Gorycz to jedno z najciekawszych zjawisk na polskiej scenie muzyki niezależnej. Olsztyńscy artyści odżegnują się od miana metalowców, ale w ich twórczości można znaleźć echa awangardowego black metalu, post rocka, a także sceny jazzowej i noiserockowej. Podczas niedawno zakończonej trasy promującej trzeci album w dorobku pt. Zasypia z basistą Michałem Piłatem i perkusistą Tomaszem Semeniukiem rozmawiał Wojciech Miśkiewicz.
Wojciech Miśkiewicz: Panowie, na waszym koncie trzecia płyta, był Piach, były Kamienie, jest teraz Zasypia. Czy ta trylogia, o której też mówiliście w poprzednich wywiadach, jest skończonym już etapem? Zamykacie pewien czas w rozwoju waszego zespołu?
Michał Piłat: Myślę, iż pewien okres na pewno się zamyka, jakiś zamysł co do tych trzech płyt był. A teraz tworzy się coś nowego tak naprawdę. Powoli rodzą się jakieś pomysły na salce.
Tomasz Semeniuk: Koncept adekwatnie się pojawił. To ja dodam, iż zanim jeszcze my z Michałem, czyli obecna sekcja rytmiczna dołączyła do zespołu, to ten koncept już był. My dołączyliśmy na drugą płytę. Nagraliśmy ją wspólnie, a tą trzecią tworzyliśmy jakby od podstaw jako kwartet, jako już taki pełny zespół. Co do koncepcji to tak, to już można uznać za zamkniętą całość, zamknięty projekt. Na każdej z tych płyt były odniesienia do kolejnej, czyli one są koncepcyjnie spójne. No i wydaje mi się, iż stylistycznie też. W jakim kierunku pójdziemy teraz sami do końca nie wiemy. To się wyłania, tak jak Michał powiedział, ale wszystko pozostało w tak zwanych powijakach.
W.M. O tej przyszłości jeszcze porozmawiamy na sam koniec naszej rozmowy, ale chciałem przede wszystkim spytać, jak wam się dołączało do zespołu. Jednak ten pierwszy element, czyli Piach, powstał bez waszego udziału. Już wchodziliście nie tylko do zespołu, jego trzonu, ale przede wszystkim też do pewnej wizji artystycznej, do pewnej twórczości, też ze swoimi muzycznymi doświadczeniami, wrażliwością, wiedzą.
M.P. Myślę, iż podstawa w takich sytuacjach to dialog, rozmowa. Trzeba się po prostu dogadać, porozumieć w tym, jak się widzi współpracę i trzeba też jakoś nadawać na tych samych falach. Chyba i my od razu jakoś w miarę załapaliśmy ten klimat, jaki tam panuje. Bardzo gwałtownie się ze sobą zaprzyjaźniliśmy, tak iż to było coś więcej niż tylko spotykanie się gdzieś tam na salce i iż tak powiem odklepanie swojego, tylko to było coś tam głębiej. Wobec tego to dość sprawnie poszło. W moim wypadku, z tego, co pamiętam, ja dołączyłem do składu i trzy miesiące później już mieliśmy wchodzić do studia. Tak iż było dość ambitnie i wymagające, ale jak się ma taki deadline, to po prostu trzeba się spiąć, trzeba trochę popracować i udało się.
T.S. No to fakt, bo my w momencie, w którym dołączyliśmy, to adekwatnie te piosenki, te partie, które mieliśmy nagrać z Michałem, były już stworzone. Oczywiście my dołożyliśmy swoje trzy grosze i jakiś tam pierwiastek mój i Michała jest w tych partiach i na tej płycie. No, ale tak, w momencie jak dołączyliśmy, ja byłem kilka miesięcy wcześniej, Michał kilka miesięcy później, więc ten okres, ta różnica była niewielka, ale okazało się, iż faktycznie fale, na których nadajemy, są bardzo podobne. Mimo iż każdy z nas, czy Przemek, czy Tomek, czy Michał, czy ja, ma trochę inne inspiracje i wyrósł z trochę innej muzyki, ale jednak jest ten wspólny mianownik, jakiś ten trzon taki metalowy, który nas łączy i to chyba dało taką nową jakość na płycie Zasypia.
W.M. Mówiliście o tych elementach, które można byłoby wziąć jako te, które przeszkadzają w nagrywaniu płyty, to chciałbym zapytać z drugiej strony, co było najłatwiejsze podczas nagrywania właśnie ostatniego waszego albumu.
