Współczesne filmy i seriale kryminalne pozwalają nam nie tylko odkrywać zagadki zbrodni, ale i uroki różnych regionów Polski. "Kruk" eksplorował tereny Podlasia, "Ciemno, prawie noc", "Pokot" i "Znaki" rozgrywały się na Dolnym Śląsku, "Odwilż" zaglądała do zachodnio-pomorskiego, "Ziarno prawdy" nasiąkało atmosferą Sandomierza, a "Kolory zła: Czerwień" mapowały Wybrzeże. Fakt, nie zawsze są to wymarzone turystyczne wizytówki, ale popularność kinowych i telewizyjnych opowieści może wpływać na liczbę przyjezdnych. Niektórzy fani podążają wręcz śladami ukochanych detektywów zapoznanych na kartach powieści lub na małym ekranie. Kolejnym zakątkiem, którzy nasi filmowcy dopisują do tej długiej listy, jest Podhale. W zeszłym roku odbyliśmy wycieczkę w Tatry z komisarzem "Forstem", a teraz przyszedł czas na "Ślebodę" – adaptację powieści Małgorzaty Fugiel-Kuźmińskiej i Michała Kuźmińskiego. Serial SkyShowtime bije na głowę serial Netflixa, ale czy sięga gatunkowych szczytów?
W rodzinne strony wraca po latach antropolożka Anna Serafin (Maria Dębska), która wciąż przeżywa śmierć matki i szuka swojej tożsamości. Kobieta zatrzymuje się w domu kuzynów, Kaśki (Joanna Balasz) i Józefa (Józef Pawłowski) Kaleniców. Samotna wędrówka kończy się dla niej znalezieniem rozszarpanego ciała przy górskim potoku. Sprawą zajmuje się komisarz Jędrzej Chowaniec (Piotr Pacek), dawna miłość bohaterki, a ślady morderstwa prowadzą do domu starego górala Jana Ślebody (Jan Englert). Temat zaczyna też interesować dziennikarza Bastiana Strzygonia (Maciej Musiał), który zna się z Anką i wykorzysta każdą okazję, by napisać głośny artykuł. Droga do poznania prawdy będzie równie zawiła, co przeszłość regionu, lokalne układy i interesy, a także uczucia targające antropolożką.
Scenarzystki Karolina Frankowska i Katarzyna Golenia oraz reżyserzy Michał Gazda i Bartosz Blaschke nieźle radzą sobie z popularną konwencją. "Śleboda" sukcesywnie zagęszcza napięcie i mnoży konflikty, a przede wszystkim sprytnie myli tropy. Z odcinka na odcinek mamy nowych podejrzanych, za którymi stoją konkretne motywacje i niewygodne okoliczności, a Jędrzej, Anka i Bastian wydają się nie mniej zagubieni i pełni wątpliwości niż my. Twórcy nie stronią od brutalności i widoku krwi, ale kolejne trupy służą raczej nadbudowywaniu wielopoziomowej intrygi niż wywoływaniu szoku. Prawie do samego końca nie domyślamy się, kto dopuścił się brutalnych zbrodni i czerpiemy przyjemność z analizowania poszlak oraz strzępków informacji. Z drugiej strony, podhalańską rzeczywistość zasiedla wiele "osobistości", którym źle z oczu patrzy i nietrudno podejrzewać je o niecne intencje. Szczególnie szef nocnego klubu Karol Hyrny wygląda, jakby urwał się z planu "Furiozy" albo mafijnego uniwersum Patryka Vegi. Komendant Nogaj, przełożony Jędrka, również został narysowany trochę zbyt grubą kreską, bo w kontraście do młodego idealistycznego policjanta od razu budzi nieufność i brak sympatii. Oczywiście "Śleboda" podąża znanymi szlakami i oferuje widzom dość klasyczną historię, ale nie wszystko można usprawiedliwić świadomą kalkulacją czy prostotą.
