W 2014 roku Ana Lily Amirpour, reżyserka irańskiego pochodzenia, nakręciła film O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu. W nim, w szybkim skrócie, dziewczyna-wampir wabi, a następnie zabija mężczyzn, którzy ulegli jej urokowi. Ta czarno-biała produkcja balansująca na granicy horroru, romansu, noiru i fantastyki, była swego rodzaju alternatywną wersją wydarzeń mających miejsce 13 lat wcześniej w Iranie. Dwie dekady po zdarzeniu się oryginalnej historii, Ali Abbasi przedstawia nam ją w swoim najnowszym filmie Holy Spider. I czyni to nie dzięki romantycznych metafor, czy wizualnych upiększeń, tylko bez ogródek, w sposób surowy, brutalny i naturalistyczny. Bo w historii tej nie ma niczego pięknego, wzniosłego czy romantycznego. Jest za to szczera prawda, niesprawiedliwość społeczna i ukazanie, do czego prowadzi radykalny fundamentalizm.
Choć zarówno Holy Spider jak i O dziewczynie… nie są filmami stricte irańskimi, za takie chyba możemy je uważać – wszak oba się dzieją w Iranie i po persku się w nich mówi. Najbardziej znanym irańskim reżyserem jest Asghar Fahradi, który stworzył kilka filmów ocierających się niemal o status wybitnych. Więcej możecie poczytać w recenzji Bohatera autorstwa Daniela. Rozstanie i Klient Fahradiego były irańskimi kandydatami do Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny i w swoich latach tę statuetkę wygrały. Abbasi i Amirpour mają perskie korzenie, a na stronach Wikipedii znajdziemy ich imiona i nazwiska zapisane w alfabecie farsi. Jednak znając irańskie realia ciężko mi uwierzyć, iż ten kraj wystawiłby ich wyżej wymienione produkcje pod swoją flagą, czy wyłożył choćby pół riala z funduszy ichniejszego odpowiednika PISFu.
Początek trzeciego tysiąclecia w świętym mieście Meszhed na północnym wschodzie Iranu przyniósł dość dziwne wydarzenia i jeszcze dziwniejsze reakcje. Lokalne komendy rozbrzmiewały dźwiękiem telefonów, z których spokojnym głosem rozmówca informował o porzuconym przy drodze ciele. W większości państw takie zgłoszenia postawiłyby na nogi pół komisariatu, ale weźmy tu pod uwagę kilka determinant. Jesteśmy w Iranie, w świętym mieście dla fundamentalnych szyitów. A ciało należy nie dość, iż do kobiety, co już w tym kraju stawia piętro niżej, to jeszcze do prostytutki.
Ofiar przybywa, schemat jest ten sam, a funkcjonariusze traktują całe wydarzenia jak zwykłe pospolite wykroczenia. Ot, odbiorą telefon od mordercy, pojadą we wskazane miejsce, posprzątają po wszystkim i tak w kółko. Żadnego śledztwa się nie prowadzi, nie ma choćby próby zidentyfikowania sprawcy po głosie czy namierzania miejsc, z których dzwoni. Przecież nie dość, iż giną tylko kobiety, to jeszcze te z marginesu społecznego, narkomanki a przede wszystkim cudzołożnice sprzedające swe ciało. Nikt za nimi nie zapłacze, a święte miasto dzięki Panu z Misją oczyści się z tego plugastwa i zepsucia.
Skoro pewnie co wrażliwsi i szukający tylko bodźca, żeby się odpalić ze swoimi postulatami już tę recenzję wyłączyli, a na mnie wysłali skargę do wszystkich broniących równości organizacji, przejdę dalej. Tak sytuacja niestety wygląda w wielu miejscach, gdzie głównym prawem jest surowe i często nadinterpretowane prawo bazujące na fundamentalnej religii. Wszyscy wiemy, jaką pozycję mają kobiety w islamie i co mogą, a bardziej czego nie mogą robić. Dołóżmy do tego dogmatycznie polityczne władze, przyzwolenie społeczne i kilku propagatorów swoich skrajnych idei. Jednym z takich religijnych bojowników był Saeed Hanaei, mianujący się Pająkiem, o którym opowiada właśnie Holy Spider.
Naszego mordercę poznajemy w zasadzie od razu. Film nie jest z gatunku tych, w których tropimy zabójcę i podobnie jak niedawna Podejrzana, skupia się na innych aspektach. Tytułowy Pająk jest z pozoru zwykłym człowiekiem, jak każdy pospolity Irańczyk. Ojciec trójki dzieci, przykładny mąż, który pracuje w budowlance i chętnie posiedzi z rodziną czy znajomymi. Swój chłop, robotny, zawsze jak nosił dywany to dzień dobry mówił i do meczetu często chodził. A iż czasem żałuje, iż nie zginął na wojnie religijną męczeńską śmiercią albo przyprowadzi obcą kobitę do domu, to kto by się tam przejmował.