M.P. Co było najłatwiejsze? Wiesz, to wszystko staje się łatwe, o ile wkładamy tam regularną pracę, czyli spotykamy się co piątek, salka, próba, ćwiczymy, szlifujemy kompozycję. Myślę, iż u nas rzeczy związane z komponowaniem idą dość sprawnie, bo każdy z nas jest skory do jakichś kompromisów, potrafimy się po prostu dogadać między sobą, a to jest bardzo ważne, bo nikt się nie upiera w stu procentach przy swoich pomysłach, iż tak ma być i koniec, tylko jednak możemy wypracować wspólne rozwiązania i to idzie dość sprawnie wtedy.
T.S. Mówisz Michał o tym dogadywaniu się i pójściu na kompromisy i mi się wydaje, iż to nie jest zbyt częste w zespołach. To jest akurat dość rzadkie z mojego doświadczenia, w sumie mieliśmy dużo szczęścia, iż akurat cztery osoby, które były skłonne do takich kompromisów i przez cały czas są. Spotkaliśmy się w jednej sali, w jednym zespole i dzięki temu właśnie tak sprawnie udało nam się ten materiał skomponować. A wracając do samego pytania, co było dla mnie najłatwiejsze na przykład w nagrywaniu tej płyty? jeżeli mówimy o samym procesie nagrywania, to zdecydowanie to, iż jestem autorem tych partii. W sensie od samego początku wspólnie je tworzyliśmy. Nie było tak, iż musiałem wejść w czyjeś buty i po prostu pewne partie odtworzyć, tylko od samego początku to była nasza wspólna koncepcja, to były jakieś moje zagrywki, moje partie, więc po prostu swobodnie się w tym czułem i samo nagrywanie płyty to była czysta przyjemność.
W.M. Nawiążę do okładek całej trylogii. Na każdej okładce są wasze partnerki. Chyba też bycie w zespole, nieważne, czy ma on dwie, trzy, cztery, czy dwadzieścia osób, trochę jednak jest podobne do takiej relacji. Trzeba iść właśnie na te kompromisy, o których mówiliście.
M.P. Wiesz co, to jest świetne porównanie, bo też często myślę, iż to jest taki właśnie dziwny związek-zespół, zespół muzyczny złożony tam z czterech czy iluś tam osób. Czasami jest tak, iż w związku typu kobieta-mężczyzna jest ciężko się dobrać, a jak są cztery osoby albo więcej, to jest ekstremalnie ciężko, ale nam się jakoś to udało, znaczy udało, no bo tak póki co się udaje, co będzie dalej, to zobaczymy.
T.S. Pytałeś też o okładki, to tak, faktycznie taka koncepcja powstała jeszcze przed naszym dołączeniem i teraz faktycznie jak nagrywaliśmy płytę Zasypia, to partnerki moje i Michała się na niej pojawiły. Ja się po prostu zgodzę z tym, co Michał powiedział, iż to jest w dużym stopniu związek czterech chłopów w tym momencie, którzy próbują ze sobą się dogadywać. Chyba na szczęście nie musimy tego robić codziennie, tylko spotykamy się w jakichś tam interwałach, ale to jest zdrowa relacja moim zdaniem, na dzień dzisiejszy to jest naprawdę ekstra.
W.M. Teraz też przejdźmy trochę do tej kwestii instrumentalnej na tym albumie. Słuchając w ostatnich dniach te wasze trzy albumy, uznałem, iż jesteście wypadkową pomiędzy z jednej strony black metalem, który byśmy sklasyfikowali jako post, awangardowy black metal, ale też te noise’owe, sludge’owe czy też doom metalowe elementy się znajdują. Wy sami czujecie się jakoś wypadkową właśnie różnych stylów muzycznych, czy jest to zupełnie coś, co wychodzi naturalnie i na nikim de facto się nie wzorujecie?
M.P. Myślę, iż każdy z nas może powiedzieć, iż na nikim się nie wzoruje, ale tak naprawdę
gdzieś tam przemyca jakiś pierwiastek bardziej świadomie czy nieświadomie, jakiegoś nurtu muzycznego, czy swojego ulubionego zespołu. Tak iż nie będziemy tutaj owijać w bawełnę, na pewno są jakieś wpływy, aczkolwiek nie upieramy się, iż chcemy być stricte wiązani z jakimś tam właśnie danym stylem. To jest też fajne, iż każdy z nas ciągnie jednak w jakąś swoją stronę, miksuje się to wszystko ze sobą na salce i powstaje właśnie taka dziwna wypadkowa, której normalnie jedna osoba by nie wymyśliła.