Ambiwalentne uczucia wiążą się nie tylko ze ściśle gatunkowymi sprawami. Wątki obyczajowe bywają niestety mocno skrótowe i powierzchowne. Myślę zwłaszcza o rzekomo głębokim doświadczeniu powrotu Anki do korzeni. Choć główna bohaterka dużo spaceruje po okolicy, rozmawia z krewnymi i starymi znajomymi oraz wypytuje o zamgloną przeszłość, odbywa uproszczoną psychologicznie podróż. Pewnie dlatego, iż twórcy muszą rozdzielać uwagę między kilka pierwszoplanowych postaci i gubią odpowiedni balans. Potrzeba więcej dramaturgicznego oddechu, żeby dobrze oddać tak delikatne kwestie jak oderwanie od tradycji, wychodzenie z żałoby czy wskrzeszanie młodzieńczych emocji. Równocześnie serial intrygująco i niejednoznacznie nawiązuje do mrocznych kart historii, a także unika pułapki eksploatowania lokalnej kultury. Losy Jana Ślebody okazują się nierozerwalnie związane z tematem Goralenvolk, który przez cały czas dzieli podhalańską społeczność i znalazł już ekranową reprezentację w "Białej odwadze". Tym razem góralskie wybory i postawy z czasów II wojny światowej rezonują na teraźniejszość, dokładając się do krytycznego obrazu regionu. Mieszkańcy podtatrzańskich miejscowości to w większości konserwatyści, ale umiejący się wspierać i bronić własnego dorobku. Mają zresztą specyficzny stosunek do turystów – potrafią być i życzliwymi gospodarzami, i obrotnymi biznesmenami. Twórcy celnie punktują lokalne wady, a jednocześnie nie pchają przed kamerę ludowych strojów czy oscypków; zachowują szacunek do tamtejszych zwyczajów i pokazują, iż życie w górach wcale nie jest usłane różami. choćby zdjęcia Tomasza Augustynka nie estetyzują przesadnie Tatr, dawkując nam ich niezaprzeczalne piękno oraz majestat.
Co ważne, "Śleboda" stoi dobrym aktorstwem, które miejscami zakrywa scenariuszowe słabości. Maria Dębska ("Bo we mnie jest seks") nie dostała wprawdzie roli na miarę swojego talentu, ale nasyca portret Anny wieloma niuansami i autentyczną wrażliwością. Piotr Pacek (pamiętny Duchnowski z "Kosa") sprawdza się zarówno jako zdeterminowany glina, jak i mężczyzna rozdarty między szczęściem rodzinnym a porzuconą miłością. Obsadowym sukcesem jest też wybór Macieja Musiała, za pomocą którego Bastian ma w sobie tyle samo irytującej bezczelności, co szelmowskiego uroku. Show kradnie jednak legendarna Anna Nehrebecka jako Babońka – ostoja tradycji, powierniczka sekretów i ludowa mędrczyni w jednej osobie. Relacja wiekowej kobiety z Anką przypomina relację babci z wnuczką i staje się jednym z najsubtelniejszych fabularnych motywów. W ogóle dla takich detali warto oglądać "Ślebodę". Całościowo serial wypada może przeciętnie i nie przynosi gatunkowych nowinek, ale nie został ściągnięty prosto z taśmy produkcyjnej. Twórcy łapią podhalańskiego ducha, poważnie traktują kryminalny sztafaż, a także trzymają wysokie standardy realizacyjne. Niewykluczone więc, iż jeszcze spotkamy się z Anką i Bastianem.
W rodzinne strony wraca po latach antropolożka Anna Serafin (Maria Dębska), która wciąż przeżywa śmierć matki i szuka swojej tożsamości. Kobieta zatrzymuje się w domu kuzynów, Kaśki (Joanna Balasz) i Józefa (Józef Pawłowski) Kaleniców. Samotna wędrówka kończy się dla niej znalezieniem rozszarpanego ciała przy górskim potoku. Sprawą zajmuje się komisarz Jędrzej Chowaniec (Piotr Pacek), dawna miłość bohaterki, a ślady morderstwa prowadzą do domu starego górala Jana Ślebody (Jan Englert). Temat zaczyna też interesować dziennikarza Bastiana Strzygonia (Maciej Musiał), który zna się z Anką i wykorzysta każdą okazję, by napisać głośny artykuł. Droga do poznania prawdy będzie równie zawiła, co przeszłość regionu, lokalne układy i interesy, a także uczucia targające antropolożką.
