„Glina. Nowy rozdział” to nieformalny 3. sezon kultowego polskiego serialu TVP, który powraca po latach dzięki platformie SkyShowtime. Sprawdzamy, czy warto oglądać.
Moda na nostalgię i powroty po latach trwa w najlepsze i dotarła także do Polski, czego najlepszym przykładem jest powrót „Gliny” – serialu TVP, który na przestrzeni lat dorobił się statusu kultowego. I choć o jego powrocie przebąkiwano od lat, to dopiero teraz, po 17 (!) latach, doszedł on wreszcie do skutku. Ale ponieważ żyjemy w erze streamingu, w pierwszej kolejności możecie oglądać go w serwisie SkyShowtime, który przywrócił serial do życia w koprodukcji z telewizją publiczną. Tylko czy takie powroty po latach faktycznie mają sens? Widzieliśmy przedpremierowo całość – czyli sześć odcinków – i oceniamy.
Glina. Nowy rozdział – Jerzy Radziwiłowicz powraca
„Glina” to w końcu w dużej mierze produkt swoich czasów – pokazujący Polskę wychodzącą już z terapii szokowej, jaką była transformacja. Wciąż była to jednak Polska, gdzie dawne układy miały duże znaczenie, choć łokciami rozpychały się w niej już inne grube misie, utuczone w kraju wolnym od komuny, ale niekoniecznie w legalny sposób. W takim krajobrazie musieli radzić sobie doświadczony „pies” Andrzej Gajewski (Jerzy Radziwiłowicz) i młody Artur Banaś (Maciej Stuhr), który na początku serialu dołącza do „zabójców”, czyli policjantów z warszawskiego wydziału zabójstw. Przez dwie dekady zmieniło się jednak wiele, można wręcz powiedzieć, iż tamtej Polski już nie ma. Jak zatem bohaterowie odnajdują się w nowej rzeczywistości?

Na początek wyjaśnienie – oryginalny „Glina” zostawił widzów z dużym cliffhangerem. Andrzej Gajewski został postrzelony i wydawało się, iż uwielbiany przez widzów bohater zginął. To jednak telewizja – dopóki nie masz jednoznacznego potwierdzenia śmierci, nie możesz być pewien, iż ta faktycznie miała miejsce. Dlatego też, gdy ogłaszano powrót „Gliny”, wszyscy zastanawiali się, czy Radziwiłowicz powróci do swojej kultowej roli. Aktor nie pojawił się w żadnych materiałach promocyjnych, SkyShowtime milczał jak zaklęty. Dopiero kilka dni przed premierą serialu w tym serwisie otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie – Gajewski wraca. W jaki sposób? Tego wciąż nie mogę zdradzać, ale warto docenić, iż przy okazji tego powrotu twórcy nieco zabawili się z widzami i mrugnęli do nich okiem, co zobaczycie już w pierwszej scenie.
W samych „zabójcach” pałeczkę od Gajewskiego w naturalny sposób przejmuje jego wychowanek, Artur Banaś, który na przestrzeni lat dorobił się na mieście nowej ksywki – „Łowca skór”. Lata pracy w policji oczywiście odcisnęły na nim swoje piętno, a pod pewnymi względami Banaś będzie przypominał Gajewskiego ze starego „Gliny”, co w sumie jest spełnieniem wróżby z poprzednich sezonów. W jego życiu prywatnym zdecydowanie nie jest kolorowo, ze związku z Julią (Anna Cieślak) nic nie zostało, poza córką, z którą bohater, zupełnie jak niegdyś Gajewski, ma bardzo bliską relację. W pracy Banasiowi wciąż towarzyszy Jóźwiak (Jacek Braciak), pod względem życia rodzinnego przez cały czas będący zupełnym przeciwieństwem swoich kolegów po fachu.
Glina sezon 3 – kim jest nowa bohaterka Tamara Rudnik?
Już na początku nowego sezonu do bohaterów dołączy młoda aspirantka, Tamara Rudnik (Nela Maciejewska, „Polowanie na ćmy”), dzięki czemu znów będziemy mogli usłyszeć, tym razem z ust Banasia, zdanie „Witamy w zabójcach”. Relacja „Młodej” i Banasia będzie po części odbiciem relacji tego drugiego z Gajewskim. Taka analogia narzuci się od razu, a podobieństw zobaczymy naprawdę sporo. Ale spokojnie, nowy sezon „Gliny” w żadnym wypadku nie stanie się kalką poprzednich. Choćby dlatego, iż Tamara to tak naprawdę pierwsza w historii tego serialu kobieca postać z krwi i kości. To od dawna był jeden z najczęściej podnoszonych zarzutów wobec „Gliny” – iż w tym do cna męskim świecie kompletnie zapomniano o stworzeniu wiarygodnych bohaterek.

