Jednym z odkryć tegorocznego festiwalu filmowego w Berlinie był film szwajcarskiego reżysera Lionela Baiera W ukryciu, będący adaptacją bestsellerowej powieści Christophe’a Boltanskiego. Produkcja, która na Berlinale wzięła udział w walce o Złotego Niedźwiedzia opowiada niezwykłą historię żydowskiej rodziny Boltanskich zamieszkujących Paryż w okresie przełomowych protestów z 1968 roku. Ekscentryczni domownicy praktycznie nie opuszczają swojego miejsca zamieszkania, podczas gdy w ich rodzinnym mieście wybucha rewolucja.
O kulisach powstania filmu oraz odkrywaniu własnej narodowej tożsamości opowiedział nam reżyser W ukryciu, Lionel Baier.
Mary Kosiarz: Co przyciągnęło Cię do historii rodziny Boltanskich i jakie ona ma dla Ciebie znaczenie ze współczesnej perspektywy?
Lionel Baier: Od dawna chciałem nakręcić film o Holokauście, ale bardzo trudno było mi wyobrazić sobie realizację filmu historycznego z aktorami w nazistowskich kostiumach, odtwarzając cały Paryż lat 40. Nie czułem się z tym komfortowo. Dlatego ta książka była idealna – opowiadała o Holokauście w bardziej złożony sposób. Pokazywała, iż nie jest to jednorazowe wydarzenie, ale coś, co wciąż oddziałuje na życie tych, którzy go doświadczyli. Każdy Europejczyk jest w pewien sposób naznaczony tym procesem – można dostrzec jego wpływ w różnych momentach w historii. To, co podobało mi się w tej książce, to jej subtelność i elegancja w tym temacie – autor nigdy nie mówi o Holokauście bezpośrednio, ale temat ten jest stale obecny, powiązany z innymi wątkami. To właśnie dlatego zdecydowałem się nakręcić ten film.
Kiedy zaczynałem pracę nad tym projektem w 2015 roku, nie miałem jeszcze świadomości, jak aktualny stanie się ten temat. W tamtym czasie sytuacja nie wyglądała tak jak dziś, ale już wtedy antysemityzm był obecny w całej Europie. Pomyślałem, iż to dobry moment, by przypomnieć sobie, co działo się w tamtych czasach i skąd pochodzimy – czy byliśmy po dobrej, czy po złej stronie historii, w zależności od naszej narodowości, naszej rodziny. Dziś ten film jest niezwykle istotny, również ze względu na rok 1968, który był najważniejszy dla społeczeństwa i ruchów wyzwoleńczych w Europie – dla kobiet, osób homoseksualnych i wielu innych grup walczących o swoje prawa. Rok 1968 jest w tej chwili mocno kwestionowany przez skrajną prawicę we Francji. Dla nich był to początek chaosu, rozkładu społeczeństwa, którego tak bardzo nienawidzą. Twierdzą, iż przez to Francja przestała być „prawdziwą” Francją, iż należy wrócić do tego, co było wcześniej, bo rok 1968 był dla nich katastrofą.
Dla mojego pokolenia – a ja, jako osoba homoseksualna, czuję to szczególnie – był to początek wielu pozytywnych zmian. Chcę przypomnieć, iż tamten moment był bardzo istotny dla postępu naszego społeczeństwa. Z tego właśnie powodu zdecydowaliśmy się umieścić akcję filmu w tym okresie. W książce znajduje się jedynie jedno zdanie na temat roku 1968 – mówi ono o tym, iż wujek Christophe’a Boltanskiego otworzył swoją pierwszą wystawę malarską 3 maja 1968 roku, co nie było najlepszym pomysłem, ponieważ nikt na nią nie przyszedł z powodu trwającej rewolucji.
Mary Kosiarz: Jak poradziłeś sobie z tą bardziej surrealistyczną częścią opowieści? Chodzi mi przede wszystkim o wątek Charlesa de Gaulle’a, który w pewnym momencie pojawia się w domu Boltanskich.