Saeed, gorliwy wyznawca islamu i nauk ósmego Imama Rezy, nie mogąc patrzeć na moralne zepsucie, postanawia działać. Oglądamy wtedy segmenty filmu O chłopie, który wraca nocą motorem do domu i pod pretekstem skorzystania z usługi, zabiera na niego pracujące na ulicach kobiety. Każda kończy tak samo. Traktowana z pogardą, uduszona z obrzydzeniem, niechlujnie zawinięta w dywan i bezceremonialnie porzucona przy drodze. Po wszystkim na drugi dzień na komendzie dzwoni telefon, z drugiej strony przedstawia się Pająk i podaje, gdzie można znaleźć ciało. Misja wypełniona, plugastwo wyplenione, Pająk spełniony, policja wyręczona, Imam Reza dumny. Profit.
Jeśli czujecie jakiś dziwny dyskomfort i niepokój czytając te słowa, to bardzo dobrze. Te odczucia są całkowicie zrozumiałe i jak najbardziej wręcz pożądane. Jeszcze większy dyskomfort pomieszany ze złością czuje się, widząc społeczne przyzwolenie i wręcz wzięcie w obronę oprawcy przez lokalne władze i zwykłych mieszkańców. Podobne odczucia ma Arezoo Rahimi, teherańska dziennikarka, która przyjeżdża ze stolicy przyjrzeć się sprawie tajemniczych morderstw miejscowych kobiet. Pierwsze polecenie, które dostaje od swojego rozmówcy, to schowanie wystających kosmyków włosów pod hidżab. Już tu Rahimi wie, iż zderza się z zaściankowym patriarchalnym społeczeństwem, które będzie rzucało jej zwinięte dywany pod nogi. W roli nieustępliwej, zdeterminowanej dziennikarki walczącej ze skostniałym, uprzedzonym systemem Zar Amir-Ebrahimi spisuje się perfekcyjnie i nieprzypadkowo jej rolę doceniło canneńskie Jury przyznając Złotą Palmę 2022 dla najlepszej aktorki.
Z drugiej strony otrzymujemy Mehdiego Bajestaniego, który wygląda tu na pierwszy rzut oka jak stereotypowy Irańczyk w średnim wieku. Wszystko zmienia się, gdy grany przez niego Saeed przystępuje do wypełniania swojej fatwy. Również widać w nim nieustępliwość i determinację, ale podjudzone sporą dozą szaleństwa i wiary w bycie boską ręką sprawiedliwości. Zbliżenia na jego twarz podczas dokonywanych morderstw mogą wywołać ciarki na plecach i przyspieszone bicie serca. Zwłaszcza, jak uświadomimy sobie, iż wielu psychopatów z pozoru wygląda jak każdy z nas i możemy mijać ich każdego dnia. Ali Abbasi zdecydowanie oszczędnie podszedł tu do kwestii technicznych. Film nie uraczy nas zaskakującym montażem, wybitnymi ujęciami, czy wyszukanymi efektami. Zamiast tego otrzymamy ciasne pomieszczenia, ostre, naturalistyczne zbliżenia na aktorów i duszną atmosferę podsyconą wszechobecnym papierosowym dymem. Wszystko, żebyśmy oglądając ten film, poczuli się źle, nieswojo i niekomfortowo osaczeni, niczym złapani w lepką pajęczą sieć.
Miesiące wcześniej napisałem, iż Czarny Telefon fajnie wstrzelił się z wyświetlaniem w kinach w okolicach Dnia Ojca. W tygodniu premierowym Holy Spider trafia na inne ważne święto – Dzień Kobiet. I można uznać to za przypadek, ale ja metaforycznie uznałbym to za oddanie hołdu wszystkim kobietom, które miały to nieszczęście, iż urodziły się w złym miejscu, złym czasie i gdzie panuje prawo złych ludzi. A ich jedynym przewinieniem jest to, iż urodziły się kobietami.
Zachęcę zatem całym moim filmowym gadaniem do pójścia na Holy Spider nawet, a może szczególnie, z okazji Dnia Kobiet. Niech będzie ciekawą odskocznią od filmów romantycznych czy tych zmierzających w inną, niepokojącą stronę. Zwłaszcza, iż teraz w kinach studyjnych często można trafić na pokaz z prelekcjami prowadzonymi przez specjalistów od kultury Bliskiego Wschodu. A już o samej sytuacji religijno-politycznej w Iranie można by mówić i mówić. Sam usunąłem stąd jakąś 1/3 tekstu traktującą o historii, kulturze i obyczajach, wszak to recenzja tego, co Ali Abbasi nakręcił. Bo choć to film ciężki, nieprzyjemny i wywołujący tę wewnętrzną złość, podczas której wiemy, iż nic nie możemy zrobić… To jest filmem ważnym, potrzebnym i uświadamiającym. Szkoda, iż jako duński kandydat do Oscara za Film międzynarodowy nie dostał się do nominowanej piątki. Ale jako Polacy narzekać nie powinniśmy – może właśnie dlatego, iż większe uznanie zdobył Jerzy Skolimowski ze swoim IO.
I niech Holy Spider poza dobitnym przesłaniem, będzie też wskazówką dla wszystkich zbyt intensywnie propagujących swoje przekonania. jeżeli w coś wierzysz – bądź zachęcającym przykładem wiary w Twój światopogląd. o ile odczuwasz niesprawiedliwość wobec siebie i wyznawanej przez Ciebie ideologii – powiedz, porozmawiaj i przedstaw swoje argumenty. Nie bądź fałszywym prorokiem. Bo w wielu przypadkach najgorszą rzeczą dyskryminującą i dyskredytującą wartości, w które się wierzy, jest nachalne narzucanie ich innym.