How to Have Sex – recenzja filmu. Dramat ciszy

popkulturowcy.pl 1 rok temu

How to Have Sex to produkcja, której nie miałam na mojej liście „do obejrzenia”. Sięgnęłam po nią, ponieważ nadarzyła się ku temu sposobność podczas Festiwalu Kamera Akcja. Szczerze przyznam, iż przed seansem miałam mieszane uczucia, a zmęczenie dawało o sobie znać. Ostatecznie wszelkie obawy zniknęły, a film wciągnął mnie angażującą historią, która została ze mną jeszcze długo po tym, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe.


Film miałam okazję obejrzeć dzięki Festiwalowi Kamera Akcja, za co bardzo dziękuję!


Produkcja ta to reżyserski debiut Molly Manning Walker w długich metrażach, a także tegoroczny zwycięzca sekcji Un Certain Regard festiwalu Cannes. Historia skupia się na postaci Tary, która razem z przyjaciółkami wylatuje na wakacje na Kretę, aby świętować koniec roku szkolnego. Jednocześnie wyjazd ten ma być okazją dla bohaterki do przeżycia inicjacji seksualnej. W związku z tym rozpoczyna się poszukiwanie idealnego partnera, a w składzie jury zasiadają jej przyjaciółki, choć nie można powiedzieć, by były one całkowicie obiektywne.

Początkowo film ukazuje szaleństwo wakacji pełnych alkoholowych libacji oraz imprez do białego rana. W tej atmosferze przyjaciółki poznają swoich sąsiadów z balkonu obok, w tym misiowatego i uroczego Badgera oraz jego przystojnego kolegę Paddy’ego. Wówczas wiemy już, iż to właśnie z jednym z nich Tara przeżyje swój pierwszy raz. Sam moment stosunku stawia pewną granicę nie tylko w życiu bohaterki, ale także dla samego filmu. Cała historia zmienia swoje oblicze, a my stajemy się świadkami cichego dramatu bohaterki.

Produkcja zaskakuje swoim unikalnym podejściem do tematu, kontrastując z popularną tendencją do głośnego i dramatycznego przedstawiania podobnych sytuacji. W How to Have Sex Tara przeżywa wszystko w ciszy, niejednokrotnie dusząc w sobie nieprzyjemne emocje. To powoduje, iż także my, jako widzowie, odczuwamy pewien dyskomfort i uczucie ściskające w środku, czekając na moment, gdy bohaterka podzieli się tym, co przeżywa. Ta jednak nie potrafi tego zrobić, a jedynym, co możemy odczytać z jej twarzy, jest wyraźne poczucie zagubienia i braku zrozumienia dla sytuacji. Widzimy, iż jest jej źle, ale jednocześnie z różnych powodów decyduje się na milczenie.

To właśnie ten element stanowi najmocniejszy aspekt produkcji, ponieważ te niewypowiedziane emocje zaczynają dusić także nas, co czyni całe kinowe doświadczenie jeszcze bardziej intensywnym. W pewnym momencie jedyną rzeczą, na którą czekamy, jest zakończenie tych wakacji. Gdy to wreszcie następuje, dochodzi do wyznania, a moment, w którym Tara zwierza się przyjaciółce ze swoich doświadczeń, idealnie pokazuje, jak bardzo jest w tym wszystkim zagubiona.

kadr z filmu

Ogromną zasługą tego, w jakim stopniu jesteśmy zanurzeni w historii, jest praca kamery. Ta nieustannie znajduje się blisko bohaterów. Dzięki ciągłym zbliżeniom mamy okazję podziwiać bezbłędną grę aktorską Mii McKenna-Bruce, odgrywającej główną rolę. Aktorka doskonale oddaje wewnętrzne rozterki bohaterki, ukazując wszystko dzięki bogatej mimiki twarzy, subtelnych gestów i sposobu wypowiadania kolejnych kwestii. Nie mogłam oderwać od niej wzroku, czując ogromny podziw dla jej talentu.

Ciekawym elementem produkcji są również pozostałe postacie, stworzone po to, by ukazać konkretne typy osób. Ich jedyną funkcją jest spełnianie określonej roli, nie wykraczając poza nią. Mamy więc fałszywą przyjaciółkę czy też nieczułego, skoncentrowanego na sobie przystojniaka. Przy tym jednak sposób ich przedstawienia opiera się na ich zachowaniu oraz działaniach w konkretnych sytuacjach, co doskonale wpisuje się w zasadę „show, don’t tell”. Czy fakt, iż nie są oni za bardzo rozwinięci jest wadą? Uważam, iż nie, ponieważ nie tylko nie ujmuje to historii, ale wręcz ją podkreśla.

Na szczególną uwagę zasługuje postać Badgera – bardzo się cieszę, iż takowa znalazła się w filmie. Dzięki niej łamana jest przykra tendencja do wpadania w stereotyp, iż wszyscy mężczyźni są źli. W tym przypadku mamy do czynienia z pociesznym, uprzejmym bohaterem, który sprawia, iż zarówno bohaterka, jak i my, czujemy się bezpieczni. Ponadto dzięki tej postaci produkcja wchodzi w dialog z również obejrzanym na festiwalu filmem Poprzednie życie. Tutaj również nie sposób nie zastanawiać sobie raz po raz pytania „A co by było, gdyby?”.

Pamiętam bardzo dokładnie moment, gdy na ekranie pojawiły się napisy, a ja powoli wstałam z miejsca, by ruszyć do domu. Film wrył mi w głowę tak mocno, iż wywołane przez niego emocje jeszcze na długo ze mną pozostały. Nie ukrywam, iż czułam się jakby właśnie przejechał po mnie emocjonalny tramwaj. Oby więcej takich filmów, które pomimo trudnych tematów potrafią dostarczyć wartościowego doświadczenia kinowego.

Obrazek wyróżniający: kadr z filmu


Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę
Idź do oryginalnego materiału