Graces – recenzja spektaklu. Cztery gracje

popkulturowcy.pl 8 miesięcy temu

Festiwal Ciało/Umysł miał spektakularny finał. Graces włoskiej choreografki i performerki Silvii Gribaudi podbiło serca widowni już od pierwszej sceny. Artystka zrobiła coś fenomenalnego – o pięknie ludzkiego ciała (każdego!) opowiedziała prosto i szczerze, bez patosu czy nagany. Udało się to w dużej mierze dzięki dużemu dystansowi do siebie i genialnemu poczuciu humoru.

Graces zostało zainspirowane rzeźbą Trzy Gracje Antonio Canovy. Trzy młode i smukłe figury kobiece zastąpiono jednak w spektaklu atletycznie zbudowanymi tancerzami (Siro Guglielmi, Matteo Marchesi i Andrea Rampazzo). W kontraście do nich sylwetka niższego, bardziej dojrzałego ciała kobiecego ukazuje się komicznie, ale nie prześmiewczo. Męskie ciała z resztą również poddane są satyrze. Humor jest tu bardzo ważny. Ale nie chodzi o to, by się za nim schować. Komedia nie jest alternatywą dla dopracowanej, złożonej i pięknej choreografii w wykonaniu całej czwórki artystów. Gribaudi burzy stereotyp i niejako przymus osiągnięcia określonej fizjonomii przez tancerki i tancerzy. Twórcy celowo grają tymi różnicami w fizyczności, by inteligentnie je uwydatnić. W końcu te różnice, wyraźne choćby u trójki adonisów, sprawiają, iż chce się je oglądać. I nie po to, by je oceniać, ale doceniać. Te zupełnie różne ciała, wydobywają z siebie kompletnie inne, unikalne jakości ruchowe. I stąd właśnie wypływa ich piękno.

Najlepsze w tej produkcji jest to, iż nie jest ona do końca o bodyshamingu czy trendzie body-positivity. Jest to uczczenie piękna ciała w samej swej istocie. Nie chodzi tu o estetykę. Tzw. kulturowe standardy piękna mogą się różnić w czasie i przestrzeni geograficznej. Zgodnie z przesłaniem spektaklu to my wszyscy mamy siłę i władzę, by je ustalać. Ale niezależnie od swojej budowy i wieku ciało ze swoimi niepowtarzalnymi adekwatnościami potrafi budować niesamowite obrazy. Jest zdolne do tworzenia przepięknego ruchu. W Graces możemy więc na równi zachwycać się atletycznością ciał, ich sprawnością, kondycją i prężnością a także obłością i miękkością. Żadna z tych cech nie wyklucza się nawzajem. Przyjmując ciało takie jakie jest i przyznając, iż jest piękne i zdolne do pięknych rzeczy, nie wymaga tłumaczenia się dlaczego takie jest.

Dodatkowo struktura spektaklu Graces jest genialnie przemyślana. Co chwilę mamy zupełnie inną, zaskakującą scenę. Rośnie również natężenie komizmu, które odwołuje się nie tylko do fizykalności artystów, ale także do sytuacji scenicznej. Sami artyści świetnie bawią się formą i narzędziami teatralnymi. Wykorzystują do tego chociażby światło – znakomita sekwencja Silvii Gribaudi, która eksploruje cienie i różne rodzaje reflektorów na swoim ciele. Te efekty są również później wykorzystane, by dodatkowo uwydatnić cechy fizyczne tańczących. Za każdym razem inaczej wydobywa ono kontury sylwetek, przepięknie zarysowuje światłocień na mięśniach i fałdkach. Artyści bawią się również kwiatami – próby sztucznego „upiększania” ciała przynoszą zupełnie komiczne efekty. W finale za to mamy fenomenalną scenę, w której cała czwórka artystów ślizga się po rozlanej na podłodze wodzie. Przybierają statyczne pozy satyrycznie przypominające rzeźby z rzymskich fontann. Wprawione w ruch nabierają życia dzięki elementowi zabawy.

Fot. Marta Ankiersztejn

Graces współtworzą także widzowie. Twórcy spektaklu często zostawiają publiczności przestrzeń do włączenia się w grę przez dodanie jakiegoś słowa lub dźwięku. Szczególnie wciągająco działa scena, w której Gribaudi nieoczekiwanie zaczyna śpiewać operowo. W pewnym momencie oznajmia, iż przechodzi w swojej arii do partii chóru, którą mają wykonać widzowie (którzy początkowo nieśmiało, ale ochoczo się w to włączają). Sama artystka w tym czasie tańczy, improwizując zgodnie z dynamiką proponowaną przez publiczność. Innym razem cała czwórka zdaje się kończyć spektakl w samym jego środku. Stoją z przodu sceny łapiąc oddech i pijąc wodę. Zaczynają opowiadać o procesie, inspiracjach i znaczeniach prezentowanej pracy. Zupełnie jak na autorskich spotkaniach po skończonym pokazie. Okazuje się jednak, iż jest to wstęp do kolejnej wspólnej zabawy, gdzie widzowie dzielą się, czym dla nich jest dobrobyt.

Wszystkie te zabiegi powodują przede wszystkim większe zaangażowanie widowni w przeżywanie spektaklu. Rodzi się bardzo przyjacielski rodzaj więzi między artystami a publicznością. Osobom po obu stronach sceny jest bardzo przyjemnie przebywać ze sobą. Świadczyć o tym mogą chociażby bardzo długie owacje na stojąco. Miałam wrażenie, iż mogłyby się nie skończyć, gdyby Silvia nie poprosiła o ciszę, by zaprosić na adekwatną rozmowę z twórcami po zakończonym spektaklu.

Fot. Marta Ankiersztejn

Polska premiera Graces Silvii Gribaudi jest idealnym zwieńczeniem Festiwalu Ciało/Umysł w STUDIO teatrgalerii. Zgodnie z hasłem przewodnim tegorocznej edycji zostaliśmy prawdziwie utuleni.

Zdjęcie wyróżniające: Fabio Sau

Idź do oryginalnego materiału