Goście Radziwiłłów: Kalina Izabela Zioła

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. A. Staszok


Program „Goście Radziwiłłów” został zainicjowany przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego w roku 2020.

Rezydentów zaprosił Pałac Myśliwski Książąt Radziwiłłów w Antoninie – Dom Pracy Twórczej.

Jednym z uczestników Programu „Goście Radziwiłłów” była Kalina Izabela Zioła – autorka wierszy oraz przekładów literackich. W ramach jej pobytu w Antoninie powstała antologia wierszy, związanych z toczącą się na Ukrainie wojną. Poetka dokonała też przekładów tekstów ukraińskich na język polski. . Poniżej prezentujemy wiersze Teodozji Zariwnej, nad którymi Kalina Izabela Zioła pracowała podczas swojej antonińskiej rezydencji.

Tylko nie Bóg

Ciemność przekrada się jak wróg

z dnia wczorajszego w jutro.

Czyjaś sylwetka przepala powietrze, –

pozostaje tunel pełen zapachu siarki.

Infantylne gołębie na gałęzi

złożyły skrzydła.

Czasem zrywają się,

ale budzą się w spadaniu,

podlatują spłoszone.

Kule migają podniecone

jak wściekłe pszczoły,

to tu – to tam, to tu – to tam,

paraliżując i śpiącą północ,

i wieś rozrzuconą,

i czas zwichnięty.

Zachrypnięte radio –

zmęczone krążeniem

pomiędzy nowinami z wojny,

podwyższeniem taryf

i zawsze głodną reklamą.

Kto zapomniał o nas w mroku historii?

Kto zapomniał o nas już dawno?

Tylko nie Bóg,

tylko nie Bóg,

tylko nie Bóg…

Pałac w Antoninie, fot. Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska

Codzienna modlitwa

Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi

(Przysłowie)

Każdego ranka z internetowych okien

bryzga krew.

Paraliżujący wirus śmierci

wysuwa się z litery “О”,

jak z lufy broni masowego rażenia,

szczerzy żelazne zęby,

warczy, dyszy ogniem,

i znów wkręca się

do elektronowego migającego ciała,

szczeka metalicznie i groźnie,

jak kula w gardle snajperskiego karabinu.

Boże, który nosisz kule,

uratuj nas od śmierci.

Złap je wszystkie w rzeszoto,

duże jak zaschnięte jezioro,

i zasyp nimi tego,

kto pierwszy powiedział: “Pal!”

Stwórz piramidę

sprawiedliwej Boskiej kary.

A od rana znów wszystko zachlapane krwią.

Jaką więc mają wartość słowa prośby naszej?

A przecież mówiłeś, iż ono najstarsze na świecie.

I iż słowo było kiedyś Tobą.

***

Poezja niełatwa w okopie,

gdzie ziemia spieczona i ciało –

mówił żołnierz – poeta.

Co tam poezja

w porównaniu z pragnieniem,

żeby zobaczyć mamę i tatę,

dziewczynkę z kokardą,

która nie wymawia eł i er,

i by przeprosić żonę,

naprawić wszystkie błędy przeszłości.

Dlatego trzeba wrócić,

wrócić, wrócić, wrócić.

Może choćby niekompletnym i kalekim,

ale żywym, ciepłym.

I żeby koniecznie wiśnie,

jeszcze kwaśne, po świeżym deszczu

rwać i strzelać już tylko pestkami.

Więc czym w porównaniu z nimi

są wszystkie białe wiersze,

ten internetowy szum nowego wieku,

który pamięta krzyki obozów koncentracyjnych,

ryk stadionów i salwy “Gradów”,

ale nie umie choćby wytrzeć łzy

na czarnym obliczu biedy.

Kołysanka dla Ziemi

Pada śnieg.

Bandażuje ziemię.

Śpij – zaśnij, ziemio

zraniona i wstrząśnięta.

Zima świętuje swoje zmartwychwstanie.

Nowy rok już się urodził.

Niech przyśni ci się pokój –

twój szczęśliwy syn na progu.

Zasługujesz na to.

Roztropne gile

błyszczą w przejrzystym powietrzu

jak krew, która nie zdążyła wyschnąć.

Milczą, żeby cię nie zbudzić.

By nie obudził się twój apetyt,

nie otworzyło się twoje głodne wnętrze,

zimne jak lód i ciemne jak noc.

Śpij, ziemio, śpij, kochana, śpij…

***

Kalina Izabela Zioła, fot. Andrzej Staszok

Wdycham wieczór – pachnie prochem.

Zrywam astry – pachną prochem.

Mży deszcz – pachnie prochem.

Woda nieśpieszna, ziemia rozproszona.

Drzewa chodzą jedno do drugiego,

gdy noc wylewa się z księżyca.