Lionel Baier: Nie mamy pojęcia, jaka była prawda – może rzeczywiście tam był! Zawsze wyobrażałem sobie, co mogło wydarzyć się w tym szczególnym momencie jego życia. Faktem historycznym jest to, iż 29 maja rano prezydent de Gaulle opuścił Pałac Elizejski, aby udać się do Baden-Baden i skonsultować się z przyjacielem z armii w sprawie sytuacji we Francji. Kiedy wyjechał swoim Citroënem DS, nikt przez dwie godziny nie wiedział, gdzie się znajduje. Dziś to niewyobrażalne – prezydent nagle znika z kraju na dwie godziny! Wiemy, iż jechał do willi pod Paryżem, skąd udał się do Niemiec, ale ten element tajemniczości był dla mnie fascynujący. Chciałem połączyć historię rodziny Boltanskich z historią Francji, bo dla ten film to tak naprawdę opowieść o Francji. Ta rodzina jest uosobieniem francuskiego społeczeństwa. Chciałem zestawić wielką historię z osobistą, rodzinną opowieścią Boltanskich. Wprowadziliśmy więc do filmu ten element alternatywnej rzeczywistości. Chodziło też o ukazanie dwóch obrazów de Gaulle’a – tego, jak widzieli go studenci w 1968 roku, czyli jako starego człowieka, który nie rozumie współczesnego społeczeństwa, oraz de Gaulle’a z lat 40., który dodawał siły i odwagi ludziom walczącym z nazistami w okupowanym Paryżu. W filmie pojawiają się więc dwie wizje de Gaulle’a: jedna z przeszłości, druga z teraźniejszości. Fascynujące było pokazanie, jak różne pokolenia się z nim konfrontują.
Mary Kosiarz: W jednym z wywiadów wspomniałeś o tym, iż film opowiada o Holokauście, ale nie jest filmem historycznym, co moim zdaniem jest genialnym podejściem. Jak ważne jest przedstawianie Holokaustu z nowych, nieoczywistych perspektyw?
Lionel Baier: Tak jak już wcześniej wspominałem – Holokaust nie jest jedynie wydarzeniem z przeszłości. jeżeli jest się Szwajcarem, Niemcem czy Francuzem, ma się z nim pewien nieodłączny związek. Jako Szwajcar wiem, iż mój kraj współpracował z Nazistami, umożliwiał im zakup broni i dalsze prowadzenie wojny. Byliśmy więc częścią destrukcji Europy. Dla Niemców wpływ tej historii pozostało bardziej oczywisty. adekwatnie każdy Europejczyk nosi w sobie pewne ślady tego okresu. W Paryżu codziennie mijamy tablice upamiętniające deportowane dzieci żydowskie czy miejsca, gdzie rozstrzelano członków ruchu oporu. W Berlinie także można na każdym kroku zobaczyć ślady wojny i Holokaustu. choćby polityczne relacje między Rosją i Ukrainą są naznaczone tą historią. Moja rodzina pochodzi z Polski i odkryłem, iż mam żydowskie korzenie, ale u nas nigdy się o tym nie mówiło. Mój ojciec był pastorem protestanckim, a ta część historii była całkowicie ukryta. Dlatego interesuje mnie ukazanie Holokaustu jako czegoś, co wciąż przenika nasze codzienne życie w Europie. 1968 był fascynującym momentem, swego rodzaju psychoanalizą we francuskim społeczeństwie, ponieważ działo się to 23 lata po wojnie i wszystko, co przez te dwie dekady było ukrywane, nagle wypłynęło na powierzchnię podczas rewolucji. Dlatego uznałem za interesujące osadzenie tej historii właśnie w tym czasie.
Mary Kosiarz: Jak Twoje własne pochodzenie wpłynęło na pracę nad W ukryciu?
Lionel Baier: To dość skomplikowane i właśnie to mnie zaciekawiło w tej książce. Kiedy pojechałem do Polski, aby dowiedzieć się więcej o historii mojej rodziny, znalazłem w archiwach pewne żydowskie nazwiska, ale było to bardzo złożone, ponieważ wszystko mieszało się po stronie mojego ojca. Nazwisko Baier jest dość powszechne wśród Żydów zarówno w Berlinie, jak i w Warszawie. Ale ja nie chcę w 100% poznać swojego pochodzenia. Nie chcę prowadzić szczegółowych badań. Tak jak Christophe Boltanski, wolę mieć tę myśl, iż może w mojej rodzinie istnieje to powiązanie. Kwestia antysemityzmu, w pewnym sensie, dotyczy nas wszystkich – nie tylko Żydów. To uprzedzenie, jak każde inne. W filmie bardzo podoba mi się moment, kiedy mały chłopiec mówi: „I’d rather be a Yid than a Jew”, co jest swego rodzaju obelgą. Miał na myśli to, iż identyfikuje się z tym pojęciem, choćby jeżeli ma ono negatywny wydźwięk. Podobnie jest z gejami, lesbijkami. jeżeli ktoś atakuje grupę, z którą się identyfikuję, chcę być związany z nią jeszcze mocniej.
