Arcane jest z pewnością jedną z najważniejszych produkcji Netflixa w tym roku. Bardzo możliwe, iż ze względów produkcyjnych będzie wzorem dla innych animacji w tej dekadzie. Serial już od pierwszego sezonu zachwyca fanów gry, na której podstawie powstał, oraz zwykłych widzów. I choć w wielu momentach drugi sezon jest równie fantastyczny jak pierwszy, i wciąż ma swoje pozytywy, dlatego zbiera pozytywne recenzje, nie zmienia to jednak faktu, iż tym razem zaliczył również wiele potknięć. Arcane jest więc doskonałą produkcją, ale z poważnymi rysami, które niemalże spowodowały pęknięcie tej szklanej kuli entuzjazmu. Co poszło więc nie tak?
Zbyt wiele problemów z postaciami i ich charakterami
Arcane w pierwszym sezonie stało na postaciach, ale wtedy jeszcze była to bardziej kameralna produkcja z o wiele mniejszym budżetem. I tym razem potwierdza się powiedzenie, iż pieniądze szczęścia nie dają. Netflix zrobił krzywdę swoim bohaterom.
Spłaszczono relacje. Nie było czasu ekranowego na ich pogłębienie. Dochodziło choćby do absurdów, takich jak: rozdźwięk między Mel i Jaycem, którym choćby nie pozwolono porozmawiać o swoich doświadczeniach; nagłe pogodzenie się Caitlyn i Vi, które nastąpiło natychmiastowo „w imię wielkiej miłości” (a moment ich zbliżenia był tak niestosowny przez kontekst tej sytuacji, iż choć od początku tej historii fani czekali na tę chwilę, to wypadła ona niesmacznie).
Ale relacje w Arcane to tylko jedna strona medalu. Po drugiej powinno się znaleźć skupienie na poszczególnych bohaterach i ich rozwoju. Niestety potraktowano to po macoszemu. Główne postacie gnały od jednego do drugiego wydarzenia i nie miały czasu w swoje wewnętrzne przemyślenia. A w drugim kadrze plątali się bohaterowie, którzy mieli w tej historii swoją rolę do odegrania, ale choćby nie pozwolono nam ich bliżej poznać – a jeszcze gorzej, iż w większości nie podano nam ich imion, ale podało ono raz, więc zostało zapomniane.
I najważniejsze pytanie – o co chodzi z Ambessą? Jest fascynującą postacią, ale nie poznajemy jej motywów, i wciąż nie wiemy, jak to się stało, iż nagle i tak po prostu przejęła władzę w Piltover.
Grzechy narracyjne w Arcane
Seriale Netflixa często doświadczają problemów scenariuszowych. Niestety Arcane też to nie ominęło. Największym grzechem jest zbyt pośpieszne tempo narracji. Tak wiele rzeczy dzieje się poza kadrem albo dzięki montażu, iż zwykli widzowie nie są w stanie za tym nadążyć. choćby najwierniejsi fani gry musieli się mocno skupić, by zrozumieć, a następnie wyjaśnić innym przedstawione wątki. Niestety ale utwory w swojej formie powinny bronić się same!
W tym miejscu należy też podkreślić, iż ta poza kadrowość odbiera wagi czynom bohaterów. Ile osób zorientowało się po szybkim (choć oczywiście pięknym i chwytliwym) montażu, iż Caitlyn tak naprawdę jest zbrodniarką wojenną przez swoje czyny w Zaun? W takim kontekście finał hitu Netflixa jest trochę bardziej ciężkostrawny, prawda?
Kolejnym problemem Arcane jest to, iż zmarginalizowało własne wątki. Wszystko to, co miało wcześniej znaczenie, zostało zapomniane, i nie chodzi tylko o pierwszy sezon. W pogoni za wydarzeniami nie ma chwili, aby przejąć się tragediami, które dotykają wszystkich bohaterów. Wychodzi na to, iż prawdziwi z nich herosi skoro tak obici fizycznie i psychicznie wciąż walczą…
Zatrzymując się więc chwilę przy wątku superbohaterskim… Arcane w pewnym momencie stało się Marvelem. Podróże w czasie, wielość światów – gdzie ten komercyjny charakter, który skradł serca wszystkich kilka lat temu?
Do czego był w ogóle potrzebny wątek Czarnej Róży – oprócz tego, iż stanowi wprowadzenie do kolejnych seriali w tym świecie i skradł zbyt wiele czasu ekranowego?
Ciężkostrawna zmiana charakteru tej historii
Zaczęło się od konfliktów – pomiędzy miastami Piltover i Zaun, a potem między najbliższymi członkami rodzin (Silco i Vander; Vi i Powder). Drugi sezon tego przeboju Netflixa miał te konflikty rozwiązać albo pogłębić. Ostatecznie nie miały już żadnego znaczenia.
Charakter bohatera podzielonego, jakim było miasto, znikł. Akcja tych wydarzeń mogła dziać się gdziekolwiek, nie miało to już znaczenia. Czy otrzymaliśmy więcej informacji o przeszłości tych konfliktów? Oczywiście, iż nie. Pokazywanie lokacji stało się prymitywne, gdyż szło schematami – Zaun, czyli ciemność i ścieki; Piltover – jasność i ładnie ubrani mieszkańcy.
I co się stało z samą historią Arcane? Tyle wydarzeń zostało upchniętych w tak niewielkim odcinku czasowym. Zdecydowanie zasługiwało to na choćby jeszcze jeden sezon, który pozwoliłby na pogłębienie każdego aspektu tej historii.
Finał, który nie satysfakcjonuje
Wielki hit Netflixa potknął się na mecie. Żadna postać nie dostała zadowalającego zakończenia (może oprócz Jayce’a i Viktora). Jak żyje Vi, Caitlyn, Sevika? Do końca nie wiadomo, gdyż machnięto na to ręką. Najszczęśliwsze zakończenie dostała najobrzydliwsza postać Arcane, która wyrządziła tyle cierpienia, iż z dużym prawdopodobieństwem każdy czekał na jej sąd – Singed. Serio? On jeden jest szczęśliwy?
I najgorsze ze wszystkiego – fani gry są przekonani i mają ku temu argumenty, iż Jinx przeżyła. A więc po co to wszystko było? Ta postać i tak nie doznała adekwatnego odkupienia, a teraz jak mamy rozumieć jej dalsze losy? Lata sterowcem i jest szczęśliwa, przybrała kolejne imię? Jej śmierć w serialu nie była satysfakcjonująca, gdyż to co do niej doprowadziło, było szalenie głupim zachowaniem Vi. Jedynie z chęci twórców do przedstawienia „heroicznej” śmierci Jinx, Vi postąpiła w ten sposób. Brakuje słów na to, ile momentów finału się posypało, przy jednoczesnym zachwycie nad wydarzeniami pomiędzy Viktorem, Jaycem i Ekko.
Podsumowanie wielkiej produkcji
Arcane cierpi niestety w tym sezonie. Ma wiele fantastycznych momentów i wątków, ale jest to mocno niedoskonałe. Zdecydowanie nie dorasta do wyśmienitego pierwszego sezonu. Tym razem źle położono akcenty i zatracono puentę. Ale w filmowym świecie doświadczyliśmy większych porażek i na pewno warto poświęcić swój czas na obejrzenie Arcane. A na kolejne seriale w tym świecie niecierpliwie czekamy.