Mechanikując przy pięknie.
To przebijamy kolejne mury, wpuszczając w polską przestrzeń internetową projekt chyba niezauważony dotąd. Chodzi o szwajcarski duet Hely tworzony przez pianistę Lucca Friesa (Ikarus) i perkusistę Jonasa Ruthera (m.in. Lucerne Jazz Orchestra, FrancePorter, Simon Spiess Trio, Sniff, Straymonk, Woodlander).
Osiem lat temu Hely opublikowali swój pierwszy longplay „Rapture”, a tegoroczny album „Plode” to ich czwarte wydawnictwo. Po drodze ukazały się jeszcze dwie płyty: „Jagnal” (2016) i „Borderland” (2018). I wszystkie zasługują na głębszą uwagę.
„Plode” jest w pewnym sensie wypadkową poprzednich dokonań duetu, w tym sensie, iż adekwatnie punktem wyjścia dla każdej z pięciu nowych kompozycji były pomysły z wcześniejszych albumów. Nie jest to pójście na łatwiznę wynikającą z braku wizji, ale chęć zmierzenia się z czymś co już było, ale na nowo i doprowadzenie do estetycznej skrajności. Ten proces to również ścieranie się osobowości, temperamentów i odmiennego postrzegania różnych spraw. Najlepiej o tym wszystkim opowiada Fries:
Podczas pracy nad tą płytą żadne z nas nie miało problemów w związku. Jednak jeżeli chodzi o ten projekt, sprawy między nami dość się skomplikowały. Było dużo ruchu, dużo ciężkich dyskusji. Jesteśmy bardzo różni! Od temperamentu po to, jak podchodzimy do muzyki; jakie są nasze indywidualne priorytety. Więc w pewnym sensie ta praca jest o tym, jak patrzymy na tę dynamikę i kierujemy te energie do naszej muzyki. Ale chodzi również o to, aby nauczyć się akceptować siebie nawzajem takimi, jakimi jesteśmy i być w stanie dostrzec piękno w tarciach.
Zanim muzycy weszli do studia to przez dwa lata rozciągali na wszystkie możliwe sposoby własną wyobraźnię, testowali emocje i mierzyli się z poczuciem nieustannie rozrastających się form. Niejednokrotnie bywało tak, iż podczas ich prób pojedyncze nagranie trwało i trwało, choćby ponad trzy kwadranse. Ten sposób działania kojarzy mi się z filozofią dźwięku australijskiego tria The Necks. choćby w kontekście ich tegorocznego krążka „Travel”, kiedy podczas pracy nad nowym materiałem muzycy codziennie spotykali się w studiu i rejestrowali swoją godzinną sesję.
– „Stworzyliśmy koncepcję rytmiczną dla każdej melodii, coś w rodzaju reguł gry, w które gramy. Na przykład może być tak, iż bębny są nieprzewidywalne i chaotyczne, ale fortepian trzyma się z góry określonego schematu. Bawiliśmy się również tym, co nazywamy „energią kinetyczną”: efektami, które można uzyskać, wykorzystując określone dźwięki, tempa lub rodzaj dynamiki, który wyraża się dzięki bardzo specyficznych ruchów ciała. Nie zawsze ładnych. Każdy z nas tworzył od dwóch do trzech z nich w jednej piosence, albo po to, by wesprzeć to, co grała druga osoba, albo by stworzyć namacalne napięcie poprzez kontrast. W ten sposób każdy utwór stał się swoim własnym światem. Ale niezależnie od podejścia, zawsze zwracaliśmy uwagę na płynność i rytm nagrania” – Ruther.
„Plode” trwa niespełna 30 minut, ale ile tu się dzieje! Tę podróż otwiera „imago” z falująco-dynamiczną frazą fortepianu Friesa na wstępie oraz pięknie dochodzącą „połamaną” i totalnie hipnotyczną rytmiką perkusji Ruthera. W połowie nagrania wydobywa się na wierzch zmienna amplituda w postaci transowej melodii, znakomite przełamanie! Preparowane struny fortepianu w „impending” – przy wsparciu ekwilibrystycznie pulsującej perkusji – automatycznie pobudzają wewnętrzną ciekawość. Wbrew pozorom nie ma tu przytłoczenia, bezsensownej galopady i tanich instrumentalnych popisów. Hely są daleko od takiego modelu. Oni wręcz rzeźbią w dźwięku, wydobywając z kolejnych jego warstw, coraz to nowsze odcienie.
Tytułowy „Plode” zderza ze sobą jednocześnie post-klasyczną melancholię z minimalizmem. Fortepian nadaje tu pewną strukturę, o której wspominał wyżej Fries, a równie świetna perkusja Ruthera krąży sobie wokół jak jakiś rozimprowizowany wehikuł. Czuć tu fortepianowy minimalizm z okolic Lubomyra Melnyka, z tą różnicą, iż Fries nie stara się zostać najszybszym pianistą świata, ale zbliża ich do siebie podobna wrażliwość w utrzymywaniu dynamiki i charakteru melodii. Fries wyśmienicie tu operuje całymi akordami w niskich rejestrach, jak i na poziomie wysokich dźwięków.
W „exhalation” aż wrze od emocji stopniowo rozkładanych na linii czasu. Takiego fragmentu nie powstydziłby się śp. skład Esbjörn Svensson Trio. Na zamknięcie kompozycja „expanse”. W pierwszych minutach brzmienie fortepianu rozlewa się niczym oceniaczy dryf, z kolei perkusyjna finezja może wpędzić w kompleksy niejednego bębniarza – i nie mam tu na myśli głupiej gonitwy, ale wyższy poziom obchodzenia się z tym instrumentem. W przypadku gry Ruthera skojarzenia same biegną w stronę takich perkusistów jak Makaya McCraven, Julian Sartorius, Moses Boyd, Ramón Oliveras z Ikarusa czy ostatnio Asher Gamedze.
„Plode” urywa się we właściwym momencie, pozostawiając nas w przemiłym stanie jakże pożądanego poczucia niedosytu. Naprawdę nie trzeba nagrywać płyt pod tzw. korek, żeby wypowiedzieć była barwna, bogata w niuanse, zaciekawienie i wreszcie oryginalność. Szkoda, iż wielu artystów nie potrafi tego przez cały czas zrozumieć i nieustannie są wydawane albumy-kolosy. Nie czas trwania jest tu wyrocznią jakości, a umiejętność wykreowania wizji i perfekcyjne jej zrealizowanie bez wykrajania przy tym emocji, jakich wielokrotnie brakuje w muzyce instrumentalnej. Holy deklasują, zaskakują i prowadzą nas w miejsca, do których chce się wracać, być i odczuwać. Wychyl się, a zobaczysz, iż pospolitość nie stoi za rogiem.
Ronin Rhythm Records | kwiecień 2023
Strona Hely: www.hely.ch
FB: www.facebook.com/HELYMUSIC/
IG:
Ronin Rhythm Records: www.nikbaertsch.com/ronin-rhythm-records
FB: www.facebook.com/nik.bartsch.7