– Skąd to zauroczenie włoską muzyką disco? Co przyciąga do niej jak magnes?
– Nie nazwałbym tego zauroczeniem. Po prostu mam szacunek dla wykonawców italo disco. W czasach, kiedy ta muzyka startowała i stawała się popularna, byłem DJ-em w warszawskim klubie „Hybrydy”. Na jednej z giełd płytowych na początku 1982 roku kupiłem singel „Masterpiece” Gazebo. Piosenka błyskawicznie spodobała się bywalcom klubu. To był pierwszy wielki hit i początek ekspansji dyskotekowych wykonawców z Włoch.
– Który wykonawca jako pierwszy przyciągnął twoją uwagę?
– Artysta, którego utwory od początku podobały mi się szczególnie, to Roberto Zanetti, czyli Savage, u nas często nazywany królem italo disco. Podoba mi się melodyka jego utworów, aranżacje, a także produkcja. choćby po czterdziestu latach takie piosenki jak „Only You” brzmią doskonale.
– Na czym polegała siła italo disco, iż ludzie w wielu krajach Europy, ale i w Ameryce Południowej pokochali tę muzykę?
– To była przede wszystkim melodyka charakterystyczna dla Włochów. Do tego nowoczesne wówczas aranżacje, z mocnym wykorzystaniem instrumentów elektronicznych.
– Do przedstawicieli italo disco zalicza się m.in. Kena Laszlo, Gazebo, Freda Venturę, Vince’a SCOTCH Lanciniego, a zatem wykonawców, którzy pojawią się 31 lipca w Operze Leśnej w Sopocie. Jest jednak grupa wielu artystów, którzy już ponoć „nie łapią” się na italo disco, a jednak mnóstwo osób ich z tym nurtem kojarzy. Dlaczego?
– Niektórzy mylą italo disco z włoską muzyką pop, a ten pierwszy gatunek to w przeważającej mierze utwory nagrane w języku angielskim i utrzymane w stylistyce dyskotekowej. Często do nurtu italo disco mylnie zaliczani są Ricchi e Poveri czy duet Al Bano i Romina Power.
– Jakie utwory wokalistów, którzy pojawią się w Sopocie, lubisz najbardziej? Masz z nimi jakieś zawodowe, a może prywatne skojarzenia?
– Bardzo lubię utwory Freda Ventury. To artysta, którego od lat fascynuje Polska. Zbiera płyty naszych wykonawców, interesuje go polska kultura. Jego ulubionym wykonawcą był Grzegorz Ciechowski. Cenię też Kena Laszlo, jego single swego czasu grałem często w „Hybrydach”. Każdy wykonawca, który pojawi się na deskach Opery Leśnej, ma swój charakterystyczny styl. Fred Ventura sporo korzysta z elektronicznych instrumentów klawiszowych. Ken Laszlo preferuje utwory w tempie powyżej 120 uderzeń perkusji na minutę. Gazebo to swoisty romantyk italo disco, w utworach Scotcha pojawiały się choćby elementy funky. To, co ich łączy, to charakterystyczna dla Włochów melodyka i harmonia.
– Ta muzyka wiele lat królowała na parkietach Europy, potem wyparły ją nowe gatunki. Po czasie zaczęła jednak wracać do dyskotek i stacji radiowych, dziś piosenka „Italo disco” zespołu The Kolors stała się wielkim przebojem. Sentyment czy ponowna chęć słuchania muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej. Krótko mówiąc – tanecznej?
– Myślę, iż po latach italo disco nabrało patyny. Część utworów, w tym hity gwiazd, które odwiedzą Sopot, przetrwała próbę czasu. Od lat lubimy utwory ze słonecznej Italii. The Kolors odnoszą się nie tylko do italo disco, ale także do ojca włoskiej i światowej muzyki dyskotekowej Giorgia Morodera. Zauważają też syntezatorowy bas zespołu Righeira, którego autorami byli bracia La Bionda. Ten bas był później bardzo charakterystyczny dla italo disco.
– Czym wyróżniać się będzie lipcowa impreza w Operze Leśnej w Sopocie? Tylko ją poprowadzisz czy wystąpisz również w roli didżeja?
– Będę nie tylko zapowiadał wykonawców, ale także opowiem sporo historii związanych z italo disco. Zabawię się też w DJ-a z epoki. Zapraszam, będzie kapitalna zabawa i swoista muzyczna podróż w czasie do lat osiemdziesiątych.
– Dziękuję za rozmowę.