Jak patrząc z boku, przyczyniłam się do rozpadu jej małżeństwa: Choć unikałam ingerowania, teraz zrzuca na mnie winę

newsempire24.com 2 tygodni temu

Moja córka Weronika to prawdziwy żywioł. Wychowywaliśmy ją z mężem w ciszy i spokoju, w naszym domu na obrzeżach Wrocławia nigdy nie było krzyków ani kłótni. Ale Weronika odziedziczyła charakter po mojej matce – wybuchowy, głośny, uparty. Babcia zawsze postawiła na swoim, potrafiła obrazić się bez powodu i nikogo nie słuchała. Weronika, choć jej nie znała, jak w lustrze powtarza jej zachowanie. I to złamało mi serce.

Weronika nie znosi krytyki. Wszelkie rady wpuszcza jednym uchem, wypuszcza drugim, a czasem wręcz odbiera je jak atak. Przez lata próbowaliśmy z mężem naprowadzić ją na dobrą drogę, ale nasze słowa odbijały się od niej jak groch o ścianę. Już w przedszkolu nauczyła się manipulować ludźmi, osiągając to, czego chciała, z anielskim uśmiechem. Zawsze słyszała tylko to, co jej pasowało, nigdy to, co powinna zrobić. Każda uwaga raniła ją, wywołując łzy i histerię. Okres dojrzewania był dla nas koszmarem. Bałam się, iż wpadnie w złe towarzystwo, zacznie palić albo, nie daj Boże, zajdzie w ciążę. To się nie stało, ale nerwy z nas z mężem wyssała do cna.

Gdy Weronika skończyła szkołę, oznajmiła, iż jest dorosła i zamieszka sama. Spakowała plecak i z przyjaciółką wynajęła mieszkanie w centrum miasta. Na studia nie miała ochoty – uznała, iż zarabianie pieniędzy jest ważniejsze. Dwa lata prawie się nie widywaliśmy. Rzadko odbierała telefon, nigdy nie przyjeżdżała. Starzałam się z niepokoju, każdej nocy spodziewając się telefonu ze szpitala lub policji z tragiczną wiadomością. Ale potem wszystko się zmieniło. Weronika zaczęła wpadać do nas w weekendy, najpierw rzadko, potem coraz częściej. Piliśmy herbatę, nie wracaliśmy do przeszłości, a ja miałam nadzieję, iż burza minęła.

Próbowałam uczyć ją gotowania, prowadzenia domu, ale ucinała krótko: „Samamogę się wszystkiego nauczyć!”. niedługo okazało się, iż Weronika ma chłopaka – Krzysztofa. Spokojny, dobroduszny, potrafił złagodzić jej wybuchy, zamieniając kłótnie w żarty. Przy nim wydawała się szczęśliwa, opanowana. niedługo wzięli ślub, a ja odetchnęłam z ulgą, myśląc, iż córka wreszcie dojrzała. Jak bardzo się myliłam.

Ich małżeński spokój trwał zaledwie kilka miesięcy. Prawdziwa natura Weroniki wzięła górę. Po każdej kłótni z Krzysztofem wpadała do nas i zostawała na noc. Wiedząc, jak nie znosi rad, milczałam, tylko patrzyłam z boku. Pewnego dnia przysięgła, iż już nigdy nie wróci do męża. A po dwóch dniach godzili się, jakby nic się nie stało. Trzymałam język za zębami, bojąc się zniszczyć jej kruche szczęście.

Ale cierpliwość Krzysztofa miała granice. Pewnego dnia, gdy wróciła po kolejnej awanturze, znalazła kartkę. Odszedł, proponując rozwód. Tego dnia córka wpadła w prawdziwą histerię. Nie dość, iż mąż ją zostanie, to jeszcze zwolnili ją z pracy. Przez dwa tygodnie opiekowałam się nią jak dzieckiem: gotowałam, rozmawiałam wieczorami, starając się odwrócić jej uwagę. Aż pewnego dnia, wchodząc do mieszkania, zobaczyłam Weronikę z walizką w ręku.

„To wszystko przez ciebie!” – rzuciła się na mnie od progu.

„Dzień dobry, skarbie. Dlaczego się pakujesz? Co ja zrobiłam?” – byłam zaskoczona.

„To twoja wina, iż Krzysztof mnie zostawił! Widziałaś, jak mnie znosi, mogłaś go powstrzymać!” – krzyczała.

„Nigdy nie słuchałaś moich rad, mówiłaś, iż sama dasz sobie radę” – przypomniałam.

„A ty spróbowałaś choć raz, żeby pomóc? Po prostu stałaś i patrzyłaś, jak mój związek się rozpada!” – każde jej słowo bolało jak nóż.

„Nie mów tak! Nie jestem winna waszym kłótniom. Jesteście dorośli, sami decydowaliście. Co ja mam z tym wspólnego?” – próbowałam się bronić.

„Oczywiście, ty zawsze niewinna! Dziękuję za tę ‚pomoc’! Miałam rację, gdy wyprowadziłam się po szkole. Szkoda, iż wróciłam!” – wyrzuciła z siebie i wybiegła, zatrzaskując drzwi tak mocno, iż zatrzęsły się szyby.

Zostałam w ciszy, oszołomiona. Przez cały ten czas otaczałam ją troską, nie wtrącałam się w jej życie, jak prosiła. A w jej oczach to ja jestem źródłem wszystkich nieszczęść. Moja dziewczynka wciąż nie dorosła, wciąż szuka winnych swoich porażek. Serce pęka, gdy myślę, iż uważa mnie za złą matkę. Ale już nie mam siły jej przekonywać. To jej życie, niech robi, co chce. Tylko dlaczego tak boli?

Idź do oryginalnego materiału