Gwiazda pustyni – recenzja komiksu. Zemsta się nigdy nie nudzi

popkulturowcy.pl 2 tygodni temu

Choć uważam się za miłośnika wszelakich westernów, do tej pory nie wychodziłem raczej poza format filmowo-serialowy. Mimo iż ten gatunek obecny jest od dawna również w książkach, animacjach, a także komiksach, to za tę ostatnią formę zabrałem się stosunkowo niedawno. I za każdym razem – a niestety nie było ich za wiele – uważałem, iż Dziki Zachód na kartach komiksów radzi sobie całkiem nieźle, często choćby lepiej niż na ekranie. To ostatnie stwierdzenie dobitnie udowadnia pierwszy tom opowieści o byłym wojskowym szukającym zemsty.

Komiks Delsberga i Mariniego Gwiazda pustyni skupia się na historii Matthew Montgomery’ego, emerytowanego dowódcy, w tej chwili burakowatego pracownika Ministerstwa Obrony. Ciepła rządowa posadka jest idealnym miejscem dla niego oraz dla jego wybujałego ego i zmęczonej psychiki, stanowi jednocześnie perfekcyjną formę ucieczki od domowych problemów.

Jeszcze zanim zaserwowana nam zostaje napędzająca fabułę tragedia, która spadła na głównego bohatera – a dzieje się to dość szybko, bo już po 4 stronach – udaje nam się zorientować, jakim typem człowieka jest Matthew. I mimo iż opis z tyłu tomu wyraźnie wskazywał, iż możemy mieć do czynienia z westernowską wersją Punishera, to już od początku widać, iż nasz protagonista ma z nim tyle wspólnego co Kevin Hart i Dwayne Johnson ze sobą. Nie licząc oczywiście jego wojennych doświadczeń. Nie jest to nieugięty twardziel, ani kochający żonę i córkę wzór głowy rodziny. Jest za to zuchwałym hipokrytą, sypiającym z sekretarką i preferującym nocną partyjkę pokera od spędzenia czasu ze znienawidzoną małżonką. Odbioru postaci w żadnym wypadku nie poprawia wizualne podobieństwo do Sir Seana Connery’ego. Protagonistę zwyczajnie ciężko polubić.

fot: Egmont

Dlatego więc, gdy już doszło do tragedii, średnio było mi szkoda głównego bohatera. Naturalnie nie jego bliskich, którzy w mocno brutalny sposób żegnają się ze światem. Komiks nie oszczędza pod tym kątem czytelnika. Raczy nas naprawdę brudną i dziką rzeczywistością. Choć wiemy, iż westerny nie słyną z łagodnych historii, a sam Dziki Zachód nigdy nie należał do przyjemnych miejsc, to Gwiazda pustyni ukazuje je jako jeszcze gorsze niż zwykle. Czytając komiks, obserwowane realia aż odrzucają – nie miałem ochoty się w nie zagłębiać. A zatem zamysł wykreowania brutalnego i brudnego świata faktycznie twórcom wyszedł. Podobnie jak gęsty westernowy klimat.

Od obu aspektów nie odstaje również interesująca fabuła, gdyż samotne śledztwo potrafi solidnie wciągnąć. Odkrywa przed nami kolejne elementy tego nieprzyjaznego Zachodu oraz intrygi, która złamała życie Matta. I choć dalej niezbyt mu współczujemy, to sama historia wydaje się naprawdę interesująca. Od początku mamy sporo niewiadomych, a fabuła nieraz nas zaskakuje.

Sprawdzony motyw zemsty wręcz idealnie pasuje do westernu jako gatunku. I co ciekawsze, w tej formule wydaje się nie nudzić fanom i wciąż trzyma formę. Chociaż w komiksie Gwiazda pustyni motorem napędowym jest faktycznie wendetta, to z biegiem historii widać, iż nie chodzi tu tylko o nią. Pojawia się kilka wątków, które kierują fabułę na inne tory. Najlepiej wyszła jednak prezentacja brutalnego, brudnego oraz pełnego przemocy i zła świata Dzikiego Zachodu, a i to w westernach nie zawsze twórcom wychodzi.


Źródło grafiki głównej: Egmont

Idź do oryginalnego materiału