Moja teściowa miała 68 lat, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Jej ostatni syn urodził się, gdy miała 47 lat. Późne dziecko. Za tego syna wyszłam za mąż…
Na wsi kobiety starzeją się szybko. Jeszcze wczoraj piękna i promienna, a dziś siwa i zmęczona życiem. Nic w tym dziwnego. Im trudniejsze życie, tym więcej śladów na twarzy.
Pamiętam, jak znalazłam zdjęcie młodej teściowej i zamarłam – taka była piękna. A gdy ją poznałam, była już zgarbioną starszą kobietą w wyblakłej chuście. Chuda, niemal przezroczysta, ciemną skórę miała niemal jak spaloną słońcem. A jednak, gdy ktoś wspomina o „pięknej kobiecie”, widzę teściową. Była w niej jakaś tajemnica.
Było w niej coś fascynującego – jej młodszy syn odziedziczył jej egzotyczną, ciemniejszą urodę, podczas gdy pozostali synowie i wnuki mieli bledszą skórę i rudawe włosy. Byli silni, pracowici, nie interesowali się szczególnie nauką czy wiedzą. Ich świat koncentrował się na pracy w polu, na gospodarstwie.
Mimo to mama mnie zadziwiała. W chwilach przerwy od pracy zawsze sięgała po książki. Czasem przy jedzeniu trzymała otwartą książkę, opartą o dzbanek herbaty czy słoik z mlekiem. Było w tym coś niezwykle ciepłego, a zarazem nietypowego.
Raz zauważyłam, jak ociera łzy podczas czytania książki. Zapytałam ją o to, a ona zmieszała się i gwałtownie zmieniła temat. Uwielbiała moje posagowe książki. Gdy zobaczyła ich pełne pudło, poprosiła swojego syna, by zrobił półki, na których mogłaby je przechowywać.
Mówiła pięknie i poprawnie, bez zbytnich naleciałości wiejskiego dialektu. Jej ruchy były powolne, ale miały w sobie dostojność, jakiej nie widziałam u innych kobiet na wsi.
Jednak najbardziej zaskakiwało mnie, jak odnosiła się do swojego męża. Zawsze z szacunkiem, ale z dystansem. Mówiła o nim, używając pełnego imienia i nazwiska. Był starszy od niej o 16 lat, a ich małżeństwo było tajemnicą, którą nigdy do końca nie zrozumiałam.
Na pogrzebie teściowej pojawił się jej młodszy brat. Dowiedziałam się od niego, iż ich ojciec był wojskowym, zaaresztowanym w czasach represji. Oboje trafili do sierocińca, a potem na roboty w lasach.
Była to trudna, pełna poświęceń historia. Moja teściowa wyszła za mąż, by zaopiekować się bratem. Przyjęła wiejskie życie, zapomniała o swoim dawnym świecie.
Dziś, po 20 latach od jej śmierci, wciąż pamiętam jej dobroć, jej poświęcenie. Bez niej nasz związek z mężem być może nigdy by się nie udał. W momentach kryzysu to ona stawała w naszej obronie, mówiąc: „Kochajcie się i szanujcie. Reszta nie ma znaczenia.”
Teściowa była symbolem tego, co najlepsze w naszym narodzie – siły, pokory i umiejętności ofiary. To jej poświęcenie pozwoliło naszej rodzinie przetrwać trudne chwile i stworzyć lepsze życie dla naszych dzieci.
Może nigdy nie żyła dla siebie. Ale jej życie miało głęboki sens, bo dała nam fundament, na którym mogliśmy budować.