Jak nauczyłem się żyć dla siebie na emeryturze: wartościowa lekcja dla innych

newsempire24.com 6 dni temu

**Dziennik emeryta: Nauka życia dla siebie**

Gdy po raz ostatni przekroczyłem próg swojego biura, po trzydziestu latach pracy, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Z jednej strony ogromna radość, uczucie wyzwolenia. Z drugiej przerażająca pustka. Jakby wszystko, co nadawało życiu strukturę, nagle się rozpadło. Brak porannych pobudek, gonitwy z czasem, maili do sprawdzenia czy korków do zniesienia. Czyż nie marzenie? A jednak po kilku tygodniach cisza stała się przytłaczająca. Zaczęłam zadawać sobie pytanie: *A teraz co? Kim jestem, skoro nie jestem już koleżanką, przełożoną, trybikiem w maszynie?*

Pierwsze dni wypełniałam domowymi obowiązkami: sprzątaniem, gotowaniem, praniem. gwałtownie jednak zrozumiałam, iż nie po to czekałam na emeryturę. Ta wieczna krzątanina nie wypełniała pustki, tylko ją podkreślała. Czułam się odstawiona na bok, jak zapomniany mebel.

Pewnego ranka, z kubkiem herbaty w dłoni, usiadłam w fotelu przy oknie. Po raz pierwszy od dawna bez pośpiechu. Gałęzie drzew kołyszące się na wietrze, promienie słońca przebijające się przez chmury, śpiew wróbli I wtedy przyszło olśnienie: *Wreszcie mogę po prostu być.* Nie dla innych, nie dla pensji czy projektów. Tylko dla siebie.

Wyciągnęłam książkę, która od miesięcy kurzyła się na nocnej szafce. Czytałam powoli, smakując każde słowo, każdy łyk gorącej herbaty. Jak powrót do zapomnianej kobiety, która kiedyś marzyła o pisaniu, czytaniu, uczeniu się. Powrót do ulubionych powieści stał się czymś więcej niż zajęciem odrodzeniem.

Z czasem znów zaczęłam wychodzić na spacery. Na początku nogi były ciężkie, oddech krótki. Z dnia na dzień jednak stawało się lżej. Ławka w parku stała się moim azylem, alejki wokół jeziora ścieżką do wewnętrznego spokoju.

Zrozumiałam prostą prawdę: szczęście kryje się w małych rzeczach. Miękki koc wieczorem, zapach szarlotki, rozmowa telefoniczna z przyjaciółką Jadwigą, stukot drutów przy dźwiękach starej piosenki Mieczysława Fogga. Robienie rzeczy z chęci, nie z obowiązku. Bez poczucia winy. Bez konieczności udowadniania czegokolwiek.

Moje dzieci czasem pytają: *Mamo, całe dnie siedzisz w domu?* Tak, i po raz pierwszy to mi odpowiada. Zawsze byłam określana przez innych: córka, żona, matka, koleżanka z pracy Dziś jestem po prostu sobą. A to najpiękniejszy luksus.

Zaczęłam prowadzić notes, w którym zapisuję myśli, pragnienia, przepisy do wypróbowania. Czasem spisuję wspomnienia dla wnuków. Albo dla siebie, gdy znów nachodzi niepokój.

Nie boję się już starości. Oswoiłam piękno zwykłych dni. jeżeli te słowa do ciebie trafiają, zapamiętaj: emerytura to nie koniec. To nowy rozdział, który możesz napisać po swojemu. Pozwól sobie być szczęśliwym. Pozwól sobie wreszcie żyć dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału