Jak najlepiej natchnione. „Ręce mam wypełnione pracą” w Lisowski Gallery

magazynszum.pl 5 miesięcy temu

W poprzedniej lokalizacji Lisowski Gallery zajmowała spektakularną socrealistyczną przestrzeń po biurze Orbisu na placu Konstytucji. Tym razem Cezary Lisowski zamienił w galeryjne białe pudełko niewielki lokal po sklepie Cepelii przy ulicy Chmielnej. Na wystawie Ręce mam wypełnione pracą – inaugurującej tę przestrzeń w sumie znajduje się sześć obiektów. Dwie drewniane, intarsjowane szkatułki i praca Koguty (wykonana tą samą techniką) są autorstwa Natalii Bobrówny, działającej w pierwszej połowie XX wieku projektantki. To efekt czteroletnich poszukiwań na rynku antykwarycznym oraz kwerend archiwalnych przeprowadzonych w ponad stu pięćdziesięciu polskich muzeach przez założyciela galerii (i specjalisty od polskiego wzornictwa). Niewiele, ale – najprawdopodobniej – więcej się nie zachowało.

Twórczość Bobrówny stała się inspiracją dla Liliany Zeic; prezentowane prace – dwie intarsjowane kompozycje oraz jedna instalacja – wpisują się w założenia jej archiwistycznego projektu Sourcebook, rozwijanego od 2020 roku. Artystki dzieli kilka pokoleń, łączy zaś zamiłowanie do rękodzieła. U Lisowskiego mówią jednym głosem, gorączkowo, a zarazem spokojnie: „ręce mam wypełnione pracą”. Jak wypada to zestawienie?

Widok wystawy: Liliana Zeic / Natalia Bobrówna Ręce mam wypełnione pracą, Lisowski, Warszawa, 2024, fot. Bartek Zalewski
Widok wystawy: Liliana Zeic / Natalia Bobrówna Ręce mam wypełnione pracą, Lisowski, Warszawa, 2024, fot. Bartek Zalewski
Widok wystawy: Liliana Zeic / Natalia Bobrówna Ręce mam wypełnione pracą, Lisowski, Warszawa, 2024, fot. Bartek Zalewski
Widok wystawy: Liliana Zeic / Natalia Bobrówna Ręce mam wypełnione pracą, Lisowski, Warszawa, 2024, fot. Bartek Zalewski

*

Dekorowanie dzięki intarsji zostało niemal zarzucone w XIX wieku, kiedy w fabrykach zaczęto wykonywać meble masowo. „Przeciwko temu jednak podnosi się u nas reakcya, coraz to wyraźniejsza”, pisał w tygodniku ilustrowanym „Świat” dziennikarz zasmucony alienującymi konsekwencjami uprzemysłowienia. I dalej:

Szablonowe rzeczy, pomimo rosnącej taniości, przykrzą się i wywołują jakby tęsknotę do wprowadzenia choćby w drobiazgi, otaczające człowieka, czegoś, co tchnie duchem, co mówi o pięknie i harmonii, czego się nie spotyka w każdym składzie mebli, w każdym galanteryjnym sklepie. To też p. Natalia Bober, przygotowawszy swój zakład i swoje kursy na okres tego przełomu właśnie, była jak najlepiej natchniona[ref] Z wystawy lubelskiej. Inkrustacye i mozaiki artystyczne, „Świat”, nr 39, 26 września 1908, s. 26.[/ref].

Natalia Bobrówna była nie tylko natchniona, ale także zdolna i przedsiębiorcza. Wykształcona w czasie, kiedy kobiety nie miały wstępu na akademię (w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych mogły studiować dopiero od 1920 roku, w warszawskiej od 1904), uczęszczała na kursy prowadzone przez Włodzimierza Tetmajera i Jana Bukowskiego w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych i Przemysłu dla Kobiet, jednej z licznych wówczas prywatnych szkół artystycznych. Zakład ten, jak donosił „Głos Narodu”, ma „tę wielką zasługę, iż rozwija zdobnictwo krajowe, wprowadza wyłącznie swojskie motywa do przemysłu artystycznego i kształci szereg młodych kobiet w zawodzie dla nich najdostępniejszym, który u nas leżał prawie zupełnie odłogiem, tak, że na tem polu panowały prawie niepodzielnie zagraniczne wyroby”[ref] Szkoła przemysłu artystycznego dla kobiet, „Głos Narodu” nr 147, 30 czerwca 1902, s. 4-5.[/ref]. Latem 1902 roku zaprezentowano „pierwsze owoce” prowadzonych od niespełna roku zajęć. Zadebiutowała wówczas panna Bobrówna, wystawiając pośród „wykwintnych i pełnych dobrego smaku” uczniowskich prac „wyściełane skórą wytłaczaną, bardzo ładne i oryginalne”[ref] Tamże. [/ref] krzesło. Jeszcze w tym samym roku dwudziestosiedmioletnia adeptka rzemiosła artystycznego wzięła udział w pierwszej wystawie Towarzystwa Polskiej Sztuki Stosowanej (TPSS) w Muzeum Narodowym w Krakowie, na której pokazała motyw z malowanej skrzyni włościańskiej.

