Idźcie na przód, ja dołączę później

newsempire24.com 13 godzin temu

— Idźcie już, ja podjadę później.
— Gdzie jesteś?
— Na działce. Mama poprosiła, żebym ją podwiózł.

Na działce. W dniu, kiedy twój syn pierwszy raz idzie do szkoły…

Kamila stała przy kuchennym zlewie, ściskając w dłoniach gąbkę. Palce drżały. Nie od zimnej wody, ale od gniewu. Na kuchence bulgotała już przypalona owsianka, w sypialni mamrotał telewizor, a w głowie migały pytania: *Działka? Teraz? Dlaczego?*

Mąż wyszedł wcześnie. Po cichu. Po prostu trzasnął drzwiami, a dom znów pogrążył się w ciszy. Kamila pomyślała, iż może wyszedł do samochodu albo na sprawy. Synek już się obudził, przetarł oczy i w pidżamie powlókł się do łazienki.

Wszystko było w porządku. Poza jednym: tata nie wrócił.

— Wojtek, ty zwariowałeś?! — zapytała, gdy w końcu się dodzwoniła.
— No, mama nagle poprosiła — tłumaczył się mąż. — Wy idźcie już, ja podjadę później.
— Tak, nagle. Akurat dziś. O ósmej rano. Pierwszego września. — Głos Kamili był zimniejszy niż lodowiec, w który uderzył Titanic.
— Słuchaj, ja rozumiem… Ale ona poprosiła. Będziemy szybko.

Kamila milczała. Bo gdyby wypowiedziała choć słowo, tama jej samokontroli by pękła. A histeria o poranku to nie było coś, co powinien widzieć nowy pierwszoklasista. Zamiast słów po prostu rozłączyła się.

Niech to będzie na ich sumieniu.

— Mamo, a gdzie tata? — syn stał w nowiutkiej białej koszuli i sam zapinał guziki.

Męczył się, denerwował, ale nie narzekał.

— Babcia nagle musiała jechać na działkę. Tata ją zawiózł — powiedziała Kamila bez ozdobników i sarkazmu.
— A on potem przyjedzie? — spytał z nadzieją syn.
— Nie wiem, kotku. Chyba nie.
— A on wiedział, iż dziś mam święto?

Rozmawiali o tym cały tydzień. Ale chłopiec widocznie nie potrafił zrozumieć takiego postępku ojca.

— Wiedział — cicho odpowiedziała Kamila.

Chłopiec spuścił wzrok, milczał. Usiadł do stołu i wpatrywał się w telefon. W wazonie stał bukiet, który miał zanieść do szkoły. Przy drzwiach leżał nowy plecak z samochodami. Wszystko gotowe na święto.

Oprócz rodziny.

Na apelu syn trzymał się dzielnie. Nie uśmiechał się, nie płakał, tylko mocniej ściskał mamę za rękę, podczas gdy wokół kręcili się rodzice, babcie, ojcowie z aparatami. Wszyscy wokół świętowali życie.

Kamila też robiła mu zdjęcia, starała się dopingować. Miała ściśnięte gardło, ale uśmiechała się za dwoje. Może choćby za troje. Ale to i tak nie wystarczało.

Gdy starszy uczeń niósł na ramionach dziewczynkę z wstążkami i dzwonkiem, przyszła pierwsza wiadomość od teściowej: *Zrób więcej zdjęć. I wyślij mi. Chcę zobaczyć.* Druga nadeszła kwadrans później: *Powiedz, żeby Jasio mi pomachał. Jestem z wami myślami!*

*Myślami?* Kamila zgrzytnęła zębami. *Myślami* to bardzo wygodnie. Nie trzeba się wysilać.

Nie odpowiedziała. Nie dlatego, iż bała się awantury. Po prostu… nie miała z tą kobietą o czym rozmawiać.

Po apelu poszli do kawiarni, zamówili lody i koktajle, potem spacerowali po skwerze. Plan był inny: tata miał zawieźć ich do wesołego miasteczka. Ale tata był na działce. Z kapustą, a nie z synem. Trasę trzeba było zmienić.

— Mamo, mogę nie odbierać, jak babcia zadzwoni? — spytał syn, gdy w plecaku zadzwonił telefon.
— Oczywiście — skinęła Kamila. — Ja też bym nie odebrała.

Nie tłumaczyła więcej. Nie było potrzeby. Syn tylko przytulił ją mocno, jakby chciał przez to powiedzieć cały ból i rozczarowanie.

W środku coś skamieniało. Gdy mąż do niej zadzwonił, nie odebrała. Syn też nie.

Skończyło się na krótkiej wymianie wiadomości.

— Zachowujesz się jak dziecko. Odbierz telefon. Mama się obraziła — napisał Wojtek.
— Twój syn też — odparła.
— Jasio jest obrażony?
— Tak. Bo dla niego dziś był istotny dzień. A wy wybraliście ziemniaki. Kopcie dalej.

Wojtek wrócił dopiero wieczorem, koło dziewiątej. Wszedł cicho, na palcach, jakby bał się kogoś obudzić albo — co bardziej prawdopodobne — zaognić i tak już napiętą atmosferę. Syn już spał. Kamila siedziała w salonie z książką, ale nie czytała. Nie potrafiła skupić się na literach. Po prostu trzymała ją jak tarczę przed cudzą obojętnością i własnymi myślami.

— Może jutro pójdziemy gdzieś? We trz„Może jutro pójdziemy gdzieś? We trzójkę?” – zaproponował Wojtek, siadając obok, ale Kamila tylko odwróciła stronę w książce, bo najtrudniejsze przeprosiny to te, na które już się nie czeka.

Idź do oryginalnego materiału