Pochodząca
ze Stanów Zjednoczonych nauczycielka w katolickiej szkole we
Włoszech, rozwódka Claire jest szczęśliwą mamą uzdolnionej
muzycznie nastoletniej Robin, która przed laty straciła głos.
Dziewczyna utrzymuje kontakt ze swoim ojcem Lucą, macochą i
przyrodnim bratem, ale najchętniej spędza czas z matką,
instynktownie wyczuwając nadrzędną potrzebę troskliwej
rodzicielki. Tak mocno przywiązanej do nieubłaganie dorastającej
córki, iż niemogącej znieść myśli o jej nieuniknionej
wyprowadzce. Robin jest na najlepszej drodze do zostania sławną
pianistką, ale jej świetlaną przyszłość może przekreślić
wypadek drogowy. Nieodwracalne skutki przeżycia śmierci klinicznej.
Diametralna zmiana osobowości dostrzegana jedynie przez
straumatyzowaną matkę. Kobietę doszukującą się nadnaturalnego
zagrożenia we własnym dziecku, zamiast spojrzeć w głąb siebie i
pozbyć się poczucia winy niszczącego wspaniałą relację z córką?
|
Plakat filmu. „Here
After” 2024, Artina Films, ClaRo Productions, Fenix Entertainment
|
Pełnometrażowy
debiut reżyserski Roberta Salerno, współproducenta między innymi
„Musimy porozmawiać o Kevinie” Lynne Ramsay, thrillera
psychologicznego opartego na wstrząsającej
powieści Lionel Shriver, „Zwierząt nocy” Toma Forda, adaptacji/ekranizacji
powieści Austina Wrighta, „Może pora z tym skończyć”
Charliego Kaufmana na kanwie genialnego
utworu Iaina Reida
i
„Uśmiechnij się”, głośnego horroru nadprzyrodzonego Parkera
Finna. Supernatural thriller na podstawie scenariusza Sarah
Conradt (m.in.
„Instynkt”
Benoîta Delhomme'a), który ujął
aspirującego reżysera zrozumieniem psychologicznych mechanizmów
autodestrukcyjnych, dojrzałymi przemyśleniami na temat poczucia
winy i stłumionych uczyć, problemów nader bliskich wielu ludziom.
Salerno wprawdzie nie był pewien, czy swoją reżyserką karierę
(nie licząc shorta z 2016 roku pt. „Incubus”) powinien zaczynać
od tak „niezwykle ambitnej historii”, czy scenariusz pani
Conradt go nie przerośnie, ale pragnienie wypuszczenia w świat tej
potencjalnie oczyszczającej opowieści było silniejsze od
wątpliwości, od niewiary we własne możliwości.
Amerykańsko-włoska
produkcja niewysokobudżetowa, świadome połączenie przynajmniej
trzech gatunków filmowych (thriller, dramat, horror), mała zabawa w
gruncie rzeczy początkującego reżysera tradycyjnymi elementami
nieprzesadnie odległych od siebie światów przedstawionych.
Robertowi Salerno nie zależało na stworzeniu rasowego
przedstawiciela horroru nadnaturalnego – wolałby, żeby „Here
After” był odbierany jako supernatural psychological thriller,
ewentualnie dramat rodzinny w atmosferze nadprzyrodzonej. Akcja toczy
się we Włoszech, ojczyźnie byłego męża Amerykanki pracującej w
żeńskiej szkole podstawowej i średniej prowadzonej przez siostry
zakonne, postaci prowadzącej imieniem Claire, w którą w doskonałym
stylu wcieliła się Connie Britton (m.in. „Koszmar z ulicy Wiązów”
Samuela Bayera, „American Horror Story” Ryana Murphy'ego i Brada
Falchuka,
„Obiecująca. Młoda. Kobieta.”
Emerald Fennell,
„Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie” Mike'a Barkera). Po
raz pierwszy spotykamy ją na fortepianowym recitalu nastoletniej
córki, przez większość życia niekomunikującej się werbalnie,
posługującej się językiem migowym empatycznej Robin (intensywny
występ Frei Hannan-Mills). Kameralnym koncercie, na który ojciec
młodej pianistki przybył mocno spóźniony. Luca, jego młoda żona
Adriana i ich kilkuletni syn Marco niewątpliwie nie są mile
widziani przez wspierającą matkę nastoletniej gwiazdy wieczoru,
Claire ma jednak wprawę w robieniu dobrej miny do złej gry.
