Horyzont. Rozdział 1 – recenzja filmu. Westernowa piaskownica

popkulturowcy.pl 2 miesięcy temu

Kevin Costner z pewnością musi być ogromnym fanem klasycznych westernów z Johnem Waynem. Historie, które nierzadko rozciągały się dalej niż sam kraj, opowiadały o dynamicznym rozwoju przemysłowym Ameryki, urbanizowaniu dzikiej ziemi, wojnach z rdzenną ludnością oraz ze sobą nawzajem. Wielkość skali i zawiłe wątki polityczne działały zwykle na szkodę prostym historiom kowbojskim. Costner jednak zdecydował się wziąć właśnie je na warsztat i pokusić się o wielką, westernową epopeję.

W ramach swojego ambitnego reżyserskiego powrotu aktor zadebiutował na tegorocznym festiwalu w Cannes z filmem Horyzont. Rozdział 1. Dostaliśmy trzygodzinne dzieło, które próbuje na nowo opisać grzechy przeszłości. Jednocześnie cierpi na ten sam przesyt znany z produkcji, którymi wyraźnie się inspiruje. Odhaczając wszelkie znane motywy tego gatunku, przenosi widza do świata, który zwyczajnie chce się swobodnie eksplorować, nie zważając na wątki fabularne. Z taką myślą te niestety zdają się być napisane. Jest to wręcz szokujące, jak śladowo można rozwinąć bohaterów i intrygi na przestrzeni 3 godzin fabuły.

Rozdział pierwszy rozpoczyna się w 1859 roku w San Pedro Valley. Rodzina badająca działkę nad potokiem zostaje makabrycznie zamordowana przez wojowników Apaczów, niezbyt zadowolonych z obecności białych na ich ziemi. Śmierć ta nie zniechęca jednak kolejnych przybyszów do angażowania się w rozbudowę miasteczka w tym miejscu. W końcu, zgodnie ze sloganami na wiszących wszędzie ogłoszeniach, to miejsce ma być prawdziwym rajem na tej dzikiej ziemi. Pewnego dnia o zmroku, podczas miejskiej potańcówki, wojownicy Apaczów powracają. Okrutna masakra, której tłem są dudniące płomienie i ogłuszające krzyki, trwa nieprzerwanie przez 15 minut. Dodatkowo surowy montaż daje wrażenie wydarzenia występującego w tym świecie tak naturalnie jak czynność oddychania. Niektórzy z ocalałych po ataku decydują się polować na swoich napastników w ramach zemsty. Inni, jak Lizzie (Georgia MacPhail) i jej matka Frances (Sienna Miller), odchodzą z armią Unii dowodzoną przez porucznika Trenta Gephardta (Sam Worthington) do wojskowego fortu.

Pierwsza godzina robi niestety niewiele, by dać widzom okazję do polubienia tych postaci. Zamiast tego obserwujemy garstkę ludzi, których powiązania nie są od razu jasne i powoli klarują się dopiero pod koniec seansu. Nie ma czasu w dopisanie im jakiejkolwiek głębi, bo chwilę później zostajemy przeniesieni na terytorium Wyoming i poznajemy zupełnie nowe postacie. Costner w końcu pojawia się jako handlarz końmi Hayes Ellison. Podczas postoju w podróży nawiązuje znajomość z miejscową kurtyzaną Marigold (Abbey Lee), na którą poluje banda rewolwerowców z powodu skrywanego przez nią sekretu. Hayes wygląda jak typowy tajemniczy wędrowiec. Jego twarz skrywa szeroki kapelusz i chusta. Mówi też ciągle niskim, szorstkim głosem. Jednak na dłuższą metę scenarzyści wydają się niespecjalnie zainteresowani choćby tą postacią. Tak, jakby Costner – filmowiec i współscenarzysta – nie zauważał coraz większego rozjazdu między osobistymi historiami bohaterów i konsekwentnie rosnącą skalą projektu.

