„Ja jestem pieśnią” – Odnaleźć głos, odnaleźć siebie | Recenzja | Festiwal Filmów Azjatyckich Pięć Smaków 2025

filmawka.pl 2 dni temu

Buthańska reżyserka Dechen Roder pokazała światu swój debiut Miód dla Dakini (dostępny online w ramach sekcji Posmaki Pięciu Smaków) prawie dziesięć lat temu. Teraz wraca z kolejnym przewrotnym kryminałem zakorzenionym głęboko, podobnie jak Miód…, w buddyjskim mistycyzmie i tradycyjnych rytuałach. W Ja jestem pieśnią Roder porusza wątki eksploatacji zarówno kobiet, jak i tradycyjnych wspólnot.

Osią opowieści jest motyw sobowtóra, luźno inspirowany zarówno Podwójnym życiem Weroniki, jak i Suzhou River. Nima zostaje nagle zwolniona z pracy nauczycielki w podstawówce – powodem jest rozprzestrzeniające się viralowo pornograficzne wideo, na którym i pracodawca, i partner rozpoznają Nimę. Tylko iż Nima twierdzi, iż to nie ona. W desperacji, aby oczyścić swoje dobre imię, wyrusza z miejskich przestrzenii na podłudniową prowincję, by na podstawie wskazówek z wideo odnaleźć bliźniaczo podobną Meto. Reżyserka zestawia bohaterki (odtwarzane przez jedną aktorkę Tandin Bidhę) na zasadzie dość zaskakujących przeciwieństw. Przybywająca z miasta, kształcąca się zagranicą i żyjąca nowocześnie Nima prowadzi życie zgodne z oczekiwaniami innych; wychowana w małej wsi Meto jest w kontakcie ze sobą, swoimi pragnieniami i potrzebami. Mimo tych przeciwieństw kobiety oprócz aparycji łączy ten sam los – są ofiarami męskiej przemocy, w tym wypadku pornozemsty, wykorzystywania, szantażu i ostracyzmu. Roder umiejętnie miesza perspektywy obydwu kobiet, na przemian budując i burząc wrażenie, iż Nima i Meto są wariantami jednej osoby.

fot. „Ja jestem pieśnią” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Ja jestem pieśnią to złożony i kompleksowy film, w którym, podobnie jak w Miodzie dla Dakini przenikają się różne wymiary: fantastyczny, duchowy, realistyczny i przyziemny. W toku swojego śledztwa Nima odkrywa, iż rodzinna wioska Meto powierzyła jej misję odzyskania sakralnej pieśni, wykorzystywanej do rytuałów. W Buthanie wierzy się, iż tradycyjne pieśni nie powinny być nagrywane, a ich zapis i komercyjne wykorzystywanie jest profanacją. Rytm filmu wyznaczają wmontowane sceny, jak początki rozdziałów, z etapami przygotowywania się do tradycyjnego obrzędu, w których skradziona pieśń odgrywa główną rolę. Zestawienie tego wątku z nagraniem czyjejś intymności i rozpowszechnianiem go bez zgody oraz eksploatowanie tego motywu na różnych płaszczyznach buduje kolejną warstwę znaczeniową filmu. Piosenki popowe i tradycyjne utwory wypełniają film. Pojawiają się one w barze, w którym pracuje były chłopak Meto, w scenach karaoke, nieporadnym śpiewie małych dzieci w trakcie szkolnego przedstawienia, w lokalnym konkursie wokalnym. Obydwie bohaterki – czy wręcz warianty jednej postaci – wyruszają w drogę do odzyskania swojej tożsamości, zrabowanej i wykorzystywanej. Jest to trochę paradoksalne; poprzez kręcenie filmu z wykorzystaniem dawnych pieśni i utrwalaniem ich na taśmie sama twórczyni w pewien sposób je rabuje i eksploatuje.

fot. „Ja jestem pieśnią” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Roder kontynuuje eksplorację gatunkową kryminału, którą prowadziła w Miodzie dla Dakini. Podobnie jak w swoim debiucie, tajemnica kryminalna splata się tutaj z metafizyczną, a motyw femme fatale jest potraktowany przewrotnie. Zdjęcia operują wyrazistą, neonową paletą barw, znaną ze współczesnych produkcji neo noir. Jednocześnie powolny, niemal kontemplacyjny rytm sprawia, iż produkcja przypomina trochę sen, trochę wspomnienie, atmosferą kojarząc się z Wong Kar Waiem. Część fabuły realizuje się w spojrzeniach, gestach, wspólnym lub osobnym przebywaniu w danej przestrzeni. Roder w ten sposób buduje duchowy wymiar Ja jestem pieśnią i pozwala widzowi samodzielnie prowadzić własne śledztwo w poszukiwaniu znaczeń oraz symboli. Dzięki zręcznemu rzemiosłu film wciąga i nie nudzi swoim powolnym tempem, a jego kompleksowość nie powoduje konfuzji, choć trzeba przyznać, iż czasowo scenariusz trochę się nie zgadza.

Dechen Roder swoim drugim filmem kontynuuje eksplorację kryminału, czy raczej gra na motywach gatunkowych wedle swojej woli tak, by zrealizować swoją mistyczną i społeczną wizję. Potwierdza tym samym dojrzałość reżyserskiego stylu. Jej wrażliwość estetyczna i duchowa jest wyjątkowym wyróżnikiem wśród współczesnych twórców i mam nadzieję, iż na kolejny jej film nie będzie trzeba czekać prawie dekadę.

korekta: Anna Czerwińska


Tekst powstał w ramach współpracy z Festiwalem Filmów Azjatyckich Pięć Smaków.

Idź do oryginalnego materiału