Ukrywaniu irytacji choćby wtedy, gdy Luca zgrywa idealnego tatusia,
gdy podejmuje decyzje dotyczące ich dziecka bez wcześniejszej
konsultacji ze zdecydowanie bardziej zaangażowanym rodzicem. Ważna
rozmowa o Robin za plecami osoby, która najbardziej się o nią
troszczy? Tak czy inaczej, Claire czuje się pominięta, nie zamierza
jednak korzystać ze swoistego koła ratunkowego podsuniętego przez
niedającą się zwieść nastolatkę. Po odrzuceniu propozycji
wystosowanej przez dawną miłość - z grzeczności albo litości
zaproszona na rodzinną kolację - Claire namawia ewidentnie rozdartą
córkę do świętowania sukcesu z ojcem, macochą i przyrodnim
bratem. Incydent niby nieistotny, zwyczajne spotkanie po
niezwyczajnym występie. Niebiańska muzyka nie tylko w prologu –
poruszająca ścieżka dźwiękowa Fabrizio Mancinelliego, z
największą mocą wybrzmiewająca w połączeniu z naturalnym
pięknem uwiecznionym na zdjęciach powstałych pod kierownictwem
Bartosza Nalazeka (zachód słońca nad włoskim miastem) i potężnym
ładunkiem emocjonalnym spuszczonym w dalszej partii scenariusza
„Here After”. Wstęp do tej filmowej rozprawy o straszliwych
wyrzutach sumienia w gruncie rzeczy miał nastroić odbiorców na
opowieść o matce przedkładającej dobro dziecka nad własne.
Mylnie postrzegany komfort emocjonalny Robin? Czy aby dobrostan
psychiczny dzieci i młodzieży nie jest zależny od dobrostanu
psychicznego ich opiekunów? Czy to opowieść o wewnętrznych
demonach rodzica w zasadniczym stopniu wpływających na egzystencję
dziecka zmęczonego udawaniem, czy opowieść o najprawdziwszym
demonie, duchu lub innej istocie z zaświatów, która wzięła w
posiadanie ciało nastolatki (nierekordowo) długo przebywającej Po
Tamtej Stronie?
|
Plakat filmu. „Here
After” 2024, Artina Films, ClaRo Productions, Fenix Entertainment |
Skrzyżowanie
„Linii życia”
Joela Schumachera z „Egzorcystą” Williama
Friedkina i „Sierocińcem” Juana Antonio Bayony? To pewnie
nielekka przesada, ale „Here After” Roberta Salerno mierzy się
jeśli nie z identycznymi, to na pewno podobnymi tematami,
tajemnicami życia i śmierci. Wymodlone zmartwychwstanie jedynego
dziecka, medyczny cud we włoskim szpitalu po zakończeniu walki o
życie nastoletniej dziewczyny. Rzekomo nieudana reanimacja Robin
albo ingerencja jakiejś wyższej siły. Dwudziestominutowy stan
śmierci klinicznej i błyskawiczna regeneracja z odzyskaną
zdolnością mowy. Lekarze obawiali się nieodwracalnych uszkodzeń
mózgu, ale wygląda na to, iż wstrząs raczej zwolnił zagadkową
blokadę w mózgu młodej pacjentki z magiczną(?) srebrną
bransoletką. Mutyzm Robin dotknięty amnezją. Pierwszy alarmujący
sygnał rozlega się niedługo po wypisaniu dziewczyny ze szpitala –
bolesne wspomnienie niejednokrotnie uruchamiane przez dotyk.
Przerażający kontakt z niesłodko śpiącą (warczącą),
szczęśliwie odzyskaną córką. Łatwo się domyślić, co
najbardziej dręczy naszą zdestabilizowaną psychicznie, godną
najwyższego współczucia, ale niekoniecznie maksymalnego zaufania,
przewodniczkę po nienachalnie złowrogim świecie przedstawionym w
„Here After”. Łatwo się domyślić, jakie demony prześladują...
