Jak my przed Bristolem na Żelazną Dziewicę czekali

gazetatrybunalska.info 1 miesiąc temu

Sztuka teatralna Samuela Becketta „Czekając na Godota” nabrała nowego wyrazu za sprawą członków brytyjskiej grupy heavymetalowej Iron Maiden, którzy gościli w stolicy 2 sierpnia.

Zespół przyjechał do Warszawy, aby zagrać ostatni koncert w ramach trasy „RUN FOR YOUR LIVES”. Jej początek miał miejsce 27 maja w Budapeszcie.

Na miejsce pobytu gwiazd wybrano reprezentacyjny hotel Bristol mieszczący się przy Krakowskim Przedmieściu, tuż obok Pałacu Prezydenckiego.

Banner reklamujący wydarzenie. Grafika: organizatorzy. Kliknij, aby powiększyć.

Od rana przed wejściem zbierali się fani licząc na zdobycie autografu, zrobienie selfie czy chwilę rozmowy z legendarnymi rockmanami.

Na hotelowym parkingu czekały trzy nienagannie umyte Volkswageny Multivany na niemieckich rejestracjach z mocno przyciemnionymi szybami. Mogło to sugerować, iż tymi autami zespół wraz z asystą uda się na Stadion Narodowy. Występ zaplanowano na godzinę 20:50.

Po południu czekających zaczęło przybywać. Stojąc kilka godzin w tym samym miejscu ludzie wspominali inne koncerty, żartowali, zaprzyjaźniali się. Atmosfera panowała przyjemna, bo słuchacze metalu są częstokroć milsi i grzeczniejsi od tych zanurzonych w muzyce klasycznej.

Mała dziewczynka, o śniadej cerze, wychodząca z rodzicami z hotelu zatrzymała się i zamarła na chwilę. Sądziła zapewne, iż ludzie w „satanistycznych” koszulkach czekali by ją powitać.

Niedługo po tym pojawiło się starsze małżeństwo. Podczas przejścia przez szpaler fanów kobieta zapytała męża: – Na kogo ci ludzi czekają? – Na jakichś muzykantów – usłyszała w odpowiedzi.

Czas przez Bristolem umilała starowinka w białej chustce na głowie grająca na akordeonie powstańcze piosenki.

Jedynymi słuchaczami tej pani byli stojący na przeciwko miłośnicy metalu. Foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska. Kliknij, aby powiększyć.

Nie ustawały spekulacje kiedy, którędy i w jaki sposób muzycy opuszczą swoje apartamenty. Przeważała opinia, iż MUSZĄ wyjść od frontu.

Około 17. przez hotel zajechał wiekowy citroen, którego wygląd mocno kontrastował ze stojącymi nieopodal limuzynami i wozami sportowymi. Od razu pojawiły się domysły, iż może to celowy zabieg i zaraz wsiądą do niego długowłosi Angole.

Transport dla zespołu Iron Maiden? Foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska. Kliknij, aby powiększyć.

Zebrani gwałtownie zostali wyprowadzeni z błędu przez portiera, który rozmawiał z kierowcą. Okazało się, iż celem był znajdujący się nieopodal kościół Wniebowzięcia NMP, ale pomylił wjazdy.

Po godzinie 18. gromada zaczęła się przerzedzać, do koncertu pozostały nieco ponad dwie godziny. Należało dotrzeć na stadion, odczekać w kolejce, zająć miejsca. Ale najwytrwalsi zostali, jak Vladimir i Estragon z utworu Becketta. Wierni, zdezorientowani, ale z poczuciem celu. Albo jego złudzenia.

W pewnym momencie do zebranych dobiegły okrzyki. Zaraz potem, na chodniku, pojawiło się dwóch rozbawionych, młodych facetów. Napięcie pojawiło się nagle i jeszcze szybciej opadło – to nie ONI.

Trochę za młodzi. Foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska. Kliknij, aby powiększyć.

Dwie panie w „wieku trolejbusowym” widząc widowisko zatrzymały się. – Co to za zespół? – zapytała ta o jasnomiedzianych włosach. – Poczekaj – odparła koleżanka. Wyjęła telefon i wystukała zapytanie. – Angielski. Ale to stare dziady, grają od 1975 r.

Fani czekali dalej, aż do zachodu słońca, gdy wreszcie ktoś przyszedł i pokazał rolkę z Facebooka.

– Panowie, oni już pojechali!
– Jak to?
– Bramą od Karowej. Cichaczem. Bez fotek. Bez autografów. Zero kontaktu wzrokowego.

Ważne, iż została zachowana jedność czasu, miejsca i akcji.

→ (mb)

5.08.2025

• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

• czytaj także: > „Żabka”

Idź do oryginalnego materiału