Michael Rooker w filmie Horyzont. Rozdzial 1 | Monolith Films

Ostatni wątek wprowadza konwój podróżujący przez terytorium Montany, również do miasta Horyzont. Luke Wilson, przywódca grupy, jest kimś więcej niż tylko cieniem westernowego archetypu, nadając Matthew Van Weydenowi przyziemności, której tak bardzo brakuje serialowi. Sam koncept również sprawia wrażenie najbardziej rezonującego z widownią. Droga do przebycia przez karawanę jest długa, zasoby ograniczone, a zagrożenia czyhają na każdym kroku. Tym bardziej szkoda, iż dostaje on najmniej czasu ekranowego i przez większość filmu pełni rolę fillera między pozostałymi wątkami.

Costner stara się poświęcić równą uwagę perspektywie rdzennej i osadniczej, ale to nie do końca się udaje. Owszem, poznajemy rodzinę wojowników Apaczów, ale ich występ blednie w porównaniu do ich białych odpowiedników. Nie pomaga również fakt, iż białe postacie kobiece są w większości tak czyste i świetliste, iż wydają się nienaturalne w swoim otoczeniu. Zdecydowanie wymowna jest za to ścieżka dźwiękowa. To wspaniała, wielka, triumfalna partytura Old Hollywood, której najlepsze nuty są zarezerwowane dla białych bohaterów filmu.

Horyzont. Rozdział 1 wplata w fundament swojej narracji pewną subtelną teorię spiskową. Ot, tajemniczy wydawca drukuje i rozsyła broszury obiecujące krainę mlekiem i miodem płynącą, w której – jak się okazuje z biegiem filmu – na przybyszy czeka jedynie śmierć. Na ten moment jednak nie jest w stanie przezwyciężyć konwencji gatunkowych dominujących dotychczas w przedstawionej fabule takich jak wymuszone, słabe romanse. Wydaje się, iż w czasach, gdy na ekrany kin trafiają dzieła pokroju Czasu Krwawego Księżyca Martina Scorsese i innych tytułów skupionych na losach rdzennej ludności takich jak: Rdzenni i wściekli, Wild Indian, The Body Remembers When the World Broke Open, tę stereotypowość uda się ostatecznie przezwyciężyć. Costner jednak w dalszym ciągu sprawia wrażenie zafascynowanego starą szkołą pisania westernów. Horyzontowi jak na razie zdecydowanie bliżej do Tańczącego z Wilkami niż do którejkolwiek z wyżej wymienionych pozycji.

Kevin Costner w Filmie Horyzont. Rozdział 1 | Monolith Films

Miłośnicy swobodnego przemierzania dynamicznie rozwijającego się świata w grze Red Dead Redemption 2 powinni odnaleźć się tu znakomicie. Horyzont. Rozdział 1 prezentuje aspiracje do monumentalnej westernowej sagi rozciągającej się na kolejne części. Sam Costner nie kryje się ze swoimi planami, poświęcając niemal 10 ostatnich minut filmu na kolaż ujęć zapowiadających dalszy rozwój wydarzeń. Jednak jako niezależna produkcja pierwsza część sagi Horyzont jest wyczerpującym doświadczeniem. Rzadko kiedy możemy tu oglądać to, czego prawdopodobnie wszyscy oczekujemy – Costnera-kowboja przemierzającego amerykańską prerię. Zbyt duży nacisk położono na podbudowę wydarzeń z kolejnych części, zamiast poświęcić choć część czasu w zaangażowanie widza w losy którejkolwiek z postaci. Miejmy nadzieję, iż zmieni się to w 2 części, która ponoć ma trafić do kin już za kilka miesięcy.


Recenzja przedpremierowa powstała dzięki uprzejmości Monolith Films
Źródło obrazka głównego: kadr z filmu Horyzont. Rozdział 1 | Monolith Films

Idź do oryginalnego materiału