28-latek z małej wsi Śliwniki pod Ozorkowem w województwie łódzkim zszokował widzów, bezbłędnie odpowiadając na wszystkie (!) pytania. Ogromna wiedza, opanowanie, refleks… W niemal 30-letniej historii programu żaden z uczestników choćby nie zbliżył się do takiego wyniku. Niestety, Baranowskiego zabrakło w wyczekiwanym wielkim finale teleturnieju…
Mimo zmieniających się ramówek telewizyjnych wciąż są programy, które możemy regularnie oglądać na szklanym ekranie. Takim jest emitowany od czerwca 1994 roku w Telewizji Polskiej teleturniej „Jeden z dziesięciu” (wyjątkiem była kilkumiesięczna przerwa w 2020 roku spowodowana pandemią koronawirusa). Niemal taka sama, nieprzekombinowana scenografia, ten sam prowadzący i te same zasady gry, które mają wyłonić zwycięzcę z największą, najszerszą wiedzą. Wachlarz pytań obejmuje adekwatnie wszystkie dziedziny życia. Zadaje je legendarny dziennikarz Tadeusz Sznuk.
Niezwykle kulturalny, zawsze ubrany w elegancki garnitur. Nie szuka kontrowersji, nie dąży do prowadzenia show w amerykańskim stylu, nikogo nie faworyzuje, nigdy nie drwi z uczestników. Nie przechodzi z nimi na „ty”, trzyma się formy „pan, pani”. Nuda? Nie! Oglądanie „Jednego z dziesięciu” jest przyjemną odmianą od wielu często żenujących reality show, jakimi w ostatnich latach zachłysnęli się nadawcy telewizyjni. Nigdy wcześniej „Jeden z dziesięciu” nie zdobył takiego rozgłosu jak po emisji przedostatniego odcinka 140. edycji z 22 listopada. Wszystko za sprawą Artura Baranowskiego. A adekwatnie pana Artura.