż nie idzie na kompromisy i odniósł sukces z ekstremalną muzyką.
Upiorne maski, kombinezony robocze, numery i kody kreskowe zamiast imion i ksywek, a przede wszystkim muzyka – ciężka, gęsta, brutalna, pełna złości, agresji i frustracji, tworzona przez dziewięcioosobowy skład, z dwoma dodatkowymi perkusistami, DJ-em i gościem obsługującym sampler. choćby jeżeli każdy z tych elementów osobno nie był stuprocentowo oryginalny, wymieszanie ich wszystkich w jednym piekielnym kotle musiało robić wrażenie.
I robiło. Pierwsza płyta Slipknot, zatytułowana po prostu Slipknot (1999), została uznana przez brytyjski „Metal Hammer” za najlepszy debiut ćwierćwiecza, a sam zespół niemal z dnia na dzień stał się najpopularniejszą metalową ekipą na świecie. Ten niespodziewany sukces doprowadził jednak muzyków na skraj otchłani. I w takich okolicznościach powstawał drugi album, którego tytuł jest hołdem dla ich rodzinnego stanu. Album, który do dziś pozostaje nie tylko najcięższym i najbardziej mrocznym dziełem zamaskowanych metalowców z Des Moines w Iowa, ale też jedną z najbardziej wstrząsających manifestacji wściekłości, mizantropii i nienawiści w całej historii muzyki. Bo wszystkie negatywne emocje, które tu słychać, są w pełni autentyczne. Gdy nagrywaliśmy „Iowa”, nienawidziliśmy siebie nawzajem, nienawidziliśmy świata, a świat nienawidził nas – wspominał w 2020 roku dodatkowy perkusista i showman Shawn Crahan, znany lepiej jako Clown. Cieszę się, iż w ogóle przeżyliśmy. Trudno mi uwierzyć, iż wciąż jesteśmy przyjaciółmi.
Gdy debiut Slipknot został w USA pierwszym platynowym albumem w dziejach zasłużonej dla ciężkiego grania wytwórni Roadrunner, oczekiwania zarówno branży, jak i fanów wobec kolejnego wydawnictwa były ogromne. Wiele osób spodziewało się, iż zespół na drugiej płycie nieco złagodnieje, dążąc do poszerzenia grona odbiorców. Tymczasem muzycy pokazali wszystkim środkowy palec i poszli dokładnie w przeciwną stronę. Przed premierą perkusista Joey Jordison zapowiadał, iż nowy album będzie dwa razy bardziej techniczny i trzy razy cięższy. I doskonale wiedział, co mówi. Iowa atakuje słuchacza dźwiękami, którym bliżej do death metalu czy hardcore’u w najbardziej bezkompromisowym wydaniu niż numetalowych inspiracji, z którymi zespół był wcześniej kojarzony. Takie utwory jak People = Shit, The Heretic Anthem czy Disasterpiece to czysta soniczna wściekłość. Zresztą już ich tytuły mówią same za siebie. Tu nie było miejsca na hiciory w rodzaju Wait And Bleed z debiutu.
Bo nie o przeboje chodziło, ale o coś dużo bardziej mrocznego. Zarówno muzycy, jak i producent Ross Robinson (z którym współpracowali też przy debiucie) wspominają, iż szalona, chaotyczna, przesycona negatywną energią sesja pełna była ekstremalnych doświadczeń. Nagrywając piętnastominutowy utwór tytułowy, wokalista Corey Taylor rozebrał się ponoć do naga, wymiotował na siebie i ciął się kawałkami szkła. (515) zawiera nagranie dokumentujące załamanie nerwowe, jakiego doznał DJ Sid Wilson na wieść o śmierci dziadka. Robinson z kolei wskutek wypadku na rowerze doznał urazu kręgosłupa i dosłownie wył z bólu – co słychać podobno w partiach perkusji. To nas przenikało. Jak praca w przetwórni mięsa. Wychodzisz stamtąd i śmierdzisz – wspominał po latach Taylor.
Pomimo całej swej ekstremalności – a może właśnie z jej powodu – album Iowa odniósł ogromny sukces i pokrył się platyną docierając do 3. miejsca listy bestsellerów „Billboardu” oraz na szczyt zestawień w Wielkiej Brytanii. Dziś jest uważany za jeden z najwybitniejszych albumów w historii metalu. Po zakończeniu trasy promującej płytę Slipknot był tak wewnętrznie skłócony, iż musiał zrobić sobie wolne, by jednak w 2003 powrócić z bardzo dobrą, choć zaskakującą lżejszym brzmieniem płytą Vol. 3: (The Subliminal Verses). W następnych latach scenariusz się powtarzał, a kolejne albumy i trasy przeplatane były okresami milczenia. Wielkim ciosem dla zespołu okazała się śmierć basisty Paula Graya w 2010, ale i po tej tragedii muzycy zdołali się pozbierać. Po kilku roszadach w składzie (w 2013 zmarł też Joey Jordison, już wtedy poza grupą) wciąż są w dobrej formie, a ich ostatni jak dotąd album The End, So Far ukazał się jesienią 2022 roku.
MAREK ŚWIRKOWICZ
„100 Płyt Wszech Czasów. Wydanie Specjalne” w sklepach!
„The Downward Spiral” to jedna ze 100 płyt wszech czasów, jakie znalazły się w naszym „Wydaniu Specjalnym”.
„Wydanie Specjalne: 100 PŁYT WSZECH CZASÓW – ROCK” to subiektywne, przygotowane przez redakcję „Teraz Rocka” zestawienie najważniejszych albumów w historii naszego ukochanego gatunku.
Pismo można przez cały czas zamówić z naszego sklepu internetowego:
„100 PŁYT WSZECH CZASÓW – ROCK” – KUP TERAZ!
