Babsztyl z gołymi cyckami wijący się niczym w ataku epilepsji za kierownicą topionego w basenie auta w teledysku promującym pierwszą płytę, dzisiaj przypomina nieco pocieszną figurę Olgi Tokarczuk przedstawiającą liberalnemu, nadwiślańskiemu motłochowi jako prawdy objawione myśli francuskich filozofów sprzed pięćdziesięciu lat, ale potrafię wyobrazić sobie jakie wrażenie musiało robić to na przełomie lat 70. i 80. Wówczas faktycznie mogło być to wizualne przełamywanie granic norm o czym świadczy może fakt, iż muzyków ganiała amerykańska policja, o czym możemy przeczytać na Wikipedii. W więzieniu jak Czesi grający progresywnego roka z "The Plastic People of the Universe" mniej więcej w podobnym czasie, nie wylądowali, nie uciekali również przed tajną policją ukryci w futerałach na instrumenty niczym Rumunowie z "Fenix", ale mieć problemy z cenzurą w Stanach, to duże dokonanie, świadczące o tym, iż zespół faktycznie był jak na owe czasy obrazoburczy. Aż żal, iż dzisiaj gołe cycki pokazują choćby ekspedientki w Żabkach, bo wszystko straciło swój czar.
Nie o cycki tu jednak chodzi, choć to też fajna sprawa, a o muzykę, a ta jak na owe czasy wydaje mi się równie nowatorska. Choć może mylne to wrażenie jak w przypadku człowieka, który najpierw słyszał epigonów Darkthrone, a potem, kiedy puścili mu "Panzerfaust" stwierdził, iż to nudne i już było. Bo jeżeli posłuchać Plasmatics, faktycznie można odnieść wrażenie, iż już wszystko gdzieś słyszano. Kompozycje, przejścia od typowo punkowych rytmów w hard rocka i heavy metal, sposób w jaki szmula drze ryja, solówki... Ale jeżeli popatrzeć na daty i mieć w pamięci, iż zespół działalność rozpoczął na pro8zełomie lat 70 i 80., można zadać sobie pytanie o to, kto tu kim się inspirował. "New Hope for the Wretched" to jeszcze faktycznie czysty punk, jak napisał założyciel tematu. Prymitywny, ale agresywny. Wokal trochę wkurwia, bo panna drze ryja z manierą jakby trzymała przy tym kutasa w ustach, ale poza tym jako punk rockowi trudno tej muzyce coś zarzucić. Potem jednak zespół zmienia oblicze i jeszcze zanim wiele kapel zabrało się za heavy, wprowadza do muzyki mieszaninę punka i metalu, co w połączeniu z czystym już kobiecym wokalem, daje moim zdaniem efekt piorunujący. Są w twórczości tego zespołu kawałki zapadające w pamięć i z miejsca rozpoznawalne, jak np. "Ligtning breaks" lub "Concrete Shoes", a "Doom song" brzmi niczym podjebany Fenrizowi kilka lat temu. Cała reszta naszpikowana jest natomiast patentami, które naśladować będą zespoły grające później. Słucha się więc tego wszystkiego bardzo dobrze, kapela przez cały czas brzmi świeżo i nie trąci myszką, a jej muzyka jest żywsza i ciekawsza, niż jakiś Iron Maiden. Daleki jestem od zestawiania z Motorhead, bo i muzyka jednak trochę inna, i tam, gdzie oba zespoły grają ten sam gatunek, Lemmy robi to znacznie lepiej, ale pokusiłbym się o stwierdzenie, iż Plasmatics są takim cichym, skrytym w cieniu, jednym z ojców heavy metalu. Lub raczej matką.
Statystyki: autor: TITELITURY — 18 min. temu