Szczere wyznanie
Patrząc na dotychczasowy dorobek filmowo-telewizyjny Małgorzaty Kożuchowskiej, nie ma tam pozycji z wystarczającym kapitałem symbolicznym, aby stać się tematem kuluarowych polecajek w tak zwanych wielkomiejskich kręgach kulturalnych elit. Seriale, z których kojarzymy aktorkę, generowały wielomilionową oglądalność, doczekały się od kilku do kilkunastu sezonów i były tak naprawdę symbolem sukcesu w czasach świetności telewizji linearnej. Ale jednak, to nie była jakość HBO.
Seriali, o których mowa, czyli "M jak miłość", "rodzinka.pl" a choćby TVN-owa "Druga szansa", nie można uznać za produkcje "edgy", "sexy" ani "cool", a to właśnie takie zwykle trendują wśród liderów opinii, krytyków, ambitnych konsumentów kultury i, obecnie, filmowych tiktokerów. W efekcie, w pewnych "wysublimowanych" kręgach trochę głupio było przyznawać się, iż podoba się komuś serial z Kożuchowską. Ale ja to niniejszym czynię - oglądałam serial "Aniela" i mi się podoba. choćby bardzo. To chyba najlepszy serial z Kożuchowską. Reklama
Netflix trzyma poziom
"Aniela" to serial z wyższej półki. Pod kątem obrazu, wizji artystycznej i pomysłu naprawdę jest to wyjątkowa produkcja. Serial wyreżyserowali Jakub Piątek ("Pianoforte", "Pewnego razu na krajowej Jedynce") oraz Kuba Czekaj ("Baby Bump", "Infamia"), więc doświadczenie oglądania jest bardzo filmowe.
Praktycznie w każdym aspekcie "production value" serial zdaje egzamin na piątkę: fajne zdjęcia (Wojciech Węgrzyn), interesujące ujęcia, spójna kolorystyka, nienachalne i pasujące do kontekstu efekty specjalne oraz bardzo dobrze dobrana oprawa muzyczna (Wojciech Urbański, Łukasz Palkiewicz, konsultacja muzyczna: Piotr Lenartowicz - Dyspensa Studio) składają się na spójną produkcję. Oglądając, ma się wrażenie, iż jest to autorski pomysł i nic nie jest przypadkowe. Szanuję to.
Pokłosie "1670"
"Aniela" bardzo wpisuje się w niszę, którą stworzył nam "1670". Serial z Kożuchowską to opowieść o kobiecie po 40-tce (no dobra może po 50-tce), którą z dnia na dzień rzuca mąż, odcinając tytułową bohaterkę od zasobów finansowych i jej dotychczasowego komfortowego życia w luksusie. Pozbawiona środków do życia tytułowa bohaterka ląduje na warszawskiej Pradze. Podobnie do "1670", "Aniela" ma jednak drugie dno. Nie jest to kolejna historia o porzuconej kobiecie z dużego miasta, która musi "zacząć od nowa". To zabawna, błyskotliwa, ale przede wszystkim bardzo trafna satyra na współczesne, podzielone klasowo, polskie społeczeństwo - co w naszej powyborczej rzeczywistości wydaje się być boleśnie aktualne.
Dopiero wyrwana z bańki wielkomiejskiego dobrobytu bohaterka dowiaduje się, jak kasować bilet w tramwaju, zmuszona jest wybrać w sklepie tańsze wino, określa "MasterChefa" programem "dla prostaków", a nawiązując romans z lokalnym gangsterem Armanim (w tej roli Filip Pławiak) nazywa go "kochankiem z klasy ludowej". Podobnie jak w "1670", żart rezonuje, bo jest inteligentny i osadzony w prawdzie, niekiedy dla nas bolesnej.
Komentarz spoza kadru
W serialu tytułowa bohaterka burzy tak zwaną "czwartą ścianę", symboliczną granicę między światem przedstawionym a widownią, co oznacza, iż Aniela często zwraca się bezpośrednio do widza, z cynicznym, zaskakująco trafnym i soczystym pozakadrowym komentarzem. Aniela ma cięte riposty na temat kultury coachingu, modnych ostatnio ustawień hellingerowskich, inflacji, tiktokowej sławy i cen kolacji na mieście.
Ten społeczny komentarz jest niewątpliwie ogromnym atutem serialu. Trzeba się jednak zastanowić, na ile dużym wyzwaniem okaże się próg wejścia w formie kapitału kulturowego niezbędnego, aby tą obyczajową satyrę przyswoić i poddać refleksji. Można zaryzykować stwierdzenie, iż w tym aspekcie obecność Małgorzaty Kożuchowskiej w projekcie poszerza zakres potencjalnej widowni, ponieważ nie ma w Polsce drugiej aktorki o tak szerokiej rozpoznawalności wśród widowni klasycznie rozumianej jako telewizyjna.
Od mema do muzy Demirskiego
Taki "transfer" i awans w hierarchii gwiazd telewizji zdarza się rzadziej niż zaćmienie słońca, ale komu miałoby się to udać jak nie Małgorzacie Kożuchowskiej. Mimo, iż "śmierć w kartonach", czyli kultowa już scena z serialu "M jak miłość", krąży w sieci jako mem od czternastu lat, aktorka została zaproszona do być może najbardziej autorskiego projektu w jej karierze, czyli serialu napisanego przez Pawła Demirskiego - dramatopisarza, reżysera teatralnego, a także scenarzysty i twórcy seriali "Artyści" i "Udar". jeżeli jakiś projekt ma szansę "make Kożuchowska great again" to będzie to właśnie "Aniela". Świetne dialogi, wciągająca historia i świetna gra aktorska. Małgosia Kożuchowska jako tytułowa Aniela - slay.