Jak moja córka nazwała mnie złą babcią, mimo starań dla wnuków.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dawno temu, gdy już wszystkie troski o wnuki ucichły, moja córka powiedziała mi, iż jestem złą babcią, która nie kocha swoich wnuków.

Gdy wreszcie przeszłam na emeryturę, ogarnęły mnie sprzeczne uczucia: z jednej strony euforia z zakończenia pracy, z drugiej niepokój przed nieznanym. Lata obowiązków zostały za mną, a przede mną rozciągała się pustka, którą trzeba było jakoś wypełnić.

Poranne wstawanie na dźwięk budzika, pośpiech do pracy, pilne zadania — wszystko to nagle zniknęło. Pierwsze dni czułam się zagubiona: czym teraz zająć czas, jak ułożyć dzień?

Na początku gorliwie zajmowałam się domem: sprzątaniem, gotowaniem, porządkowaniem starych rzeczy. Ale gwałtownie zrozumiałam, iż wieczne dbanie o czystość to nie to, o czym marzyłam, czekając na emeryturę.

W głowie wciąż brzmiał wewnętrzny głos: „Musisz być pożyteczna, nie możesz siedzieć bezczynnie”. Powoli jednak uświadomiłam sobie, iż teraz mam prawo do odpoczynku i dbania o siebie, bez tłumaczenia się przed kimkolwiek.

Zaczęłam szukać zajęć, które dawały mi radość. Najpierw przypomniałam sobie o miłości do książek. Od młodości uwielbiałam czytać, ale w wirze pracy nie starczało czasu. Na półkach czekała cała biblioteka nietkniętych tomów.

Teraz mogłam zanurzyć się w lekturze, smakując każdą stronę, nie patrząc na zegarek. To była prawdziwa przyjemność — czytać spokojnie, z kubkiem herbaty w dłoni, wygodnie otulona w ulubionym fotelu.

Zrozumiałam też, iż muszę zadbać o zdrowie. Lata w ciągłym biegu odcisnęły piętno: bóle stawów, wysokie ciśnienie. Z początku trudno było wyjść na spacer bez dawnego pośpiechu.

Zaczęłam od krótkich, porannych przechadzek. Krok po kroku, dzień po dniu, czułam, jak wraca lekkość. Moje ciało już nie młode, ale przy odrobinie troski wciąż może cieszyć się dobrą formą.

Odkryłam euforia w prostych rytuałach: poranne spacery po parku, wieczorna herbata na balkonie, podziwianie zachodów słońca. Czasem po prostu siedziałam i słuchałam śpiewu ptaków, chłonąc chwilę.

Te momenty nauczyły mnie dostrzegać szczęście w zwykłych rzeczach. Teraz staram się, by każdy dzień miał w sobie coś miłego, choćby drobiazg, i to daje mi siłę, by iść dalej.

Zrozumiałam też, iż nie muszę czuć winy za odpoczynek. Moje dzieci czasem mówią: „Mamo, ty nic nie robisz”. Ale przecież całe życie poświęcałam rodzinie i pracy.

Teraz, gdy zasłużyłam na wytchnienie, dlaczego nie mogę być po prostu sobą? Nie da się wiecznie żyć tylko dla innych, bo w końcu gubi się samego siebie. To nie znaczy, iż nie kocham bliskich — po prostu każdy ma prawo do własnego czasu i przestrzeni.

Zaczęłam nowe pasje. Na przykład dzierganie — nie z konieczności, ale dla przyjemności. Każdy nowy splot, każdy wzór przynosi ukojenie. Gdy patrzę na gotową robótkę, wiem, iż choćby w moim wieku można tworzyć piękno własnymi rękami.

Z czasem zrozumiałam, iż emerytura to nie koniec, ale nowy rozdział. To szansa, by cieszyć się drobiazgami, żyć bez harmonogramów i obowiązków, które kiedyś wydawały się nieodłączne.

Jeśli mój doświadczenie komuś pomoże, będę szczęśliwa. Bo dbanie o siebie nie powinno czekać na starość — wystarczy zacząć zauważać to, co nas uszczęśliwia, i pozwolić sobie na chwilę wytchnienia.

Dziś wiem już na pewno: życie trwa, i w każdym wieku można je wypełnić sensem i radością. Wystarczy słuchać własnego serca i nie bać się żyć tak, jak naprawdę się chce.

Idź do oryginalnego materiału