Owszem, była powracająca i teraz patolożka Olga Seifert (Agnieszka Pilaszewska), ale ona zawsze funkcjonowała tutaj na trochę innych zasadach. Rudnik i grająca ją Nela Maciejewska wchodzą tutaj jednak z drzwiami, ale wyrazistych kobiecych postaci będzie w tym sezonie więcej, ich role nie ograniczą się już jedynie do bycia kochankami bądź ofiarami. To chyba największa zmiana w serialu wciąż pisanym przez Macieja Maciejewskiego, a reżyserowanym teraz już przez duet – do Władysława Pasikowskiego dołączył Dariusz Jabłoński, w poprzednich sezonach pełniący rolę producenta.
Trudno bowiem jako zmianę traktować to, iż Warszawa i cały serialowy świat wyglądają już inaczej – to w końcu naturalna konsekwencja upływu aż 17 lat, odkąd poprzednio widzieliśmy się z bohaterami. Ale fakt, iż świat dookoła nas wyładniał, a stolica nie tonie już w papierosowym dymie, wcale nie oznacza, iż zmieniła się ludzka natura. Tu zmian nie odnotowano. Maciejewski i spółka zabierają nas w podróż przez jej zakamarki i tak, jak poprzednio, potrafią zaserwować nam wciągające historie, które będą toczyły się na przestrzeni kilku odcinków. W nowym sezonie dostajemy aż trzy, czasem toczące się równolegle, a każda z nich będzie miała swój własny charakter.
Glina: Nowy rozdział – czy wciąż warto oglądać serial?
Jedna z nich będzie wyjątkowo osobista, inna dotyka wyzwań współczesności, a kolejna być może oburzy pewne środowiska – zupełnie jak historia o zabójstwie Romów z 2. sezonu. Sposób narracji nie uległ zatem wielkiej zmianie względem tego, do czego mogliśmy się przyzwyczaić. Tam, gdzie tylko mogą, twórcy pozostają wierni korzeniom „Gliny”, choć siłą rzeczy klimat nie jest już tak gęsty i mroczny, jak niegdyś. Policjanci rzadziej przekraczają granice – choć wciąż im się to zdarza – a wokół nich mniej jest korupcji. Cały ten świat zdaje się być bardziej ucywilizowany, ale wizyta w nim wciąż pozostaje przyjemnością.

Szkoda tylko, iż choćby tacy weterani jak Maciejewski i Pasikowski musieli ugiąć się przed wymogami współczesnej telewizji i tym samym dostosować do nich liczbę odcinków nowego sezonu. Sześć to zdecydowanie za mało, zwłaszcza iż im dalej w las, tym lepiej. Dlatego też łatwo odnieść wrażenie, iż ledwo ten „Nowy rozdział” zostaje otwarty, a już trzeba go zamknąć. Końcówka sezonu jasno sugeruje jednak, iż to wcale nie musi być definitywny koniec – wszak trupów w Warszawie nigdy nie zabraknie, a bohaterowie jeszcze długo będą mieli co robić.
Powrót po tylu latach obarczony był ryzykiem, ale finalnie twórcy „Gliny” wyszli z tego trudnego zadania obronną ręką. Choć nowych odcinków nie stawiałbym na równi z tymi sprzed lat, to wciąż jest to kawał porządnego, mięsistego kryminału, który pozostaje wierny obranej niegdyś drodze. Skoro zmienił się świat, to musiał zmienić się też sam serial. Na szczęście pozostają także rzeczy niezmienne. „Zabójcy” wciąż stoją po stronie sprawiedliwości, nie dali się skundlić, a gdy krążą ulicami Warszawy, w tle przygrywa im muzyka Michała Lorenca z ponadczasowym i nieśmiertelnym saksofonem. Taką nostalgię lubię i poproszę o więcej.