T.S. Ja ze swojej perspektywy powiem, bo to ostatnio też spotkałem się raz czy dwa z takim określeniem, iż my jesteśmy jakimś pograniczem po prostu różnych gatunków, jakąś wypadkową. Wiele zespołów tak o sobie powie, bo wiadomo, iż w zespole jest kilka osób i każdy przynosi ze sobą jakieś inspiracje, ale ja bym powiedział, iż w naszym przypadku to nie jest wzorowanie się na czymś, tylko to jest raczej podświadome. To w jaki sposób każdy z nas gra i jak chce brzmieć jest raczej rzeczą niewykalkulowaną, tylko raczej już taką naturalną, wywodzącą się z nas samych. Każdy ma jakiś tam swój background muzyczny, słuchał tego czy owego. Często jesteśmy w ogóle porównywani do zespołów, których kompletnie nie kojarzymy, kompletnie nie znamy albo gdzieś kojarzymy, a ktoś porównuje nas do tych zespołów i się potem okazuje, iż rzeczywiście coś może w tym jest. Tak iż to nie jest tak, iż my tutaj celowo staramy się łączyć taki gatunek z takim gatunkiem, to wychodzi z nas samych.
W.M. A też dopytam, bo z jednej strony mówimy o metalu, o czym ja sam wspomniałem, ale patrząc na to jak gracie na koncertach, jak choćby jesteście ubrani, to można byłoby was nazwać najmniej metalowym z metalowych zespołów?
M.P. Mi nie przeszkadza takie określenie, iż jesteśmy mniej metalowi. To jest jakby fakt, iż nazywano na pewno od tej pierwszej płyty, druga trochę mniej, a trzecia to już całkiem mniej, jakby nas łączono z black metalem. Owszem, dalej są jakieś elementy tej muzyki w naszym graniu, ale myślę, iż faktycznie jest ich coraz mniej. Tak patrząc na to z boku, bo to tak jak mówiłem, nie jest wykalkulowane, tylko bardziej to wychodzi ta muzyka z nas, z tego, kim jesteśmy dzisiaj, a byliśmy troszeczkę inni te kilka lat temu. Więc to fakt, iż może jesteśmy mało metalowi patrząc na ten image, ale to tak jak Tomek ostatnio wspominał, podczas jakiejś innej okazji, iż ten nasz wygląd, ten sceniczny wizerunek ma nikogo nie odwodzić od muzyki.
T.S. No ja nie mam za bardzo nic do dodania, ja metalowcem nigdy nie byłem, nigdy się nim nie czułem, też nie chcę nim być, aczkolwiek o ile są tam jakieś tego typu elementy, no mi to nie przeszkadza.
W.M. Ale tak naprawdę patrząc na historię Was pojedynczo, mam na myśli wszystkich muzyków Goryczy, macie doświadczenie w takich kapelach jak między innymi Aeon, Cerber, Defying, czyli zespołach o zdecydowanie o metalowym sznycie związanych z olsztyńską sceną muzyczną. Te wcześniejsze doświadczenia i to, iż z całą sympatią, nie macie 20 lat tworząc Gorycz, też jest jakby efektem tej już dojrzałości i tych doświadczeń z innymi zespołami?
M.P. Tak, myślę, iż na pewno poprzednie składy wpłynęły w jakiś tam sposób, jak teraz działamy, co robimy i tak dalej. Jest to na pewno też jakaś wypadkowa całej naszej przeszłości, wiadomo, nie ma co tutaj ukrywać. choćby jakieś tam zespoły, które się słuchało mając 15 czy 16 lat, a dzisiaj się tego nie słucha, to jednak jakieś pierwiastki tego mogą się pojawiać.
T.S. Wspomniałeś o tych naszych wcześniejszych składach, czy też moim obecnym na przykład drugim zespole. Ja powiem tak, metalu już my się nagraliśmy w życiu. Każdy z nas już się może się troszeczkę nim znudził po czasie. To nie jest tak, iż my metalu nie słuchamy i nie lubimy, bo każdy z nas, myślę, w tej chwili ma jakieś swoje ulubione zespoły metalowe, ale też jest dużo pięknej muzyki, która nie jest metalem i z której warto czerpać. Tak jak Michał powiedział, to też jest na pewno wypadkowa tych naszych takich może nie inspiracji, ale naszych jakichś fascynacji muzyką ogólnie jako taką.
W.M. Przygotowując się do naszej rozmowy, przesłuchałem kilka rozmów z waszym zespołem, Była taka kwestia poruszona w jednej z tych rozmów, iż paradoksalnie poprzez tę, wydawałoby się, ciemność czy w tekstach, czy instrumentalną, wyzwalacie to, co w was lepsze. Czy jest sposób na swoistą terapię muzyką, a czy nie jest to trochę zapędzenie się też z drugiej strony w taki nadmierny artyzm?
