Wszystko tu jest: determinacja, frustracja, waleczność, kryzys wiary w swoje moce i cudowne odrodzenie. Całe przekleństwo, piękno i paradoks dyscypliny: osamotnienie na korcie i poza nim, ale na oczach wszędobylskich kamer.
„French Open” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego we Wrocławskim Teatrze Pantomimy to sceniczna i dość wierna rekonstrukcja tego meczu. Premierę zaplanowano na sobotę 31 maja, w 24. urodziny najlepszej polskiej tenisistki. Karolina Pewińska (Iga Świątek) i Agnieszka Dziewa (Naomi Osaka) włożyły sporo wysiłku, żeby oddać styl gry obu zawodniczek. Dużo biegają, podobnie serwują, Pewińska drobi jak Polka (słynna praca nóg), Dziewa posyła kąśliwe forhendy. Specjalny ukłon należy się bohaterce drugiego planu, inspicjentce Klaudii Jakubowskiej, która musi upilnować każdy gem. Dramaturgię (zadanie Igi Gańczarczyk) oprócz pary tenisistek potęguje gra dźwięków i świateł. To spektakl wyczynowy z publicznością w roli kibiców uzbrojonych w chorągiewki (te z hasłem „Go Iga!” rozeszły się prędzej) i popcorn.
Na czym cała teatralna sztuczka polega, nie ujawnię, dość powiedzieć, iż zdaniem twórców ten eksperyment to „performatywne przekroczenie” z atrakcjami. Sędziowie i ballboye animują publiczność do rytmu „Samba de Janeiro” (tego się na turniejach nie uświadczy), kamery poszukują na trybunach par i gwiazd (to już owszem), a komentator (Kuba Pewiński) ma wyuczone wszystkie sztandarowe kwestie („ręce same składają się do oklasków”).