6 godzin w wersji podstawowej, 8 godzin w wersji rozszerzonej o samplery między innymi początkowych demowek i koncert w Amsterdamie (czyli wersja powyższa).
Cóż, to Underworld, w klasycznym składzie z młokosem Darrenem Emersonem, w 1991 roku zasilającym i dodającym do duetu muzy tworzonej przez zgrany duet Karla Hyde'a, pięknie zawodzącego, grającego na gitarze oraz Ricka Smitha obsługującego klawisze, komponującego słodkie tematy synthpopowe, ducha techno i klimatów house, nagrał trzy klasyczne albumy, Dubnobasswithmyheadman, Second Toughest in the Infants, Beaucoup Fish, będące kwintesencją tanecznej elektroniki. Po odejściu już nie młokosa, ale przez cały czas młodego Emersona, duet próbował odnaleźć swoją tożsamość, co prawie im się udawało, ale z czasem wpływ młokosa na synapsy sieci neuronowych sympatycznych, coraz starszych i niemłodych już panów, zaczynał słabnąć i muza owych sympatycznych panów zaczęła stawać się tylko poprawna i do bólu przewidywalna. Ale! Pod koniec 2018 roku, sympatyczni coraz starsi 60. latkowie poczuli tlące się gdzieś w zakątku mózgu, ukrywające się, przyczajone na czarną godzinę skupiska substancji chemicznych, które to substancje postanowiły wyjść z ukrycia i szeroką falą przemknęły przez siatkę neuronów, wykorzystując resztki synapsów, natchniętych przez młokosa, w tej chwili także już niemłodego Emersona. Tak powstały powyższe nagrania, będące w zasadzie wynikiem improwizacji podbitych w zasadniczym stopniu przez zaproszonych muzyków, w tym poruszającego się w minimalistycznych klimatach świetnego skądinąd The Necks oraz zupełnie przeze mnie nieznanego dzidżeja i producenta Ø, mającego podobno znaczący wpływ na kształt piosenek, wypuszczanych online przez okrągły rok tydzień po tygodniu. Rezultatem tegoż eksperymentu jest niezwykle eklektyczna muza, płynąca, tak płynąca, to bardzo dobre określenie, płynąca pomiędzy muzyką taneczną, elementami ambientu do minimalistycznego jazzu (nu jazzu?), nie tracąca nic ze swojej energetyczności, charakterystycznej dla czasów z młokosem.
W skrócie jest to zajebisty album, który polecam każdemu metalowemu słuchaczowi z otwartym umysłem, lubiącemu czasem poszaleć na parkiecie w otoczeniu natchnionych dziewczynek z przezroczystymi body i obcisłymi rurkami oraz pięknych chłopców, ubranych w czarne dresy z trzema paskami i bluzy z poliestru noszone przez większość kopaczy piłki kopanej w cudownych, jedynych w swojej seksownej kiczowatości latach 80.
PS Żeby nie było, co ten kurwa pierdziel, brzydal kurz robi na metalowym forum, to przysięgam na swoją niewygoloną, seksowną klatę; słucham też metalu, a przede wszystkim owy metal, jako jeden z bardziej, przynajmniej w sporej części, bezkompromisowy gatunek muzyki rozrywkowej, uwielbiam i cenię.
\m/
Statystyki: autor: kurz — 15 sek. temu