Mary Kosiarz: Na co przede wszystkim zwracałeś uwagę podczas rekonstrukcji domu Boltanskich? On różni się od opisu obecnego w książce.
Lionel Baier: To bardzo zamknięta przestrzeń. Książka jest tu niezwykle istotna, ponieważ opowiada historię w nietypowy sposób – autor skupia się na jednym pomieszczeniu i przedstawia wszystko, co się w nim wydarzyło w ciągu całego stulecia. Dlatego mieszkanie odgrywa kluczową rolę i przez cały czas istnieje w Paryżu. Christophe Boltanski wciąż odwiedza je co tydzień, aby spotkać się ze swoim wujem, spędzić tam czas. Jego dzieci również tam bywają. To prawdziwa przestrzeń, która wciąż funkcjonuje. Christophe zapytał mnie, czy chcę ją zobaczyć. Odpowiedziałem: „Nie, nie chcę”. Wolałem pozostawić sobie przestrzeń dla wyobraźni i dodać do niej elementy z historii mojej własnej rodziny. To mieszkanie jest centralnym punktem opowieści, ponieważ ustala mentalność całej rodziny.
Wszystko zrekonstruowaliśmy w studiu – każdą ścianę, każdy kolor, każdy detal, który był nam potrzebny. Chciałem, aby widz odczuł historię tej rodziny poprzez samą przestrzeń. Można dostrzec jej warstwy – wszędzie są książki, płyty, stosy dokumentów. To daje wrażenie, iż ta rodzina przez dziesięciolecia gromadziła wspomnienia. To nie jest abstrakcyjna idea – po prostu widać to od razu. Dodatkowo to właśnie w tym mieszkaniu ukrywali się podczas wojny. Wierzę, iż ta energia, ślady przeszłości tam pozostały. Staraliśmy się uchwycić to w filmie. Chciałem oddać atmosferę francuskiego społeczeństwa lat 60. – łączyliśmy klasyczną architekturę XIX wieku, charakterystyczne paryskie kamienice Haussmanna z nowoczesnymi elementami.Francja była wtedy światowym liderem w dziedzinie designu. Ta mieszanka klasyki i nowoczesności pozwoliła nam stworzyć subtelny wizualny komentarz.
Mary Kosiarz: Większość akcji dzieje się w tym mieszkaniu, ale gdy bohaterowie w końcu je opuszczają, ogromną rolę pełni oprawa wizualna: mocne kolory, które ustalają poniekąd nastrój danej sceny. Skąd pomysł na te wyjątkowe efekty?
Lionel Baier: Odtworzenie tamtej epoki na ulicach Paryża byłoby niezwykle kosztowne. Postanowiłem więc wykorzystać coś bardziej sztucznego, odwołując się do stylu dawnych filmów – nie ukrywać, iż jesteśmy w studiu, iż świat przedstawiony jest pewną kreacją. Wręcz przeciwnie, chciałem to podkreślić. Zamiast starać się sprawiać wrażenie autentyczności, mówiłem: „Cieszcie się tą sztucznością”. Dzięki temu można było bardziej precyzyjnie oddać charakter bohaterów. To również pozwoliło aktorom skupić się na emocjach. Dla mnie najważniejszym elementem w filmie jest aktorstwo. Nie próbowałem obsesyjnie odtwarzać rzeczywistości – to nie dokument. To baśń. Tworząc film w taki sposób, jak kiedyś, można skupić się na emocjach postaci, na rzeczywistości uczuć, a nie na rzeczywistości miejsc.
Mary Kosiarz: Mówiłeś wcześniej o tym, jak dane sformułowania wpływają na kształtowanie postaw bohaterów. Co Ty sądzisz o użyciu słów nawiązujących do II wojny światowej w kontekście wielu współczesnych wojen?
