Jak R.E.M. na przekór mainstreamowi nagrał najbardziej przebojową płytę

terazmuzyka.pl 17 godzin temu

Na początku lat 90. zespół R.E.M. wydał album, który miał stać w kontrze do mainstreamu i ku własnemu zdziwieniu właśnie nim podbił mainstream.

Początek lat 90. XX wieku to mo­ment w historii rocka absolutnie wyjątkowy. Bodaj tylko w tym krótkim oknie czasowym global­nymi megagwiazdami mogli zostać tacy goście jak R.E.M. Świadomie stawiający się w roli outsiderów, ignorujący obowią­zujące trendy i wymogi wielkiej muzycz­nej maszynerii. Grający ładne, ale dziwne piosenki, od popowej komercji odległe tak samo, jak Athens w stanie Georgia odległe jest od Hollywood i Nowego Jorku. Na sin­gle wybierający kawałki z mandoliną albo z kompletnie niezrozumiałymi refrenami.

R.E.M. cieszyli się rozgłosem od samego początku działalności, ale raczej w krę­gach alternatywnych i akademickich. Na początku lat 80. zespół stał się jednym z najważniejszych wykonawców zjawiska zwanego college rockiem, niezależnej sceny gitarowej, rosnącej w siłę dzięki DJ-om studenckich stacji radiowych. Kwartet sam zresztą pochodził z ośrodka uniwersyteckiego – Athens, miasta inteligenckiego, ale leżącego w Georgii, rolniczym, konserwatywnym stanie Południa. R.E.M. zawsze stał w pół drogi między światowością a prowincjonalnością – z jednej strony grał nowoczesny, postpunkowy rock, inspirowany dokonaniami m.in. Wire, The Velvet Underground, Aerosmith i Patti Smith, a z drugiej nie ukrywał fascynacji folkowych czy choćby country. I to właśnie one nieodwracalnie katapultowały go z alternatywy do głównego nurtu – w 1991 cały świat nucił Losing My Religion z melodią zagraną na mandolinie. Singel pomógł sprzedać w milionach egzemplarzy album Out Of Time, pełen odniesień do muzyki i kultury południowych Stanów.

Sukces chyba zaskoczył samych muzyków, którzy z typową dla siebie przekorą zamierzali odłożyć ludowe instrumenty i nagrać płytę jednoznacznie rockową. jeżeli na Automatic For The People R.E.M. chciał zabrzmieć ostro, surowo, garażowo, to… kompletnie nie wyszło. To album niewątpliwie gitarowy, ale Peter Buck w bardzo wielu momentach oszczędza na prą­dzie (co w sumie nieźle współgra z ówczesnym zaangażowaniem zespołu w akcje Greenpeace). Muzyczne tło piosenek zamiast ściany gitar bu­dują smyczki, zaaranżowane przez Johna Paula Jonesa z Led Zeppelin, a w barwy Południa stroją je rozmaite instrumenty ludu – harmonijka ustna, akordeon, dulcimer i, a jakże, mandolina. Dużo więcej tu elementów folku, bluesa, a choćby country niż konkretnego rockowego uderzenia, może z wyjątkiem nieco odstającego zresztą od całości Ignoreland. Ale to nie ma prawa przeszka­dzać!

Album oczarowuje poważną, melancholijną aurą, szczególnym smutkiem, którym przesiąk­nięte są śpiew Michaela Stipe’a i jego teksty, w refleksyjnym tonie podejmujące tematy upły­wającego czasu i ludzkiej śmiertelności. W ten klimat wspaniale wprowadza otwierający całość Drive, powoli narastający, adekwatnie pozbawiony refrenu. Skonstruowany jak wzorcowy anty­przebój, który jednak… dużym przebojem się stał. Oczywistymi hitami bynajmniej nie są też pozostałe single z płyty – cudownie zaśpiewana przez Michaela ballada Everybody Hurts, podno­sząca na duchu samotnych i zdesperowanych, folkowy wyciskacz łez Find The River ze śliczną partią melodiki oraz pogodny, jakby nawiązujący do barokowej kameralistyki Nightswimming. The Sidewinder Sleeps Tonite, z małą melodyczną pożyczką z The Lion Sleeps Tonight Solomona Lindy, brzmi co prawda jak młodszy brat Shiny Happy People z Out Of Time, ale refren trudno uznać za stworzony do gromadnego śpiewania. Man On The Moon to z kolei słodko gorzki numer głęboko zanurzony w country, ze zwrotkami śpiewanymi jakby od niechcenia i wielkim refrenem. Enigmatyczny tekst, pełen popkulturowych odnie­sień, przypomina postać słynnego komika Andy’ego Kaufmana.

Ten niezwykły album sprzedawał się równie dobrze, a w niektórych krajach choćby lepiej niż Out Of Time. Dopiero na kolejnym, Monster, R.E.M. spełnił swój zamiar powrotu do ostrzejszego gitarowego grania – znów z wielkim powodzeniem. Dziś zespół już nie istnieje – zakończył działalność płytą Collapse Into Now z 2011.

MACIEJ KOPROWICZ

Nowe „Wydanie Specjalne” w sklepach!

„Automatic For The People” to jedna ze 100 płyt wszech czasów, jakie znalazły się w naszym nowym „Wydaniu Specjalnym”.

„Wydanie Specjalne: 100 PŁYT WSZECH CZASÓW – ROCK” to subiektywne, przygotowane przez redakcję „Teraz Rocka” zestawienie najważniejszych albumów w historii naszego ukochanego gatunku.

6 grudnia pismo trafiło do sprzedaży ogólnej. W cenie 27,99 zł dostępne jest w kioskach i salonach prasowych w całej Polsce.

Można je również zamówić z naszego sklepu internetowego:

„100 PŁYT WSZECH CZASÓW – ROCK” – KUP TERAZ!

Idź do oryginalnego materiału