Scenarzystki Karolina Frankowska i Katarzyna Golenia oraz reżyserzy Michał Gazda i Bartosz Blaschke nieźle radzą sobie z popularną konwencją. "Śleboda" sukcesywnie zagęszcza napięcie i mnoży konflikty, a przede wszystkim sprytnie myli tropy. Z odcinka na odcinek mamy nowych podejrzanych, za którymi stoją konkretne motywacje i niewygodne okoliczności, a Jędrzej, Anka i Bastian wydają się nie mniej zagubieni i pełni wątpliwości niż my. Twórcy nie stronią od brutalności i widoku krwi, ale kolejne trupy służą raczej nadbudowywaniu wielopoziomowej intrygi niż wywoływaniu szoku. Prawie do samego końca nie domyślamy się, kto dopuścił się brutalnych zbrodni i czerpiemy przyjemność z analizowania poszlak oraz strzępków informacji. Z drugiej strony, podhalańską rzeczywistość zasiedla wiele "osobistości", którym źle z oczu patrzy i nietrudno podejrzewać je o niecne intencje. Szczególnie szef nocnego klubu Karol Hyrny wygląda, jakby urwał się z planu "Furiozy" albo mafijnego uniwersum Patryka Vegi. Komendant Nogaj, przełożony Jędrka, również został narysowany trochę zbyt grubą kreską, bo w kontraście do młodego idealistycznego policjanta od razu budzi nieufność i brak sympatii. Oczywiście "Śleboda" podąża znanymi szlakami i oferuje widzom dość klasyczną historię, ale nie wszystko można usprawiedliwić świadomą kalkulacją czy prostotą.
Ambiwalentne uczucia wiążą się nie tylko ze ściśle gatunkowymi sprawami. Wątki obyczajowe bywają niestety mocno skrótowe i powierzchowne. Myślę zwłaszcza o rzekomo głębokim doświadczeniu powrotu Anki do korzeni. Choć główna bohaterka dużo spaceruje po okolicy, rozmawia z krewnymi i starymi znajomymi oraz wypytuje o zamgloną przeszłość, odbywa uproszczoną psychologicznie podróż. Pewnie dlatego, iż twórcy muszą rozdzielać uwagę między kilka pierwszoplanowych postaci i gubią odpowiedni balans. Potrzeba więcej dramaturgicznego oddechu, żeby dobrze oddać tak delikatne kwestie jak oderwanie od tradycji, wychodzenie z żałoby czy wskrzeszanie młodzieńczych emocji. Równocześnie serial intrygująco i niejednoznacznie nawiązuje do mrocznych kart historii, a także unika pułapki eksploatowania lokalnej kultury. Losy Jana Ślebody okazują się nierozerwalnie związane z tematem Goralenvolk, który przez cały czas dzieli podhalańską społeczność i znalazł już ekranową reprezentację w "Białej odwadze". Tym razem góralskie wybory i postawy z czasów II wojny światowej rezonują na teraźniejszość, dokładając się do krytycznego obrazu regionu. Mieszkańcy podtatrzańskich miejscowości to w większości konserwatyści, ale umiejący się wspierać i bronić własnego dorobku. Mają zresztą specyficzny stosunek do turystów – potrafią być i życzliwymi gospodarzami, i obrotnymi biznesmenami. Twórcy celnie punktują lokalne wady, a jednocześnie nie pchają przed kamerę ludowych strojów czy oscypków; zachowują szacunek do tamtejszych zwyczajów i pokazują, iż życie w górach wcale nie jest usłane różami. choćby zdjęcia Tomasza Augustynka nie estetyzują przesadnie Tatr, dawkując nam ich niezaprzeczalne piękno oraz majestat.
Co ważne, "Śleboda" stoi dobrym aktorstwem, które miejscami zakrywa scenariuszowe słabości. Maria Dębska ("Bo we mnie jest seks") nie dostała wprawdzie roli na miarę swojego talentu, ale nasyca portret Anny wieloma niuansami i autentyczną wrażliwością. Piotr Pacek (pamiętny Duchnowski z "Kosa") sprawdza się zarówno jako zdeterminowany glina, jak i mężczyzna rozdarty między szczęściem rodzinnym a porzuconą miłością. Obsadowym sukcesem jest też wybór Macieja Musiała, za pomocą którego Bastian ma w sobie tyle samo irytującej bezczelności, co szelmowskiego uroku. Show kradnie jednak legendarna Anna Nehrebecka jako Babońka – ostoja tradycji, powierniczka sekretów i ludowa mędrczyni w jednej osobie. Relacja wiekowej kobiety z Anką przypomina relację babci z wnuczką i staje się jednym z najsubtelniejszych fabularnych motywów. W ogóle dla takich detali warto oglądać "Ślebodę". Całościowo serial wypada może przeciętnie i nie przynosi gatunkowych nowinek, ale nie został ściągnięty prosto z taśmy produkcyjnej. Twórcy łapią podhalańskiego ducha, poważnie traktują kryminalny sztafaż, a także trzymają wysokie standardy realizacyjne. Niewykluczone więc, iż jeszcze spotkamy się z Anką i Bastianem.