Po powrocie do Warszawy Bobrówna kontynuowała naukę w Muzeum Rzemiosł i Sztuki Stosowanej, na kursie wyrobu intarsji i mozaiki drzewnej prowadzonym przez Marię Starżę. Prace powstałe pod kierownictwem tej artystki zostały uznane za „koronę wystawy” prezentującej umiejętności uczniów i uczennic Muzeum w 1905 roku. Uwagę recenzentów przykuł także stolik Natalii Bobrówny, „naśladujący taflę posadzki”. Po śmierci Starży działalność edukacyjną w dziedzinie intarsji i mozaiki kontynuowały jej uczennice – „z panną Natalją Bober na czele”[ref] S.K., Wystawa prac uczniów szkoły artystycznej przy Warszawskiem Muzeum Przemysłu, „Świat Kobiecy” nr 39, 29 września 1906, s. 406.[/ref].

Widok wystawy: Liliana Zeic / Natalia Bobrówna Ręce mam wypełnione pracą, Lisowski, Warszawa, 2024, fot. Bartek Zalewski
Ogłoszenie prasowe Zakładu Inkrustacji i Mozaiki Artystycznej Natalii Bober w Warszawie, [za:] Katalog V Wystawa Doroczna, Warszawa, 1908, s. nlb.
Ogłoszenie prasowe Zakładu Inkrustacji i Mozaiki Artystycznej Natalii Bober w Warszawie, [za:] Scena i sztuka, 1908, nr 13, s. 1
w.k., Inkrustacye i mozajki drzewne [za:] Świat, 1909, nr 39, s. 22

Bobrówna idzie jak burza. Bierze udział w najważniejszych wystawach, zdobywa nagrody. W 1906 roku otwiera przy Wspólnej 27A w Warszawie pierwszy w kraju Zakład Artystycznej Inkrustacji i Mozaiki. Jej prace artystyczne budzą zachwyt widowni. Zaprezentowane na Wystawie Przemysłu i Rolnictwa w Częstochowie w 1909 roku Koguty (według obrazu Apoloniusza Kędzierskiego) oraz Brzozy i Papuga (na podstawie prac Jadwigi Gałęzowskiej) zdaniem recenzenta pisma „Świat” zasługiwały na miano arcydzieł. Bobrówna wróciła z Częstochowy z najwyższymi nagrodami. „Wszystko, co wychodzi z pracowni panny Bober, jest wartościowe – twierdził dziennikarz – a na wystawie widzimy przedmiotów sporo: meble, oprawy do teczek, pudełka, półki”[ref] Na wystawie pracy kobiet, „Świat” nr 24, 11 czerwca 1910, s. 19-20.[/ref].

Dlaczego więc działalność Bobrówny została zapomniana?

O kobietach usiłujących na przełomie XIX i XX wieku zajmować się sztuką zawodowo (i zarobkowo) pisały między innymi historyczki sztuki Maria Zientara i Joanna Dobkowska-Kubacka. Obecność kobiet w obszarze sztuki użytkowej „była uprawomocniona przez tradycję. Kobiety od wieków upiększały życie codzienne rodziny”[ref] Maria Zientara, Artystki polskie i ich sztuka w latach 1900–1939. Cz. I. Nurt narodowej sztuki dekoracyjnej, w: Krzysztofory. Zeszyty Naukowe Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, red. Anna Biedrzycka, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2007, s. 155.[/ref], pisze Zientara. W związku z tym praktykowanie zdobnictwa akceptowano z mniejszymi oporami niż kobiece aspiracje do zajmowania się zarezerwowaną dla mężczyzn „sztuką wysoką”. „Uznano nawet, że sztuka użytkowa to bardzo dobry zakres dla pracy niewieściej”[ref] Joanna Dobkowska-Kubacka, Kobieca specjalizacja: sztuki upiększające Inicjatywy wspierające aktywność kobiet w zakresie sztuki użytkowej oraz rzemiosła w drugiej połowie XIX w. w Królestwie Polskim, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica” nr 106, 2020, s. 70.[/ref], dodaje Dobkowska-Kubacka i formułuje tezę, zgodnie z którą promowanie sztuki użytkowej jako kobiecej specjalizacji stanowiło pewnego rodzaju kompromis; chciano w ten sposób zapobiec uprawianiu przez kobiety „sztuki czystej”. Co więcej, miało to „powstrzymać kobiety przed dalszym pochodem w stronę całkowitego równouprawnienia nie tylko artystycznego, ale także ogólnie na rynku pracy”[ref] Tamże, s. 73.[/ref].

