GDYNIA 2024: zwiedzamy "Wrooklyn Zoo" z Krzysztofem Skoniecznym

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni ma już za sobą pierwsze pokazy. Obejrzeliśmy między innymi walczący w tym roku o Złotego Lwa "Wrooklyn Zoo" Krzysztofa Skoniecznego. Poniżej znajdziecie fragment naszej recenzji autorstwa Jakuba Demiańczuka, a całą można już przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.

Sam Krzysztof Skonieczny opowiedział nam natomiast nie tylko o samym filmie, ale trochę też o sobie samym, swoich dziadkach i babciach oraz pewnym magicznym zegarku. Posłuchajcie rozmowy przeprowadzonej przez Łukasz Muszyńskiego.

Krzysztof Skonieczny: To był ostatni moment na nakręcenie tego filmu






recenzja filmu "Wrooklyn Zoo", reż. Krzysztof Skonieczny


SK8 or Die!
autor: Jakub Demiańczuk

Mam nadzieję, iż nikt nie kształtuje swoich wyobrażeń o młodzieży na podstawie polskich filmów. Poprzeczka zawieszona jest bardzo nisko i choć podnoszą ją nieco filmy takie jak "Ostatni komers" czy seriale w rodzaju "Absolutnych debiutantów", przez ekrany przewija się parada pazernych bachorów albo koncesjonowanych buntowników. Na szczęście bohaterowie "Wrooklyn Zoo" są wyraziści, żywi, niesztampowi – choćby jeżeli to równie przekłamany wizerunek, to przynajmniej wyróżniają się z tłumu.

Na pewno chce się wyróżniać Adam Kosa Kosiński (Mateusz Okuła), samozwańczy najlepszy skejter Wrocławia. Ma naturę punkowca, oceny poprawia, romansując z atrakcyjną nauczycielką, marzy o tym, by wygrać lokalne deskorolkowe zawody, bo wtedy dostanie szansę wyjazdu na turniej do Los Angeles. Jest wolnym duchem, choć w głębi serca nie do końca przepracował tragiczną śmierć rodziców. Opiekuje się nim dziadek Staszek (Jan Frycz), człowiek do rany przyłóż, który jednak nie do końca potrafi – a może choćby nie bardzo chce – zapanować nad wybrykami wnuka. Kosa jeździ z kumplami na deskach, baluje do utraty sił, od czasu do czasu wdaje się w bójki z gangiem skinheadów. Wszystko wokół niego się jednak zmienia, gdy poznaje Romkę Zorę (Natalia Szmidt), dziewczynę przymuszaną przez rodzinę do aranżowanego małżeństwa. Dla miłości od pierwszego wejrzenia Kosa będzie w stanie dużo zaryzykować.


"Wrooklyn Zoo" przypomina fantazję nastolatka wchodzącego w dorosłość: uwolnionego od rodzicielskiej kontroli, podrywającego najładniejsze dziewczyny w szkole, stającego w obronie słabszych, potrafiącego przekuć swój talent w szansę na lepszą przyszłość i jeszcze będzie w stanie każdą z tych rzeczy poświęcić dla prawdziwego uczucia. To wszystko sprawia wrażenie, jakby pomysł na fabułę kilkunastoletni Krzysztof Skonieczny zanotował gdzieś na końcu zeszytu od polskiego w późnych latach dziewięćdziesiątych (chyba nie bez powodu piękną nauczycielkę gra Renata Dancewicz), ale dopiero czterdziestoparoletni reżyser miał talent i przede wszystkim możliwości, by ten koncept zrealizować i wzbogacić o nowe, poważniejsze wątki. Zaczyna się jak wariacja na temat "Kids" Harmony'ego Korine'a, ale kończy już jak hołd złożony Tony'emu Gatlifowi, w środku przeplatają się jeszcze klisze z filmów skejtowych, coming of age, kina bandyckiego i rzecz jasna "Romea i Julii", bo każda opowieść o miłości dwojga ludzi ze skrajnie różnych grup społecznych już po wieki będzie skazana na porównania z Szekspirem.

Całą recenzję filmu "Wrooklyn Zoo" można przeczytacie na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ.

"Wrooklyn Zoo" – zwiastun





Idź do oryginalnego materiału