znienawidzoną matkę? Przebudzenie osobowości sadystycznej czy
demoniczne/duchowe opętanie? Okrucieństwo nastoletniej córki czy
przekroczenie granicy wytrzymałości psychicznej rodzicielki
spełniającej oczekiwania społeczne. Komfort innych ważniejszy od
własnego. Uśmiechaj się, gdy serce krwawi. Nie obarczaj innych
swoimi problemami, nie psuj ludziom humoru, mów o przyjemnych
rzeczach albo nie odzywaj się wcale. Chwal się utalentowanym
dzieckiem i innymi, choćby najdrobniejszymi, sukcesami także
zawodowymi, przytaczaj zabawne anegdotki z pracy lub zanudź
towarzystwo szczegółowym sprawozdaniem z typowego dnia perfekcyjnej
gospodyni domowej. A najważniejsze? Wymarz to, zapomnij! Wygumkuj
najcenniejsze wspomnienia, żeby innym było lżej. „Żony ze
Stepford” Iry Levina,
„Inwazja porywaczy ciał” Jacka Finneya,
masowa produkcja robotów z szerokimi uśmiechami i smutnymi oczami.
Przytłaczająca presja społeczna, życie w zakłamaniu zgodnie z
obowiązującymi normami, ale wbrew sobie. Przyzwyczajanie się do
bólu zamiast leczenia. Regularne faszerowanie „prochami
rozweselającymi” - farmakologiczne wsparcie dla największych
malkontentów, najmniej zaradnych i najmocniej doświadczonych przez
los - życie na autopilocie z nieustępującym wstrętem do
samej/samego siebie. Wewnętrzne samobiczowanie. Kara dożywotniego
cierpienia realizowana odpowiedzialnie, bo nie na widoku. Antyteza
walki z traumą. Zadomowienie się w studni rozpaczy, uwięzienie w
poczuciu niesprawiedliwości, w niesłabnącym przekonaniu, że
zasłużyło się na nieporównywalnie gorszy los i naiwnej wierze w
niezawodność parasolu ochronnego roztoczonego nad bliskimi.
Milczenie nie zawsze jest złotem, czasami to najgorszy wybór z
możliwych. Czołowa postać „Here After” Roberta Salerno zacznie
to sobie uświadamiać dopiero po hipotetycznej utracie
najukochańszej istoty. Zniknęła życzliwa Robin, a pojawiło się
złośliwe stworzenie z obsesją na punkcie śmierci. Podmieniec
czerpiący satysfakcję z męki jedynej wtajemniczonej w jego niecny
plan? Trupio blada nastolatka z podkrążonymi oczami tocząca pianę,
tj. ślinę z ust w kościele (Damien Thorn się kłania), znęcająca
się nad zwierzętami i małymi dziewczynkami, ale najbardziej
zainteresowana nauczycielką z kompromitującymi halucynacjami(?) -
ciekawe zdarzenie z wierszami zebranymi od uczennic, wybuch na oczach
siostry przełożonej w reakcji na wielce niestosowne słowa. Myślę,
że na wyróżnienie zasługuje też „wypadek” na basenie,
dramatyczny moment z frapującym finałem. Ale cyfrowe demonizowanie
twarzy podejrzanej dziewczyny (nemezis z zaświatów?) to już mogli
sobie odpuścić – tandetna, obróbka komputerowa, tyle dobrze, że
incydentalna. Nie chcę przechwalić tego kameralnego dziełka, bo
mimo wszystko mam mały niedosyt - przydałoby się trochę więcej
kulminacji napięcia z teoretycznym udziałem opętanej nastolatki
lub po prostu rozbudowanie toksycznej relacji zdesperowanej matki i
buntującej się córki – ale w moim poczuciu to dość sprawna
żonglerka emocjami. Niepowierzchowne i niebanalne podejście do
tematów wielokrotnie wałkowanych w kinie grozy (nieprzepracowana
trauma, zżerające od środka poczucie winy, nieutulony żal),
nietoporne połączenie różnych konwencji filmowych w tonacji
odpowiednio uduchowionej. Trzyma w napięciu i wzrusza do łez.
W
pułapce sumienia. Niepośpieszny dreszczowiec przypominający, że
jesteśmy tylko ludźmi. Nie maszynami, bogami ani prorokami. Nie
jesteśmy w stanie przewidzieć każdej katastrofy, zapobiec wszelkim
tragediom. Zawsze będziemy się potykać i błądzić, ważne jednak
byśmy po drodze nie zgubili siebie i opanowali trudną sztukę
wybaczania sobie. „Here After” Roberta Salerno to ponura historia
rodzinna z pokrzepiającym światełkiem w przygnębiająco długim
tunelu. Piekle wspomnieniami wybrukowanym. Życiowa opowieść ze
szczyptą nadprzyrodzonego. Polecam sympatykom umiarkowanie mrocznego
minimalistycznego kina gatunkowego.