Godziny duchów

filmweb.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: plakat


Pośród szarych, betonowych ścian nie ma prawa mieszkać radość, a ośnieżone szczyty, tak różne od rozlewającej się po wzgórzach nowozelandzkiej zieleni, do jakiej zdążyło przyzwyczaić nas kino, słońca nie zaznały bodaj nigdy. Stojący pośrodku malowniczej nicości dom pozbawiony jest choćby śladu ludzkiej bytności. Próżno tam szukać okruszka chleba na kuchennym blacie czy skarpetek porzuconych na podłodze przy łóżku. A jednak ktoś tam mieszkał, żył, kochał. I umarł.

Dacre Montgomery
  • POP Film
  • Causeway Films
  • Screen Australia

Jill (Vicky Krieps), dochodząca do siebie po samobójstwie ukochanej, samotna bynajmniej nie jest. Na czuwanie przy zwłokach przybywają licznie ci, co denatkę lubili bądź chociaż szanowali. Pośród tłumu jest też zagadkowy młodzieniec, niejaki Jack (Dacre Montgomery), który twierdzi, iż jest synem zmarłej, choć matki nigdy nie poznał. Nie ma tu żadnej tajemnicy czy intrygi, mężczyzna faktycznie jest tym, za kogo się podaje, a jego motywy są znane od progu. Chce pożegnać kobietę, która oddała go niedługo po narodzinach. "Nawet o ciebie nie walczyła", słyszy od ciotki. Tyle iż Jill, cokolwiek zaskoczona obecnością Jacka, nie ma pojęcia, kto po chłopaka dzwonił, informując o zbliżającym się pogrzebie, choć on sam twierdzi, iż przecież ona. I to też wyjaśnia się od razu. Zmarła Elizabeth nie przypadkiem sprowadziła tu syna, potrafi bowiem komunikować się z obojgiem zza grobu, tyle iż potrzebuje do tego ich ciał. Do Jacka mówi jako Jill, a do Jill jako Jack. Na film składają się ich długie, acz oszczędne, conocne rozmowy, dyskusje, rozliczenia przeszłości oraz, za dnia, kiedy są na powrót wyłącznie Jackiem i Jill, próby rozumowej i emocjonalnej interpretacji teraźniejszości.

Choć "Opętani" czerpią chętnie z estetyki horroru, zwłaszcza bliżej finału, klasyczna opowieść o duchach, do której co i rusz film nawiązuje, to raczej sztafaż pomagający Samuelowi Van Grinsvenowi utrzymać ponury, pełen napięcia nastrój. Bo jego dzieło to przede wszystkim refleksja na temat przeżywania żałoby, studium smutku. Ale, pozostając wiernym obranemu wyjściowo gatunkowi, młody jeszcze reżyser nie odpływa ku psychologicznemu dramatowi. Igra raczej z niewygodnymi i wymagającymi interpretacyjnie inscenizacjami, aranżując sceny zbliżeń cielesnych między Jackiem i Jill, którzy nie odczuwają do siebie pociągu – oboje są homoseksualni. Mimo to po "nawiedzeniu" syn Elizabeth na krótko przestaje być synem Elizabeth i staje się, po prostu, Elizabeth.

Vicky Krieps
  • POP Film
  • Causeway Films
  • Screen Australia

Van Grinsven nie robi tego dla czystej sensacji, dla czczej prowokacji, bo ten kazirodczy (czyżby?) związek między umysłem a ciałem z czasem staje się symptomatyczny dla ogółu relacji nawiązywanych przez samobójczynię jeszcze za życia. Porzucony Jack i, a jakże, porzucona Jill to ofiary zmarłej kobiety, tkwiące w toksycznym związku z życzeniowym wyobrażeniem na temat Elizabeth. I coraz dosłowniej staje się ona eterycznym pasożytem, egotycznym duchem, dla którego syn i ukochana sprowadzeni zostają do roli pustych naczyń, narzędzi. Oczywiście nie sposób nam zrozumieć ścieżek myślowych zmarłych, być może agresja, jaką zaczyna coraz śmielej przejawiać tkwiąca na granicy życia i śmierci kobieta, jest konsekwencją jej nieokreślonego stanu istnienia. Ale "Opętani" sugerują jednak cokolwiek jednoznacznie, iż bezwarunkowa miłość Jacka, który choćby matki nie znał, i pogubionej, zahukanej Jill, stłamszonej przez partnerkę, to uczucie przez Elizabeth bezwzględnie wyciśnięte do sucha. Nie znaczy to, iż tamta na kochanie nie zasłużyła. Tylko iż je wykorzystała.

Van Grinsven, dbając o dopracowanie strony formalnej filmu – zdjęcia Tysona Perkinsa są bezbłędne – umiejscawia "Opętanych" bliżej półki arthouse’owej niż gatunkowej. Nie jest to żadnej przytyk, ale nie do końca potrafi ten ciężar unieść. Zawala film nadmiarem wypełniaczy i nieuzasadnionymi dłużyznami, które nie mają umocowania fabularnego. Ba, sam finał wybrzmiałby mocniej, dobitniej, głośniej, gdyby ten nie przeciągał go niemiłosiernie. Są to jednak błędy wynikające z ambicji, z mierzenia wysoko. Po prostu nie zawsze udaje się Van Grinsvenowi doskoczyć. Na szczęście świetni są Montgomery i Krieps, zarówno jako Jack i Jill i jako Elizabeth. Całkiem słusznie mówi się, iż mamy świetny rok dla horroru i choć "Opętani" nie są esencjonalnym kinem grozy, to stanowią dowód na to, iż można, iż trzeba, na tym gruncie ulepić coś oryginalnego.
Idź do oryginalnego materiału