Słyszę szelest: pachnie prochem.

Czego to znak? Czy z obecnej chwili

usunięto koper, matiole, cebule,

aromat Chanel i bulgot gnoju?

Zamiast tego cuchnie prochem.

Gdzie się chowa ten wstrętny zapach,

ciągnący się jak cień za nogami,

jak płatny zabójca, potajemny kochanek,

drobny donosiciel czy uporczywy złodziej?

Może świat chory na toksykozę,

dlatego reaguje tak dziwnie i ostro?

Mąż dziwi się: Jak pachnie ten proch?

Jeszcze go nie wąchałaś.

Gdzie jest jego piekło? Jego wiatr i sługi?

Który z nich pokona tysiące kilometrów?

Surowy żołnierz go nie przepuści.

Ale proch cuchnie i cuchnie.

To jest nasz tlen i wodór,

nasz ozon po „Gradach”,

nasz duch zimnych piwnic,

nasz zapach strachu

przed niesprawiedliwą śmiercią.

***

Lawirujesz w krzywym tańcu

między uderzeniami wahadła historii

a brzegami życia i śmierci,

żeby ocaleć.

Każdego ranka walczysz

z własnymi demonami

i aktualnościami głównego radia.

Zarzucasz na ramię torebkę

z kamieniem Syzyfa

i biegniesz na kolejne wezwanie

do najbliższych,

do krewnych i przyjaciół.

jak ambulans pogotowia ratunkowego.

Czy zapiszą ci w niebie

tę mrówczą trajektorię

na wrogich ziemiach?

Gdzie nie spojrzysz –

wszędzie czerwone proporczyki,

rosną jak maki,

pełne twojej krwi.

Nie strzelajcie!

Proszę o chwilę zawieszenia broni!

Przebiegnę bardzo prędko!

***

O świcie wiatr się zmęczył,

rozegnał śmieci, myśli, chmury.

W czystym pejzażu,

jak pierwszego dnia stworzenia,

bocian szlifuje gardło,

ścieląc suche pieluchy

dla jutrzejszych dzieci.

Lato zawisło na akacji,

ktόra zalała pόł świata perfumami –

kwitnie na starość niewiarygodnie.

Droga spływa pierwszymi samochodami,

jak rana krwią.

Ślepy pocisk

ucałował czyjeś podwόrko,

a słońce drzewom łzy osusza

***

Przez zardzewiałe żyły

ciężko przebija się radość.

Czas, wielki mistrz

redukowania nadziei

dyktuje miejsce pobytu

między wojnami i kryzysami

i ciałami na brzegu.

Każdego dnia unoszą kogoś

ciężkie wody historii.

I tylko kruki ostatnich wiadomości

patrzą w oczy

w poszukiwaniu łez i rozpaczy,

prawdziwej krwi dla filmowego kadru,

płynącej

w naczyniach krwionośnych telewizorów –

właściwy znak, by zapamiętać

twarz szalonego świata,

który tańczy dokoła ciebie

na żelaznych nogach.

***

Jednonogi mężczyzna kuśtyka o kulach,

za nim ciągnie się ślad buta i dużo kropek,

jak nieskończone przedłużenie

dzisiejszego dnia…

Za nim wlecze się

czarna jak noc przeszłość,

przed którą nie chronią antydepresanty,

ośrodki rehabilitacyjne, a choćby kobiety.

Bo kobiet teraz nie ma. Wszystkie zniknęły,

jakby kochały nogę,

a nie jego – przystojnego poliglotę.

On dzisiaj milczy. Wszystkie języki pochowane,

tam, gdzie pochował przyjaciół. Po co mu te języki?

Żaden nie jest w stanie opisać choćby jednej bitwy,

która trwa przynajmniej jedną noc.

Która trwa…

Тeodozija Zariwna – ukraińska poetka, powieściopisarka, tłumaczka, dziennikarka, teatrolog. Ukończyła Państwowy Uniwersytet im. Iwana Franki we Lwowie i Kijowski Instytut Sztuk Teatralnych im. I.K. Karpenki–Karego. Autorka siedmiu zbiorów poezji, pięciu powieści, kilku sztuk teatralnych i filmów dokumentalnych. Laureatka wielu nagród literackich. Тłumaczyła: z języka angielskiego dzieła teatralne, z języka polskiego Wiesława Myśliwskiego „Requiem dla gospodyni”, z języka serbskiego Duszana Kowaczewycza „Radowan III”, opublikowała po ukraińsku książkę chińskiego poety Jidi Majia „Words from the Fire” oraz wiersze ponad 30 współczesnych poetów polskich. Jej utwory są tłumaczone na wiele języków.

Idź do oryginalnego materiału