Liliana Zeic, Portret Natalii Bobrówny w pracowni, 2024, intarsja, fornir topola czeczot, orzech kalifornijski czeczot, stal, fot. Paweł Bobrowski
Liliana Zeic, Portret Natalii Bobrówny w pracowni, 2024, fragment, intarsja, fornir topola czeczot, orzech kalifornijski czeczot, stal, fot. Paweł Bobrowski

Tymczasem w przypadku Bobrówny zarówno twórczość, jak i marka jej zakładu i biznesowa skuteczność budziły uznanie. Jak ujął to autor (lekko mizoginicznej w tonie, ale jednak pełnej uznania dla indywidualnych dokonań artystki) recenzji: „Panna Bober umiała już swoją sztukę przekroczyć na poważną gałąź zarobkowania, na przemysł prawdziwy”[ref] Praca rąk kobiecych, „Świat” nr 24, 11 czerwca 1910, s. 19.[/ref]. A także, jak słusznie zauważono w innym tekście, na „przedmiot poważnego i regularnego nauczania”[ref] Inkrustacye i mozaiki artystyczne, „Świat”, nr 39, 26 września 1908, s. 26.[/ref] – obeznane z techniką intarsji uczennice były później przez nią zatrudniane w zakładzie.

Dlaczego więc Bobrównę zapomniano? Czy dlatego, iż była panną? „Gra, rysuje, maluje tak długo, jak długo nie wyjdzie za mąż”[ref]Marya Dulębianka, O twórczości kobiet, w: Głos kobiet w kwestyi kobiecej, Stowarzyszenie Pomocy Naukowej dla Polek im. J.I. Kraszewskiego, Kraków 1903, s. 187.[/ref], pisała Maria Dulębianka w eseju O twórczości kobiet. Bobrówna zmarła w 1942 roku. Nie miała dzieci. Nie było więc komu opowiedzieć historii Pierwszego w Kraju (jak sama go reklamowała) Zakładu Intarsji i Mozaiki. Toteż założycielski dla wystawy pomysł zestawienia dwóch artystek, choć może nazbyt prosty, okazał się trafny i wyzwalający.

„Jak morze, jak ocean niezmierzonem byłoby zadanie, gdybyśmy chcieli wymienić to wszystko, co twórczości kobiety było hamulcem”[ref] Tamże, s. 191.[/ref], pisała Dulębianka. Projekt przedstawienia w sposób całościowy i wyczerpujący artystek, którym mimo przeszkód udało się wówczas coś osiągnąć, byłby trochę jak próba samodzielnego przebycia tego oceanu. Wystawa przy Chmielnej 8 jest więc przede wszystkim o tym, czego (na niej) nie ma. Brakuje żardinierki, parawanu, pulpitu romańskiego. Zaginęły też: Brzozy, Papuga, „naśladujący taflę posadzki” stolik, teczki, parawany, ramki i herby polskich królów elekcyjnych. Z pomocą przychodzi Liliana Zeic. Przeszukując przeszłość pod kątem nienormatywnego, kobiecego dziedzictwa, artystka stworzyła tym razem Portret Natalii Bobrówny w pracowni – to wykonana z czeczoty topoli i orzecha kalifornijskiego intarsja. W zrobionej z siana instalacji Oczy spojrzenia krzyżują Cecylia Chalus i Antonina Dunin-Sulgostowska, które stanowiły duet w pracy, a może nie tylko w niej. I jeszcze jedna praca: w barwionym na morski kolor przekroju czeczoty orzecha Zeic wycięła dłoń, która luźno trzyma wyschnięty bukiet maków. To motyw zaczerpnięty od Starży, nauczycielki Bobrówny. Wygląda, jakby dłoń próbowała coś z nich wytrząsnąć. Piękne i smutne Czarne makówki można zatem widzieć jako emblemat utraconych herstorii.

Liliana Zeic, Czarne makówki, 2024, intarsja, fornir orzech kalifornijski czeczot, stal, fot. Paweł Bobrowski

„Archeologicznemu” podejściu Zeic wtóruje kurator wystawy. W części archiwalnej znajdziemy między innymi projekt nowego gmachu Muzeum Rzemiosł i Sztuki Stosowanej z 1930 roku. Zwycięskiego projektu autorstwa Czesława Przybylskiego nigdy nie zrealizowano, a zajmowana od 1909 roku siedziba przy Chmielnej 52 (400 metrów od aktualnej pop-upowej odsłony Lisowski Gallery) została zbombardowana w trakcie wojny. Jednak zachowane wizualizacje świadczą, iż mający powstać na Ochocie ośrodek rzemiosła artystycznego był planowany z rozmachem. W alternatywnym scenariuszu to właśnie tam moglibyśmy dziś oglądać zaginiony dorobek Bobrówny. Na razie możemy to robić w Lisowski Gallery.

Idź do oryginalnego materiału