Gwiazda "Sex Education" w hipnotycznym filmie o trudnych relacjach. Czy miłość do matki może prowadzić do destrukcji? (RECENZJA)

glamour.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: fot. materiały prasowe M2Films


Hiszpańskie słońce, brytyjskie emocje

„Słone lato” to filmowy debiut Rebeki Lenkiewicz, scenarzystki oscarowej „Idy”, która tym razem zasiada również na reżyserskim fotelu. Adaptacja bestsellerowej powieści Deborah Levy „Hot Milk” zabiera nas w podróż na rozgrzane słońcem wybrzeże Andaluzji, gdzie w małym nadmorskim miasteczku rozgrywa się dramat relacji matki i córki — relacji tak intensywnej, iż aż duszącej.

Sofia (Emma Mackey) to młoda kobieta u progu dorosłości, która zamiast budować własne życie, poświęca się opiece nad swoją chorą matką Rose (Fiona Shaw). Wspólny wyjazd do Hiszpanii, gdzie Rose ma poddać się eksperymentalnej terapii u ekscentrycznej doktor Gómez (Vicky Krieps), staje się katalizatorem zmian. W blasku południowego słońca, wśród zapachu morskiej soli i dźwięków flamenco, Sofia zaczyna dostrzegać kruchość granicy między miłością a współuzależnieniem, między troską a samopoświęceniem prowadzącym do autodestrukcji.

Film eksploruje uniwersalne pytanie — gdzie kończy się odpowiedzialność za bliskich, a zaczyna prawo do własnego życia? Lenkiewicz nie daje prostych odpowiedzi. Zamiast tego oferuje nam mozaikę emocji, gdzie frustracja miesza się z czułością, a gniew z poczuciem winy. Rose nie jest typową chorą matką wzbudzającą litość — to kobieta manipulująca swoją chorobą, używająca jej jako broni i tarczy jednocześnie. Sofia z kolei to nie tylko ofiara rodzinnej sytuacji, ale też współtwórczyni toksycznej symbiozy, w której tkwi od lat.

Zmysłowa symfonia uczuć i obrazów

Oglądając „Słone lato”, miałam wrażenie, iż film oddycha w tym samym rytmie co jego bohaterki — czasem gwałtownie i nerwowo, czasem głęboko i spokojnie. Lenkiewicz buduje narrację poprzez obrazy i niedopowiedzenia, pozwalając widzowi samemu wypełnić luki między scenami. To kino, które wymaga zaangażowania, ale nagradza wnikliwego widza bogactwem sensualnych doznań.

Zdjęcia Gerry'ego Daly'ego są cudowne.

Jest w tym coś hipnotycznego — sposób, w jaki światło tańczy na skórze bohaterek, jak ocean oddycha w tle ich rozmów, jak przestrzeń staje się metaforą ich emocjonalnego stanu. Czułam niemal fizycznie upał andaluzyjskiego lata, słyszałam cykady w momentach ciszy, czułam sól na ustach.

Najbardziej urzekła mnie jednak intymność, z jaką Lenkiewicz portretuje kobiecość w różnych jej odsłonach. Jest tu miejsce na młodzieńczą ciekawość świata Sofii, dojrzałą zmysłowość doktor Gómez i starzejącą się cielesność Rose. Scena, w której Sofia obserwuje swoją nagą matkę na plaży, to majstersztyk — widzimy w niej całą gamę emocji: od obrzydzenia, przez litość, po niespodziewaną czułość. To moment, który zostaje pod powiekami na długo po seansie.

Aktorskie trio i gra emocji

Siłą „Słonego lata” jest bez wątpienia obsada. Emma Mackey, znana głównie z serialowego „Sex Education”, udowadnia, iż potrafi udźwignąć filmową rolę dramatyczną. Jej Sofia to postać pełna sprzeczności — z jednej strony zbuntowana i głodna życia, z drugiej uwięziona w poczuciu winy i obowiązku. Mackey gra całym ciałem — jej ramiona opadają pod ciężarem odpowiedzialności, oczy błyszczą tłumioną złością, usta drżą od niewypowiedzianych słów.

Fiona Shaw jako Rose to prawdziwy popis aktorskiego kunsztu. Tworzy postać, którą równie łatwo można nienawidzić, co współczuć jej. Shaw balansuje na granicy groteski, ale nigdy jej nie przekracza. Jej Rose jest manipulatorką, ale też kobietą autentycznie cierpiącą — nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie, uwięzioną we własnym starzejącym się ciele i strachu przed samotnością.

Vicky Krieps jako doktor Gómez wnosi do filmu powiew tajemniczości i erotyzmu. Jej postać jest jak katalizator — jej obecność wywołuje reakcje, które długo tliły się pod powierzchnią. Krieps gra z wyczuciem, budując napięcie seksualne nie przez oczywiste gesty, ale przez sposób, w jaki patrzy, dotyka, mówi.

„Słone lato” to film, który pozostaje z widzem długo po napisach końcowych. To opowieść o kobietach uwikłanych w relacje, które jednocześnie je definiują i niszczą. Lenkiewicz udało się stworzyć dzieło, które jest jednocześnie uniwersalne i głęboko osobiste, zmysłowe i intelektualne, piękne i bolesne. To kino, które nie boi się ciszy, nie spieszy się z odpowiedziami i pozwala widzowi zanurzyć się w emocjach jak w ciepłym morzu.

Film wchodzi do polskich kin 25 lipca i gorąco polecam wybrać się na seans. To idealna propozycja na letni wieczór — hipnotyczna, zmysłowa i głęboko poruszająca podróż w głąb kobiecych doświadczeń. „Słone lato” udowadnia, iż kino może być jednocześnie artystyczne i przystępne, iż można opowiadać o trudnych emocjach językiem obrazu i gestu. To film, który zostaje nie tylko w pamięci, ale przede wszystkim w ciele — jak smak soli na ustach po kąpieli w morzu.

Idź do oryginalnego materiału