M.P. Wiesz co, jeżeli o mnie chodzi, osobiście nie czuję się absolutnie artystą, a jeżeli chodzi o terapię i jakby terapeutyczny wpływ grania, nie wiem do końca, czy to jest terapia. Bardziej czułbym to tak, iż jest to jakiegoś rodzaju oczyszczenie, może uwolnienie jakichś emocji, których w normalnym życiu, idąc do sklepu po bułki, nie jesteś w stanie uzewnętrznić i uwolnić. A jednak wychodząc na scenę, podejmując jakieś związane z tym wyzwania i dostając jakieś sprzężenie zwrotne od ludzi, od publiczności, myślę, iż jednak coś interesującego się uwalnia. Nie nazywałbym tego terapią, przynajmniej ja osobiście, bo wiadomo, każdy ma inaczej.
T.S. Ja tutaj też muszę przyznać, iż w takim moim codziennym, normalnym życiu, właśnie poza trasami, które zdarzają się raz na kilka tak naprawdę lat, , chodząc do pracy, to faktycznie nie ma przestrzeni na to, żeby tego typu emocje uwalniać. Ja sobie nie przypominam, żebym miał w jakiejkolwiek innej sytuacji w swoim życiu możliwość, nazwijmy to tak potocznie, wyżycia się w ten sposób. Też terapią tego bym tego nie nazwał. To raczej uwolnienie z siebie takich emocji, których na co dzień nie ma człowiek jak, jak okazać, Ja bym to po prostu takim szczęściem nazwał. To jest takie bardzo świeże, takie unikalne doświadczenie dla mnie.
M.P. Wiadomo, to też wygląda tak, iż my, grając w salce czy tam na koncertach, czujemy jakiś po prostu czysty fun, czystą euforia z tego i tak dalej, ale ludzie mogą to odbierać zupełnie inaczej i ludzie bardzo często, w sumie nas to dziwi, ale nie powinno dziwić, iż raczej nie wychodzą uśmiechnięci z naszych koncertów i pojawiają się tam jakieś ciężkie emocje. Momentami widziałem, niektóre osoby płaczą nawet, ale w pełni to rozumiem. Oczywiście jest tutaj też siłą przekaz liryczny naszego wokalisty, także wszystko to łączy się w jedną całość i wywołuje pewnie jakąś wiązkę emocji i reakcji.
W.M. Tak powoli już kończąc naszą rozmowę, trzy płyty za wami. Co dalej? Mówiliście, iż są pewne szkice, ale z drugiej strony, czy to nie jest też dobry moment, żeby spróbować wyjść gdzieś dalej, chociażby na europejskie rynki? I czy w ogóle byście chcieli czegoś takiego?
M.P. Myślę, iż oczywiście, iż byśmy chcieli. Jest to w sferze naszych marzeń póki co, byłoby to bardzo miłe, jednak na ten moment myślę, iż jeszcze warto by było dotrzeć do wielu osób w Polsce, bo jednak te nasze sale koncertowe nie są zapełnione aż tak, żeby pękać w szwach, tak iż widzę, iż jeszcze dużo lekcji trzeba odrobić na naszym gruncie polskim. Byłoby oczywiście miło, gdyby też jakieś choćby zagraniczne festiwale się tutaj pojawiły.
T.S. pozostało tutaj sporo do zagospodarowania, iż tak powiem. Bardzo wiele osób nas jeszcze nie zna i tak naprawdę to, co Michał powiedział, byłoby fajne i chcielibyśmy gdzieś na jakichś zagranicznych wydarzeniach się pojawić, bo to jest super taki zastrzyk powiedzmy nowych słuchaczy.
W.M. To tak już na koniec. Te szkice, które macie, sugerują, iż będzie kolejny album bardzo podobny stylistycznie. Czy jest to zupełnie inna droga, którą chcecie podążać, może rozszerzenie instrumentarium?
M.P. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Myślę, iż my jednak jesteśmy cały czas i będziemy
ciągle zespołem poszukującym, tak iż szukamy nowych rozwiązań, błądzimy w tych kompozycjach, błądzimy w różnych pomysłach i myślę, iż będzie to jakiś krok do przodu, troszkę może w bok i tyle.
T.S. Tak, na pewno nie będziemy stać w miejscu, szukamy ciągle. Mogę na pewno powiedzieć, iż nie stracimy tego, czym Gorycz jest od samego początku, nie stracimy tego rdzenia, który myślę, iż jakoś nas określa cały czas. Co do instrumentarium, co do nowych rozwiązań, to podejrzewam, iż to będzie krok do przodu. Na pewno nie staniemy w miejscu, będzie dalej poszukiwanie, dalej kroczymy przed siebie.
W.M. Czyli nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, tylko żeby za nim gonić?
T.S. Tak, to tak naprawdę najpiękniejsze w tej drodze.







