„Hamnet” – pęknięte lustra straty | Recenzja | British Film Festival 2025

filmawka.pl 4 dni temu

Po tym, jak Nomadland zdobył w 2021 roku trzy Oscary, w tym w kategorii Najlepszy film, Chloé Zhao stała się synonimem kina drogi, transformacji oraz przemian. W swoim najnowszym filmie Hamnet – utrzymanym w ślad za wyżej wspomnianym w konwencji humanistycznej oraz poetycko-realistycznej – reżyserka ponownie zabiera swoich bohaterów w podróż. Tym razem jednak w usłaną cierniami i wiodącą przez ciemne chmury.

Hamnet powstał na podstawie powieści Maggie O’Farrell o bliźniaczym tytule. W ciągu 125 minut obserwujemy losy Williama Szekspira oraz jego żony Agnes, którym przychodzi zmierzyć się ze stratą ukochanego dziecka. Obsadzeni w głównych rolach Jessie Buckley oraz Paul Mescal tworzą elektryzujący duet, ścierający się w obliczu niewysłowionej tragedii. Zhao prowadzi ich w każdym akcie niespiesznie i pod rękę, ukazując przeciwległe bieguny żałoby.

fot. „Hamnet” / materiały prasowe Universal Pictures

Miejscowi przyrównują Agnes do leśnej wiedźmy. W XVI wieku nietrudno o takie osądy – szczególnie, iż kobieta nie ukrywa swojego głębokiego połączenia z dziką florą i fauną. Na pierwotność wskazuje już sama charakteryzacja Buckley – podczas gdy inne bohaterki noszą starannie wykrochmalone suknie i czepki, Agnes biega między drzewami w dopasowanej sukience, rozwianych włosach i z pąsem na licu, które barwą powiela rudość jej odzienia. Naturę w filmie akcentuje się szczególnie na wstępie; nie tylko jako tło scenograficzne, ale przede wszystkim jako spoiwo osobowości protagonistki. Agnes to w Hamnecie osobny żywioł, nieodstający choćby przez moment od nieokiełznanych sił przyrody.

Kontrastujący dla postaci Jessie Buckley jest niewątpliwie jej ekranowy mąż – Paul Mescal portretujący Williama Szekspira. Domniemywać można, jakim cudem skryty i opanowany geniusz literacki dobiera się w parę z przesiąkniętą magią oraz wonią ziół Agnes, ale nic, choćby ten aspekt, nie jest w filmie dziełem przypadku. Zestawiając ze sobą małżonków – tak na co dzień, jak i w momencie tragedii – Zhao proponuje alternatywne ścieżki na drodze ku duchowemu oczyszczeniu. Choć rodzicielskie cierpienie przeżywane jest przez bohaterów wspólnie, w istocie żyją oni obok siebie.

Agnes wypada nadzwyczaj ludzko i krucho. W kulminacyjnej scenie Jessie Buckley daje popis swoich aktorskich umiejętności na poziomie, który najpierw jeży każdy włos na ciele, a potem każe przyznać jej wszystkie nagrody tego świata. Oscara powinna była zdobyć już za rolę w Córce, w Hamnecie przypieczętowuje tylko, iż należy jej się najwyższe filmowe uznanie. Mescal skrzydła rozwija dopiero pod koniec filmu. W ostatnich scenach, niesiony twórczą iskrą, przypomina o swoim aktorskim warsztacie, a wcześniej? Mimo iż jego zadaniem jest odegranie Szekspira jako zamkniętego, pełnego napięcia, uciekającego w pracę, trudno nie odnieść wrażenia, iż Mescal gra po prostu samego siebie. Choć chciałabym wierzyć, iż Irlandczyk potrafi zręcznie zmieniać ekranowe maski, bliżej mi jednak do stwierdzenia, iż między kolejnymi filmami upływa za mało czasu, by aktor miał przestrzeń na dogłębne przygotowania do roli.

fot. „Hamnet” / materiały prasowe Universal Pictures

Oprócz aktorskiego duetu, nie można nie wskazać na zdjęcia Łukasza Żala połączone z muzyką Maxa Richtera. Minimalizm ścieżki dźwiękowej uderza trafnie w najczulsze rejestry, nasycając na przemian baśniowe i realistyczne kadry pierwotną melancholią. Ujęcia Żala są przemyślane, momentami intymne; często działają w sferze domysłu, gdy chwytają przestrzenie obok, umieszczając adekwatną akcję w offie. Podobnie płyną emocje głównych bohaterów – niespiesznie, organicznie, prawdziwie.

Chloé Zhao w Hamnecie stawia trudne pytania o rodzaje pamięci, miłości, żałoby. Agnes uosabia pamięć natury, dla Williama nośnikiem pamięci są pióro i pergamin. Agnes kocha poprzez obecność, której nieustannie szuka po odejściu syna; William miłość zamyka w milczeniu, literackiej ekspresji. Dla matki żałoba oznacza eksplozję, jest ona dojmująco cielesna, podczas gdy ojciec swoje cierpienie przelewa w słowa wkładane w usta aktorów.

Wykreowana przez Zhao komplementarność pary nadaje całej historii metafizycznego charakteru. Transformacja bohaterów – ich moment energetycznego zrównania się, a wcześniej załamania tożsamości – łapie za gardło, by nie puścić choćby wiele godzin po zakończonym seansie. Niczym katalizator pamięci i uszkodzony wehikuł czasu, Hamnet to gorzka pozycja obowiązkowa, do której nigdy więcej się nie wraca.

korekta: Daniel Łojko


Tekst powstał we współpracy z British Film Festivalem.

Idź do oryginalnego materiału