Wystarczy pobieżny rzut oka na listę tegorocznych laureatów, by nabrać przekonania, iż następuje wyraźna zmiana tonu w polskim kinie. Smarzowski, Pasikowski, Machulski, a więc faworyzowani mistrzowie, wyjechali z Gdyni bez nagród. Także „Chopin, Chopin!” – najdroższa polska superprodukcja z budżetem blisko 70 mln zł – doczekał się jedynie wyróżnień za kostiumy i scenografię. To nie przypadek. Najgoręcej były przyjmowane propozycje młodych: ironiczne, dowcipne, na swój sposób odważne formalnie, niby dostosowane do tiktokowej wrażliwości 20–30-latków, a tak naprawdę przewrotnie przełamujące konwencję feel good movies.
Absurdalna komedia o nastolatkach wcielających się w postaci z gier fabularnych „LARP. Miłość, trolle i inne questy” Kordiana Kądzieli (współautora sukcesu „1670”) czy nakręcona w rytmie teledysku współczesna wersja „Romea i Julii” osadzona w środowisku niewidomych „Światłoczuła” Tadeusza Śliwy – to czysta rozrywka.