Dzisiaj zapiszę w pamiętniku historię naszej rodziny. Z zewnątrz wyglądamy na przykładnych ja, Justyna, i mój mąż Marek. On nie pije, tylko przy okazjach, i to symbolicznie, nie pali, przez jedenaście lat nigdy nie podniósł na mnie ręki.
Był tylko jeden incydent, o którym czasem opowiadam przyjaciółce:
– Kiedyś dawno się pokłóciliśmy, tak się wkurzyłam, iż rzuciłam się na niego z pięściami. Wyobraź sobie drobna kobieta na takiego chłopa. Co mi wtedy strzeliło do głowy? A on tylko delikatnie przytrzymał mi ręce i posadził na kanapie. Inny by może odpowiedział pięścią, nauczył mnie rozumu. Wtedy zrozumiałam, iż nie miałam racji i nigdy więcej się tak nie zachowałam.
– No co ty, Justa! Twój Marek mógłby cię jednym palcem przygnieść śmiała się Beata. Kobieta przecież nie wygra z mężczyzną!
To nasz drugi związek. Z pierwszym mężem rozstałam się, bo pił i awanturował. Wracał późno, gdy córka już spała, urządzał sceny, potrafił ją obudzić i miał to gdzieś. Miałam dość, więc wzięłam rozwód i wróciłam do rodziców.
– Dobrze zrobiłaś, córeczko wspierała mnie mama. Nic dobrego z nim nie przeżyłaś przez te pięć lat. Wychowamy Hanię, a ty jeszcze znajdziesz szczęście. Jesteś ładną dziewczyną, wiesz o tym
Gdy Hania skończyła dwanaście lat, wyszłam za Marka. Poznaliśmy się na urodzinach męża Beaty. Świętowaliśmy w knajpce, tam do mnie podszedł.
– Widzę, iż się nudzisz powiedział z uśmiechem. Zapraszam do tańca.
Był wysoki, sięgałam mu ledwo do ramion, przystojny i spokojny przynajmniej takie robił wrażenie.
– Nie, nie nudzę się odpowiedziałam. Ale zatańczę z przyjemnością.
Tak się zaczęło. Beatka cieszyła się, iż wreszcie nie jestem sama. Mieszkałam wtedy z córką w trzypokojowym mieszkaniu po babci. Chorowała i żyła samotnie, więc rodzice wzięli ją do siebie.
Mieszkanie było małe, w starym bloku z wielkiej płyty, ale cieszyłam się, iż mamy własny kąt. Marek niedługo się wprowadził sam dotąd mieszkał z matką.
Jego pierwsze małżeństwo też nie było udane. Żona, Ewa, nie dogadywała się z teściową. Nie ustępowały sobie, prawie dochodziło do rękoczynów.
– Marek, gdzieś ty taką znalazł? pytała go matka, gdy tylko wracał z pracy. Z nią się nie da żyć pod jednym dachem!
– Albo wyprowadzamy się, albo nie gwarantuję, co zrobię żądała Ewa. Była impulsywna, a do tego w ciąży.
W końcu się wyprowadzili, urodził się syn. Marek starał się pomagać, ale Ewa wiecznie była niezadowolona.
– Brakuje pieniędzy, syn potrzebuje nowych ubrań. Idź do sklepu, zrób obiad, jestem zmęczona.
Robił, co kazała, ale matka dzwoniła, skarżąc się, iż Ewa nie pozwala jej widywać wnuka.
– Marek, jak tak można? Nie mogę choćby zobaczyć swojego wnuka!
W końcu Ewa odeszła, oskarżając go, iż jest maminsynkiem. Zamieszkał z powrotem u matki. Trzeba przyznać teściowa też nie była aniołem. Żadna kobieta nie była dość dobra dla jej syna.
Z Markiem początkowo było dobrze. Psuli nam tylko atmosferę telefony od teściowej. Nie lubiła, iż ożenił się z kobietą z dzieckiem. Hania, spokojna dziewczyna, nazywała ją babcią, ale ta gwałtownie ją upomniała:
– Jaka ja ci babcia? Masz swoją, a ja ci nie jestem rodzona.
Bolało mnie to, ale przemilczałam. Z czasem jednak Marek się zmienił. Kiedyś gotował z przyjemnością, teraz prawie wcale.
– Nie rozumiem, co się z nim dzieje zwierzałam się Beacie. Wszystko go irytuje, szuka powodów, by się przyczepić.
– Naprawdę? Z zewnątrz wyglądacie na idealną parę dziwiła się Beata.
Rzeczywiście, Marek stał się zgorzkniały. choćby gdy rzuciłam pracę, by uniknąć jego zazdrości, wciąż było coś nie tak.
– Za dużo wydajesz na głupoty! krzyczał, gdy zrobiłam manicure.
– Dobrze zgodziłam się. Ty będziesz robił zakupy.
Przestałam też chodzić na siłownię uznał, iż oglądam innych facetów. Zaczęłam podejrzewać, iż ma kogoś, ale w telefonie znalazłam tylko rozmowy z matką. Słuchałam ich kiedyś ukradkiem.
– Marek, zrobiłeś, co ci kazałam? słyszałam jej głos. Twoja żona się włóczy, a ty tkwisz w domu. Nie potrafisz jej trzymać krótko, jesteś ślepy!
– To ja, teściu odezwałam się. Marek jest pod prysznicem.
Obraziła mnie jeszcze bardziej, zanim się rozłączyła. Zrozumiałam wtedy to ona go zatruwa.
Co mogę zrobić? Nie zabronię mu kontaktów z matką, ale nie chcę żyć w ciągłym napięciu. Może psycholog pomoże?
*Zapisuję to jako przestrogę czasem największym wrogiem związku są nie obcy ludzie, ale ci najbliżsi.*