Czytaj też: Muzeum Susch, czyli u Grażyny Kulczyk na końcu świata. Tego sukcesu mało kto się spodziewał
Gierowski: zaskakująco skromnie
W przestrzeniach FSG wciąż odbywa się jubileuszowy pokaz „Malowanie jest radością!”. Sęk w tym, iż to jedyna duża wystawa w całym 2025 r. poświęcona Stefanowi Gierowskiemu. I ma się już ku końcowi. Mniejszy pokaz przygotowano jeszcze tylko w Toruniu, gdzie Muzeum Okręgowe do połowy października prezentuje kilkanaście obrazów (Gierowski był doktorem honoris causa toruńskiego UMK). Tak więc mamy dwie wystawy, w tym jedną w siedzibie prywatnej fundacji samego twórcy.
Zaskakująco skromnie jak na artystę tej ligi. Przede wszystkim mamy do czynienia z wybitną postacią, jedną z najważniejszych po 1945 r. W jednym z tekstów Piotr Sarzyński przedstawił Gierowskiego w następujący sposób: „bodaj największy klasyk polskiej powojennej awangardy malarskiej”. Twórczość tego czołowego abstrakcjonisty znalazła się w kolekcji m.in. Centrum Pompidou.
Ale był również pedagogiem. Gierowski zawodowo związał się z warszawską ASP, przez jego pracownię przewinęło się wielu twórców, których śmiało można już określić mianem klasyków, jak Jarosław Modzelewski czy Marek Sobczyk z kultowej Gruppy. Okazja do zorganizowania przekrojowej wystawy z dawnymi studentami także nie została wykorzystana.
Chyba największa ironia losu jest taka, iż w setne urodziny Gierowski doczekał się retrospektywy... w Chinach. Wystawa nosiła tytuł „That’s How the Light Gets in. The Art of Stefan Gierowski”. Pokaz zorganizowany został w Guangdong Museum of Art w Kantonie, potrwał od stycznia do marca. Nie był to debiut artysty na chińskiej ziemi – w 2024 r. solową wystawę urządził Pekin. Może chińskie zainteresowanie podziała stymulująco nad Wisłą?
Czytaj też: Recenzja wystawy: Portret gruppowy