Lionel Baier: Myślę, iż należy zachować ogromny szacunek dla ofiar, kiedy używa się tych słów. Nie wiem, co to znaczy stanąć twarzą w twarz z nazistą. Mam to szczęście, iż nie muszę tego wiedzieć. Liliane Rovère, która w filmie gra prababcię, była małą żydowską dziewczynką w Paryżu podczas wojny. Musiała się ukrywać. Z uśmiechem na ustach opowiadała mi co się działo, kiedy przekraczała linię demarkacyjną między strefą wolną a okupowaną Francją. Jej rodzice ukryli ją pod walizką w samochodzie, żeby mogła przekroczyć granicę. Mówiła, iż jako dziecko najbardziej bała się tego, iż zacznie się śmiać w niewłaściwym momencie. Pomyślałem wtedy: „Nigdy tego nie zrozumiem”. Mogę jedynie spróbować okazać empatię, ale nigdy nie będę wiedział, co to znaczy być żydowską dziewczynką w 1939 roku we Francji. Dlatego uważam, iż porównywanie współczesnych wydarzeń do nazizmu jest bardzo problematyczne. W filmie jest scena, w której na murach Paryża pojawia się napis „CRS SS” – odnosi się on do francuskiej policji, którą porównywano do SS. Dla bohaterów filmu, którzy przeżyli wojnę, to porównanie jest oburzające. Oni wiedzą, czym naprawdę było SS – i nie było tym, czym jest francuska policja. To pokazuje, jak łatwo jest nadużywać słów, które mają ogromne znaczenie.
Mary Kosiarz: Pokazujesz wydarzenia z 1968 roku praktycznie nie wychodząc z mieszkania Boltanskich – aresztowania, zamieszki, pojawiają się niemal wyłącznie w konwersacjach.
Lionel Baier: Byli całkowicie na uboczu, jeżeli chodzi o politykę Francji w tamtych czasach. Pozostawali zamknięci w swoim mieszkaniu. To była w pewnym sensie rodzina burżuazyjna – Boltanski był lekarzem, mieszkał w dobrym apartamencie na lewym brzegu Sekwany, ale oni sami nie byli szczególnie zadowoleni ani entuzjastycznie nastawieni do rewolucji. choćby jeżeli nie żyli w typowo burżuazyjnym stylu, mogłoby się wydawać, iż cieszy ich zamieszanie i chaos na ulicach. Ale tak nie było. Pozostawali raczej na marginesie politycznych wydarzeń i dla mnie interesujące było wyobrażenie sobie, iż rewolucja mogła im się kojarzyć z wojną. W końcu na ulicach wybuchały bomby, wszystko było zamknięte, metro przestało działać. Było w tym coś, co mogło przywoływać uczucia sprzed 23 lat, z czasów wojny, w połączeniu z rewolucją 1968 roku. Dla mnie było interesujące przedstawienie ich jako tych, którzy pozostają w zamknięciu. Rewolucja francuska ‘68 nie jest głównym tematem filmu, to jedynie jego tło.
Mary Kosiarz: W ukryciu to wyjątkowy projekt jeszcze z jednego, ważnego powodu. To ostatni film z udziałem Michela Blanca. Jak Ty wspominasz współpracę z nim?
Lionel Baier: To było dla mnie naprawdę inspirujące. Michel nauczył mnie wielu rzeczy, ponieważ był nie tylko świetnym reżyserem, ale także doskonałym dialogistą. Miał niezwykłe wyczucie i był bardzo precyzyjny w kwestii dialogów w języku francuskim. Dzięki temu mogłem wiele się nauczyć o tym, jak pisać teksty dla aktorów i jak brzmią one, gdy są przez nich wypowiadane.Na przykład powiedział mi kiedyś, iż w jednej linijce dialogu znajdują się trzy przymiotniki – wszystkie są idealnie dobrane, a kwestia brzmi dobrze. Ale w języku francuskim jedno ze słów jest zbyt podobne do innego, które pojawia się w kolejnej linijce. Przez to, choćby jeżeli znaczenie jest zupełnie inne, słuchacz odnosi wrażenie, iż mówi się w kółko to samo. Powiedział: „Możemy tak zostawić, ale może znajdziesz coś lepszego, co da mi większą różnorodność w sposobie, w jaki to wypowiem” – i miał absolutną rację.
Jednocześnie bardzo szanował mój sposób reżyserii. Mówił: „Rób, co chcesz. Możesz ubrać mnie, jak tylko chcesz. Zrobię wszystko, czego oczekujesz. Ale bądź precyzyjny”. Bardzo lubił dyskutować o ujęciach, o tym, co dokładnie będziemy robić danego dnia na planie. Zawsze pytał: „Dlaczego mam to zrobić?”. jeżeli miał przejść z jednego miejsca do drugiego, pytał: „Dlaczego mam tam pójść? Co mnie do tego motywuje?”. Musiałem wymyślić dla niego całą historię, żeby mógł to sobie wyobrazić. Wiadomość o jego śmierci była dla mnie szokiem, dlatego tym bardziej doceniam czas, który razem spędziliśmy i rzeczy, które dzięki niemu zyskałem.