W konkursie głównym tegorocznego 50. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni znalazło się debiutanckie dzieło Emi Buchwald "Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej". To komediodramat o wchodzącym w dorosłość rodzeństwie, które stara się budować niezależne drogi życiowe, nie tracąc przy tym łączących ich więzi. Zobaczcie naszą rozmowę z reżyserką, a także przeczytajcie recenzję filmu.
Ghost Story
autor: Maciej Satora
Jeśli stare domy faktycznie bywają przestrzeniami duchowych nawiedzeń, to mieszkają w nich półprzezroczyste wcielenia nas samych, nie żadnych tam zmarłych przed laty poprzednich lokatorów. Poukrywane w sękach drewnianych paneli, niedomykających się półeczkach, gęstych splotach dywanów i zawilgniętych wybrzuszeniach farby na ścianach, okazjonalnie wychodzą, żeby nam o czymś przypomnieć, pozwolić zachować coś na dłużej. W "Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej", zachwycająco kameralnym debiucie Emi Buchwald, zjawy zamiast rozmytym kształtem są stłumionym dźwiękiem, głosem dochodzącym z przeszłości. W prześlizgującym się po kolejnych pomieszczeniach mastershocie z początku wyraźnie słyszymy, jak chichoczą i szepczą do siebie nawzajem. Pokoje stoją jednak puste. Poza brzmieniem wspomnień nikogo w nich nie ma.
Wbrew tytułowi, w mieszkaniu na Dobrej duchy były jednak od zawsze, wprowadzając się i wyprowadzając wraz z kolejnymi właścicielami – przymknięcie oczu w trakcie seansu pozwala mi wyobrazić sobie spokój, z jakim pakują walizki, zanim na zawsze rozpuszczą się w powietrzu. Stworzone z ektoplazmy, białego prześcieradła albo – jak woli Buchwald – sumy naszych nieprzepracowanych problemów, chowały się w domowe zagłębienia i trwały tak równolegle do żyć spokojnie toczonych przez lokatorów. O ich nieprzerwanej obecności wiemy z przysłuchiwania się dialogowi rozpisanemu na cztery dominujące film partie: Janę (Karolina Rzepa), Franka (Tymoteusz "Szczyl" Rożynek), Nastkę (Izabella Dudziak) i Benka (Bartłomiej Deklewa). Znajdujące się w centrum opowieści rodzeństwo warszawskich dwudziestoparolatków różni się w interpretacji metafizycznych zjawisk w ich rodzinnym mieszkaniu, tak samo, jak różni się adekwatnie we wszystkim innym.
Opisowi tych charakterologicznych kontrastów instynktownie poświęciłbym tu teraz cały akapit, ale czuję, iż zepsułbym tym samym wrażenie, o które z taką pieczołowitością dba reżyserka. Siła narracji "Duchów" kryje się bowiem w stopniowym zapoznawaniu jej bohaterów przez widza: empatycznym podchodzeniu coraz bliżej, uważności na przejawy kryzysów, pęknięcia i zawsze nieprzypadkowe słowa, które próbują je jakoś uchwycić. Swoją metodą prowadzenia filmu nie fabułą, a ciągnącymi nas za rękę postaciami, Buchwald osiąga tak rzadkie w polskim kinie wrażenie nawiązania jakiejś autentycznej bliskości z sylwetkami na ekranie. W mieszkaniu na Dobrej jesteśmy gośćmi, którzy z szacunku chcą zdjąć buty w przedpokoju, wsłuchać się w wartki ciąg bratersko-siostrzeńskich spraw i stopniowo zżyć z ich losami, być obok nich.
Pełną recenzję filmu "Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej" przeczytacie klikając TUTAJ.
Rozmawiamy z Emi Buchwald, reżyserką "Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej"
"Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej" – recenzja
Ghost Story
autor: Maciej Satora
Jeśli stare domy faktycznie bywają przestrzeniami duchowych nawiedzeń, to mieszkają w nich półprzezroczyste wcielenia nas samych, nie żadnych tam zmarłych przed laty poprzednich lokatorów. Poukrywane w sękach drewnianych paneli, niedomykających się półeczkach, gęstych splotach dywanów i zawilgniętych wybrzuszeniach farby na ścianach, okazjonalnie wychodzą, żeby nam o czymś przypomnieć, pozwolić zachować coś na dłużej. W "Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej", zachwycająco kameralnym debiucie Emi Buchwald, zjawy zamiast rozmytym kształtem są stłumionym dźwiękiem, głosem dochodzącym z przeszłości. W prześlizgującym się po kolejnych pomieszczeniach mastershocie z początku wyraźnie słyszymy, jak chichoczą i szepczą do siebie nawzajem. Pokoje stoją jednak puste. Poza brzmieniem wspomnień nikogo w nich nie ma.
Wbrew tytułowi, w mieszkaniu na Dobrej duchy były jednak od zawsze, wprowadzając się i wyprowadzając wraz z kolejnymi właścicielami – przymknięcie oczu w trakcie seansu pozwala mi wyobrazić sobie spokój, z jakim pakują walizki, zanim na zawsze rozpuszczą się w powietrzu. Stworzone z ektoplazmy, białego prześcieradła albo – jak woli Buchwald – sumy naszych nieprzepracowanych problemów, chowały się w domowe zagłębienia i trwały tak równolegle do żyć spokojnie toczonych przez lokatorów. O ich nieprzerwanej obecności wiemy z przysłuchiwania się dialogowi rozpisanemu na cztery dominujące film partie: Janę (Karolina Rzepa), Franka (Tymoteusz "Szczyl" Rożynek), Nastkę (Izabella Dudziak) i Benka (Bartłomiej Deklewa). Znajdujące się w centrum opowieści rodzeństwo warszawskich dwudziestoparolatków różni się w interpretacji metafizycznych zjawisk w ich rodzinnym mieszkaniu, tak samo, jak różni się adekwatnie we wszystkim innym.
Opisowi tych charakterologicznych kontrastów instynktownie poświęciłbym tu teraz cały akapit, ale czuję, iż zepsułbym tym samym wrażenie, o które z taką pieczołowitością dba reżyserka. Siła narracji "Duchów" kryje się bowiem w stopniowym zapoznawaniu jej bohaterów przez widza: empatycznym podchodzeniu coraz bliżej, uważności na przejawy kryzysów, pęknięcia i zawsze nieprzypadkowe słowa, które próbują je jakoś uchwycić. Swoją metodą prowadzenia filmu nie fabułą, a ciągnącymi nas za rękę postaciami, Buchwald osiąga tak rzadkie w polskim kinie wrażenie nawiązania jakiejś autentycznej bliskości z sylwetkami na ekranie. W mieszkaniu na Dobrej jesteśmy gośćmi, którzy z szacunku chcą zdjąć buty w przedpokoju, wsłuchać się w wartki ciąg bratersko-siostrzeńskich spraw i stopniowo zżyć z ich losami, być obok nich.
Pełną recenzję filmu "Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej" przeczytacie klikając TUTAJ.
"Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej" – zwiastun

















