Zdjęcie: Mirosław Gryń
Jak odnaleźć spokój w czasach, gdy choćby frytkownica walczy o naszą uwagę dzięki powiadomień? Małgorzata Halber szuka wsparcia u krytyków cyfrowego kapitalizmu, a słuchacze – w dźwiękowych pejzażach muzyki ambient.
„Mam wrażenie, iż połowa mojego życia jest wymyślona, ponieważ dzieje się w telefonie” – pisze w książce „Hałas” Małgorzata Halber. Pisarka, dziennikarka i rysowniczka mierzy się w niej z problemem wszechobecnego nadmiaru. To suma informacji, dźwięków, obowiązków i potrzeb, które, połączone, zmieniają się, jak to widzi autorka, w „złego Kapitana Planetę, którego siłą połączonych mocy boli cię głowa, jesteś zmęczony i nie pamiętasz, czego w ogóle chcesz”. Halber nazywa ten zbiór hałasem, który definiuje jako wielopoziomowe, codzienne przeszkadzanie wprawiające nas w stan niepokoju. Hałas różni się od chaosu tym, iż nie ma przed nim ucieczki – nie wystarczy zamknąć oczu, by zniknął, tak samo jak najlepsze zatyczki nie pomogą uciec od wibracji, które generują przejeżdżające za oknem tramwaje.
– Im dłużej pracowałam nad książką, tym częściej okazywało się, iż osoby, z którymi rozmawiam, przyznają, iż czują się dokładnie tak samo jak ja, iż coś im nieustannie przeszkadza – mówi Halber. – Wszyscy jesteśmy wystawieni na nieznośną ilość bodźców. Do obsługi Facebooka potrzebny jest dziś licencjat z informatyki. A aplikację na telefon ma choćby frytkownica, co najpewniej skończy się tym, iż kiedyś mój organizm nie wytrzyma skoku kortyzolu wywołanego kolejnym powiadomieniem.
Ciche rewolucje
W centrum tego hałasu są media społecznościowe wraz z ich mechanizmami polującymi na naszą uwagę. To narzędzia, które miały ułatwić nawiązywanie i utrzymywanie relacji, i wciąż zdarza im się spełniać tę funkcję – sama Halber zgromadziła wokół siebie dużą społeczność w czasie strajku kobiet, wykorzystując swoje zasięgi na Facebooku do udostępniania relacji z odbywających się w całej Polsce protestów.